Reklama

Architektura dobra, ale niechciana?

21/06/2013 12:13

Kwitowano je słowem: „brzydkie”. A jednak grono ludzi odkrywających urodę budynków z okresu PRL rośnie. Dziwny fenomen czy prawidłowość dziejów? Niezależnie od intelektualnych trudności, nie możemy się uchylić od pytania, co z kaliskim dziedzictwem  tamtego okresu

Temat jest dziewiczy, czyli
    nie doczekał się jeszcze żadnego badacza. Na razie nasze środowisko naukowe odkrywa w Kaliszu międzywojenny modernizm. O socrealizmie i późniejszych zjawiskach nie pisano dotąd prawie lub wcale. Czyżbyśmy, proszę Państwa, byli opóźnieni? Tymczasem umierają świadkowie, a budynki są coraz starsze, coraz bardziej zdegradowane...

Pytania o peerelowski
modernizm
Pozostawmy na boku skromny socrealizm w Kaliszu. Miasto nad Prosną architektura „narodowa w formie, socjalistyczna w treści” praktycznie ominęła. Cmentarz żołnierzy radzieckich, budynek partii (obecnie bank przy ul. Parczewskiego), od biedy do socrealizmu można też zaliczyć Dom Towarowy, osiedle im. Juliana Marchlewskiego (Wał Staromiejski), budynek pogotowia i kilka szkół. Może poza cmentarzem, jest to architektura społecznie akceptowana, a jej związki z ideologią są dziś niewyczuwalne. Gorzej z tym, co wybudowano w latach 60. i 70. XX w. – bynajmniej nie z powodu ideologii, ale rzekomej brzydoty. Gdyby kilka lat temu powiedziano  nam, że będziemy się zachwycać takimi budynkami, zapewne popukalibyśmy się w czoło. A jednak stało się, wyznajemy (A.T., M.B): jesteśmy tej architektury sympatykami. Może w naszym „odczuciu” kryje się klucz do jej zaakceptowania i zrozumienia? Po fascynacji ornamentalnym dziewiętnastym wiekiem chyba jesteśmy zmęczeni przepychem i szukamy odpoczynku w prostej, ale precyzyjnie przemyślanej formie. Czy podobnie czuli się architekci lat 50. i 60., którzy zakończywszy przymusowy romans z socrealizmem, znów mogli tworzyć jak ich koledzy z Zachodu? Pytania można i trzeba mnożyć, zanim budynki dosięgnie buldożer (jak stało się z dworcem PKS czy starą Tęczą). Kim byli ludzie, którzy wtedy projektowali, i w jakich warunkach powstawały ich prace? Jaka jest wartość tej architektury i jak ją zrozumieć na tle minionych i obecnych czasów? Co zasługuje na ochronę przed degradacją i wpis do rejestru zabytków?

Tego już nie ma:
hala sportowa, basen
Z obiektów nieistniejących wybieramy w naszym wprowadzeniu do tematu tylko dwa. Ulica Łódzka – dziwaczne trójkątne szczyty, niepotrzebne metalowe konstrukcje. To nie peerelowski modernizm, ale styl charakterystyczny dla lat 90. minionego już wieku. Milczeniem (głębokim jak grób) pokrywamy pytanie, czy kiedyś (w niewyobrażalnej przyszłości) odkryjemy zalety tej architektury. Budynek przy ul. Łódzkiej, dziś  OSRiR, kryje jednak w sobie mury z lat 50. To dawna hala sportowa z pływalnią.
 Pierwsza informacja o planach budowy (wraz ze stadionem) pojawiła się w 1956 r. Rok później miejscowa prasa zamieściła rysunek wyglądu budynku. Niestety, źródła gazetowe nie podają samych twórców. Widać, że podczas realizacji projekt został zmodyfikowany. Chwalono zalety praktyczne – widownia na 1.200 miejsc, z możliwością zwiększenia do 3.000, i 25-metrowy basen. W 1987 r. Paweł Anders w swoim przewodniku liczbę miejsc określił już tylko na 840. Architektura, jak obiecywała gazeta, miała być: „(…) nowoczesna, śmiała w swych rozwiązaniach konstrukcyjnych. (…) W holu znajdą się także pomieszczenia takie jak kasy, mała kawiarnia, bufet. (…) Z holu będzie wyjście na duży taras. Wykończenie podłóg, ścian i sufitów będzie wykonane w kilku kolorach z tynków szlachetnych i tworzyw sztucznych. Ściana zewnętrzna będzie wykonana ze stali i szkła”. Cóż z tych pięknych obietnic, skoro budynek nie był jeszcze skończony w 1961 r. Zjawiskiem charakterystycznym dla omawianego okresu były wieloletnie, przeciągające się w nieskończoność terminy zakończenia prac. Z powodu trudności „obiektywnych” (brak materiałów, sprzętu, pieniędzy) przypadłość dotykała wszystkie stawiane wtedy obiekty. W lipcu 1963 r. wszyscy odetchnęli z ulgą. Choć budowa, licząc od stworzenia projektu, trwała sześć lat, w końcu można było napisać: „Tuż obok stadionu znajduje się obiekt, z którego kaliszanie mogą być naprawdę dumni – hala sportowa”. Najbardziej mogła się podobać elewacja od strony stadionu – przeszklona na całej długości piętra i tarasem na słupach na parterze.
 W tym samym czasie (1956 r.), kiedy pojawia się idea budowy stadionu i hali, architekci rozpoczynają pracę nad dokończeniem planowanego przed wojną i rozpoczętego przez hitlerowców otwartego kąpieliska nazywanego też „ośrodkiem przywodnym”. I tu również nie udało się dotychczas odpowiedzieć na pytanie, kto był projektantem. Gazeta nie wymieniła nazwisk twórców, skupiając się na skądinąd słusznym narzekaniu: „Po wielokrotnych zapewnieniach i obietnicach basen kąpielowy nareszcie zostanie całkowicie przekazany do użytku w dniu 30 czerwca” (maj 1962). Obietnic nie dotrzymano. W lipcu 1963 r. gazeta kwitowała zakończenie inwestycji jednym słowem zapisanym wielkimi literami: „Nareszcie”. Zapewne już w naszych czasach to samo wyrwało się wielu osobom, kiedy ten sam obiekt, zdegradowany do granic możliwości, zniknął z powierzchni ziemi. Kiedy spojrzymy na stare fotografie, ogarniają nas jednak spore wątpliwości. Czy lekka, „kosmiczna” konstrukcja przeszkolonej okrągłej kawiarni może się nie podobać? Czy postąpiliśmy słusznie? Jak ocenią te przebudowy i rozbiórki kolejne pokolenia?     
 
Hala Runoteksu:
czy wiemy, co mamy?
Jesteśmy w jednej z brzydszych dzielnic Kalisza – Piskorzewiu. Wokół dominuje przypadkowość, dewastacja i brud. O tym kontekście musimy zapomnieć. Patrzymy na budynek jakby istniała sama bryła. Czy architektoniczna kombinacja pochyłych rombów kryje wyższą uczelnię, muzeum, galerię sztuki? Bynajmniej, to hale Runoteksu przy ul. Jana Długosza. Wrażenie, że nie jest to architektura przemysłowa, potęguje nachylona i przeszklona elewacja od ul. Złotej. Gdyby  nie ukrywające tę część choinki i brudne szyby, można by uznać, że w środku znajdują się pracownie artystów.
 Budynek, choć zaniedbany, kończy właśnie pół wieku. Wstępnie czas powstania obiektu można określić na lata 1958-63.  W 1958 r. kaliszanie mogli zapoznać się z projektem i zobaczyć plac, na którym stygły betonowe fundamenty. Tytuły prasowe krzyczały wielkimi literami: „Wielka eksperymentalna budowa”. I zaraz dopowiadały: „Nie ma doprawdy w określeniu cacko budowlanej techniki przemysłowej XX wieku ani źdźbła przesady, gdyż trudno (…) o inną nazwę dla tej wspaniałej, realizowanej od niedawna, inwestycji (…)”. Za przedsięwzięcie odpowiadał zespół autorski z Warszawy: Jerzy Główczewski, Stanisław Sikorski i odpowiedzialni za konstrukcję: Wacław Zalewski, Zenon Zieliński i Jan Koca. Udział inżynierów konstruktorów był znaczący. Oryginalność budynku tworzy  skomplikowana konstrukcja dachu, podtrzymywana podobno tylko przez 20 słupów. Ogrom tej pozornie lekkiej, a jednak 13-nawowej budowli można zobaczyć dopiero z lotu ptaka. Wróćmy do historii, w 1960 r. nazwisko Główczewskiego znika (co się za tym kryje?) z informacji prasowej, a za twórcę uznaje się już tylko Sikorskiego. Paradoksalnie to jego nazwiska nie można znaleźć dziś w Internecie. Ze wszystkich autorów hali najsławniejszy jest bodajże Zalewski, współtwórca konstrukcji katowickiego Spodka i nieistniejącego już warszawskiego Supersamu. Jerzy Główczewski był współprojektantem kolejnego nieistniejącego i bardzo znanego obiektu – Stadionu Dziesięciolecia; to również człowiek o niezwykłym biogramie, w którym znajdzie się kariera pilota czy wykopaliska pod kierunkiem prof. Kazimierza Michałowskiego. Obaj (Zalewski i Główczewski) nie mieścili się w skromnych możliwościach dawanych przez PRL  – wybrali karierę w USA. W 1963 r., kiedy tkalnia był już gotowa, Główczewski był już wykładowcą na Stanowym Uniwersytecie Karoliny Północnej. W tym samym roku budynek doczekał się omówienia w wydanej w Monachium pracy J. Henna „Industriebau Internationale Beispiele” („Międzynarodowe przykłady architektury przemysłowej”). Andrzej Olszewski w swoich „Dziejach sztuki polskiej 1890-1980”  zaliczył halę  Runoteksu do bardziej znanych obiektów przemysłowych z lat 1950-60. Sami twórcy pisali w 1958 r.: „(…) jest to prawdopodobnie (…) jedyne tego rodzaju eksperymentalne i bardzo ciekawe przedsięwzięcie budowlane na całą skalę europejską”.
Pytanie, co dalej z dziedzictwem PRL, pozostaje otwarte.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do