
Jakoś tak wyszło, ze ostatnimi czasy przyszło mi częściej niż drzewiej korzystać z publicznego transportu autobusowego. Nawiasem – bardzo sobie chwalę tą praktykę i niniejszym namawiam Sz. Czytelników do podobnych rozwiązań. Ale wracając do istoty – trochę to trwało nim udało mi się „nauczyć” dzisiejszych rozstrzygnięć „numerologicznych” KLA i realizować przejazd w kierunku, w którym zamierzałem jechać a nie np. „lądować” na Chmielniku zamiast – jak chciałem – na dworcu PKP.
Skutkiem czego nie miał kto na przykład odebrać z pociągu bogatego wujka, który w odwecie za takie potraktowanie wyeliminował mnie z zapisów testamentu. No i masz ci los – zamiast opływać na stare lata w dostatki przyjdzie mi co miesiąc czekać z utęsknieniem na listonosza z moją lichą emeryturą.
Ale poważniej – spróbuję niniejszym dokonać analizy porównawczej liczbowych oznaczeń tras kaliskich autobusów sprzed pół wieku i tych obecnie
Zacznę od „jedynki” – jedynego bodaj „numeru” kursującego onegdaj podobną – mniej więcej – jak i dzisiaj trasą. Początkowo przebijała się z Placu Kilińskiego środkiem miasta – przez Zamkową (wówczas Świerczewskiego), Rynek (pl. Bohaterów Stalingradu z przystankiem przy kamienicy, na której później pojawiły się podobizny tych, co sławią nasz gród), Śródmiejską (z mostem Kamiennym i kolejnym przystankiem przed Rogatką) i Górnośląską do dworca PKP. Kilka lat później MPK (poprzednik dzisiejszego KLA) wprowadziło dla jedynki dodatkową „zmutowaną” trasę wiodącą ulicami Legionów (wówczas Buczka), Ułańską, Bankową, Aleją, Sukieniczą i Kolegialną. Z czasem linię (w obu wersjach) przedłużono w obie strony – do ronda na Podmiejskiej i jeszcze później na Dobrzec oraz do hali na Łódzkiej a następnie do Winiar. Jeśli przyjrzymy się przebiegowi trasy „jedynek” konstatacja, że – zwłaszcza w godzinach szczytu – autobusy pękały w szwach, była oczywista. Na dworzec jeździła też później „dziewiętnastka” – dokładnie nie pamiętam przebiegu tej linii – należy sądzić, że by jej stworzenie miało sens (choć w tamtych czasach z jego odkryciem były czasem pewne problemy) 19-tki puszczano inną trasą niż 1-ki. W okolice dworca – dokładniej: na Obozową – kursowały też autobusy, utworzonej nieco później, linii „18”. Dzisiaj „18” zawiezie z Dobrzeca na Chmielnik zaś „19” – na Majków.
Ale z kolejnymi „numerami” robi się już totalny „galimatias”. „Dwójka” kilkadziesiąt lat temu kursowała na Wolicę. Woziła do domów (lub do szkół i do pracy) mieszkańców okolic Częstochowskiej, Piwonic, Lisa, Borka i Wolicy właśnie, prócz tego korzystali z niej zatroskani o zdrowie swoich bliskich chorych krewni pacjentów z wolickiego szpitala. W tym samym kierunku, tyle, że do Chełmc, jeździła „siódemka”. Samochodów osobowych było wówczas niewiele przeto poczciwe sany a potem jelcze zapełniały się uczniami, ludem pracującym miast i wsi (w tym przypadku również Chełmc) i czasami rekreantami szukającymi relaksu w lisowsko-chełmsko-wolickim lesie. Częstochowską jeździły też – mimo, że największe wówczas kaliskie zakłady: WSK miały swój własny tabor – autobusy linii: 9 – do Piwonic i 16 – nieco dalej – do Sulisławic. Nie pamiętam, czy – co by było chyba logiczne – tą ostatnią linię przedłużono z czasem do Żydowa. Dzieci z tej miejscowości uczyły się wszak w piwonickiej szkole, więc… Dla porównania – dzisiaj z „dwójki” (jak i „dwunastki”) korzystają mieszkańcy Kościelnej Wsi, studenci kampusu na Poznańskiej oraz – przede wszystkim – odwiedzający groby swoich zmarłych na Cmentarzu Komunalnym. Natomiast dzisiejsza „siódemka” zawiezie chętnych do Piwonic, „dziewiątka” do Winiar a „szesnastka” z Bażanciej na Obozową.
Jechaliśmy już Łódzką zatłoczonymi jedynkami a przecież usiłowały ją nieco odciążyć autobusy jeszcze trzech linii: 3 – kursy do Opatówka, 5 – do Tłokini i 10 – do Winiar (destynacja tej linii też pozostała bez zmian). Potęga zakładu Winiar wyrażająca się choćby liczbą tam zatrudnionych (w „szczycie” blisko 2 tys.) usprawiedliwiałaby taką dbałość miejskiego przewoźnika (skoro nie zadbał o to – wzorem WSK – sam zakład) o obsłużenie tej trasy. Poza tym liczne „interesy” w mieście mieli przecież mieszkańcy (robotnicy, uczniowie szkół) wymienionych miejscowości. A i ja sam pamiętam, jak w czasie wakacji, wzorem wielu rówieśników, jeździłem „piątką” do Tłokini by w tamtejszych sadach zarobić parę groszy na moje „wyższe” cele. Warunki do sezonowych zarobków – skoro o tym piszę – stwarzało też gospodarne Pólko. Chętnych do pracy, jak i rzecz jasna „póleckich” (i mieszkańców Warszawskiej i okolic) dojeżdżających do Kalisza obsługiwała linia nr 4. Dzisiejsze „trójki” obsługują (w kilku wariantach) kierunek Szałe lub Wolicę a „piątki” dla odmiany –Chmielnik. A „czwórka”? Ta, chyba w ogóle gdzieś się zapodziała.
Po przeciwnej stronie miasta – czyli ulicą Wrocławską – radośnie „mknęły” autobusy linii: 6 – do Skalmierzyc i 8 – nieco bliżej bo do Szczypiorna. Stanowiły one lokomocyjne udogodnienie dla uczniów tych miejscowości oraz pracowników dość licznych firm przemysłowych i usługowych z adresem: Wrocławska. I – jakby tego było mało – ofertę komunikacyjną wzbogacono jeszcze linię nr 14 – wieńczącą swój przebieg przy Chłodni. Dzisiaj z „szóstki” korzystają np. mieszkańcy Pólka zatrudnieni w Prat-cie na Elektrycznej a z „ósemki” – pragnący wstąpić w mury seminarium na Złotej. Nie znalazłem też we współczesnym rozkładzie „czternastki” co budzi podejrzenie, że przesądny ustalacz numerów w KLA ma złe skojarzenia z cyfrą cztery.
Ale wracamy na wschodnie rubieża – MPK-owscy specjaliści do spraw różnych nie zapomnieli o skomunikowania: dynamicznie rozbudowującego się przed półwieczem Majkowa – linia 11, i – via Majków – dalszych 12 Kokanina i Russowa – linia 12 i także z przebiegiem przez Majków – Pawłówka, Piotrowa i Jastrzębnik. Głowy nie dam (zresztą – kto by ją chciał?) ale wydaje mi się, że w pewnym okresie „jedenastka” trafiała też do Kościelnej Wsi. To by było logiczne – ludna to wieś i bogata, choć zapewne nie na tyle, by wszyscy tamtejsi posiadali wówczas własne samochody).
A do Kalisza trzeba było wtedy jeździć – w odróżnieniu od chwili obecnej, kiedy jegomość mający tabliczkę z napisem Kalisz tuż za płotem w sprawach urzędowych jeździ w zupełnie drugą stronę – do Gołuchowa a czasem jeszcze dalej – do Pleszewa. Dzisiejsza „jedenastka” dotrzymuje towarzystwa „dziesiątce” w Winiarach.
Młodszy czytelnik zaduma się teraz srodze: to na nasz Manhattan czyli Dobrzec, na który dzisiaj dociera ponad połowa linii KLA nic nie jeździło? Ano nie – Dobrzecką przez wieś aż do Biskupic kursowała jedynie „trzynastka”. Natomiast tu gdzie obecnie żyje, tworzy i (czasami) się rozmnaża ponad 40 tys. kaliszan rozciągały się pola rozmaite pozłacane pszenicą, posrebrzane żytem… i innymi ziemiopłodami, w zbieraniu których gospodarnym włościanom z Dobrzeca pomagali (za dniówki) młodsi kaliszanie (patrz wyżej – Tłokinia i linia nr 5). Dzisiejsza „trzynastka” w zasadzie też wozi chętnych na obrzeża Dobrzeca – od nieco innej jednak strony.
W ten sposób wywieźliśmy i przywieźliśmy (a właściwie uczyniły to autobusy MPK) zainteresowanych we wszystkich okołokaliskich kierunkach, pozostała nam linia typowo miejska – nr 15. Poetycko mógłbym napisać – łączyła stare z nowym: kursowała od starego centrum Kalisza – ulicy Babina do powstającego w tych latach mrocznych obiektów pożądania (to nie żadna aluzja – tak mi się tytuł filmu skojarzył) – bloków Kalińca. Obecne „piętnastki” nie poprzestają na Kalińcu i – rozpędzone – mkną aż do Skalmierzyc.
No i na koniec kilka uwag ogólnej natury. Może trochę dziwić, że długo nie prowadzono linii tam gdzie skumulowała się większość kaliskich zakładów przemysłowych, czyli na Piskorzewie. Sprawa wyjaśni się, kiedy uświadomimy sobie, że praktycznie oprócz Złotej nie łączyła tej dzielnicy z resztą Kalisza żadna przyzwoita ulica (Taborową pamiętamy?). A kiedy przebito wreszcie porządnie z Nowego Rynku Majkowską klasa robotnicza (jako „wiodąca” przecież siła narodu) zaczęła podróżować własnymi wypasionymi syrenkami, trabantami i maluchami a poza tym potem owa „większość” zakładów powoli przestawała być większością (czytaj: kolejne zakłady „nie wytrzymywały transformacji ustrojowej”).
„Pętle” czyli przystanki początkowe znajdowały się przede wszystkim na Pl. Kilińskiego – ponad połowa linii, na pl. Św. Józefa – tam gdzie dziś przykolegiacki parking a po dwie linie brały swój początek na Nowym Rynku (wtedy pl. 1 Maja ) i na Babinej. Czerwonymi (w odróżnieniu od głównie niebiesko-żółtych dzisiaj) autobusami jeździliśmy najczęściej w niemożebnym tłoku a połowa tego podróżującego towarzystwa „zwisała” chybotliwie na podsufitowych drążkach. I choć nie podróżowaliśmy na dachach (wzorem krajów egzotycznych) czy „outside” na stopniach pojazdów (patrz choćby warszawskie tramwaje) to pole do popisu dla kieszonkowców, „ocieraczy” i zwykłych gapowiczów (no bo jak w takim ścisku miał do Ciebie dotrzeć „kanar”?) było spore.
A skoro o biletach mowa – początkowo przy tylnych drzwiach, bokiem do kierunku jazdy, znajdowało się stanowisko konduktora (konduktorki). Ponieważ bilety kosztowały wówczas odpowiednio: 80 gr. normalny a 20 gr. ulgowy przeto na blacie znajdującym się przed dystrybutorami bilecików wesoło podskakiwały w czasie jazdy, po nie zawsze równym terenie, klapiaki spełniające rolę reszty od wpłaconego grubszego bilonu. Później bilety kupowaliśmy w kioskach Ruchu a w autobusach pojawiły się kasowniki, których budowa i technologia działania ewaluowała z biegiem lat. Współcześni wszystko to mogą sobie obejrzeć jako pasażerowie kursującego w sezonie turystycznym naszego zabytkowego „sana”. Już dzisiaj na taką przejażdżkę zapraszam…
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czwórki i czternastki rzeczywiście nie ma w Kaliszu od wielu lat. Nie wiedziałem, że "4" jeździła kiedyś na Warszawską, pamiętam ją za to jak łączyła centrum z Piwonicami. Za to piętnastki obecnie są... aż dwie: ze Skalmierzyc przez pl. Jana Pawła II na Piskorzewie, a druga na Majków - niektóre kursy wydłużone na Chmielnik, zatem trzeba uważać na tę niezrozumiałą numerację, bo zamiast na Tuwima można zajechać na Bażancią. Nie wiedzieć czemu dwie zupełnie różne linie 19 i 19E mające bodajże pięć wspólnych przystanków są podobnie oznaczone, co może być podchwytliwe zwłaszcza dla jeżdżących rzadko.