Wśród kaliskiej młodzieży marihuana traci na popularności na rzecz amfetaminy. Należałoby to skomentować przysłowiem: zamienił stryjek siekierkę na kijek albo z deszczu pod rynnę
Jak wynika z najnowszych danych, marihuanę przynajmniej raz w życiu paliło 26 proc. gimnazjalistów i 16 proc. gimnazjalistek. W przypadku szkół ponadgimnazjalnych jest to już 39 i 17 proc. Do kontaktów z amfetaminą przyznaje się 10 proc. uczniów gimnazjów i 9 proc. uczennic, a także 22 proc. chłopców uczących się w szkołach średnich i 11 proc. dziewcząt. W latach 90. amfetamina w Kaliszu była mniej popularna i trudniej dostępna, a wszechobecna wtedy marihuana – mniej groźna. – Dziś stosowana marihuana zawiera domieszkę substancji wzmacniających, wskutek czego stopień uzależnienia od niej jest większy. To jest zupełnie inna marihuana niż 8-10 lat temu, dlatego mówienie, że „to ziółko nic nie szkodzi”, jest nieporozumieniem – ostrzega Janusz Sibiński z miejskiego Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia. Od 2005 r. w placówkach kaliskiej służby zdrowia spada liczba przyjęć narkomanów. Dotyczy to jednak jedynie nowych pacjentów przyjmowanych po raz pierwszy. Osoby zaewidencjonowane wcześniej z reguły trwają w nałogu. Terapeuci przekonują o niskiej skuteczności pomocy ambulatoryjnej. Według nich skuteczniejszą formą leczenia jest pobyt w ośrodkach zamkniętych, gdzie narkoman izolowany jest od środowiska, w którym na co dzień przebywał. Z tego też powodu kaliszanie zwykle kierowani są do ośrodków położonych daleko od miejsca zamieszkania, np. do Elbląga czy Częstochowy. Władze Kalisza jak co roku zarezerwowały w projekcie budżetu ponad milion złotych na zapobieganie uzależnieniom i walkę z nimi, w tym z narkomanią. Pieniądze na ten cel pochodzą z kapslowego, czyli z opłat za pozwolenia na sprzedaż alkoholu. (kord)
Komentarze opinie