
Najpiękniejsza i jednocześnie najlepsza książka o bibliofilstwie na polskim rynku księgarskim to bez dwóch zdań dzieło Waldemara Łysiaka EMPIREUM. Na początek (dla smaku) krótki opis techniczny: dwa tomy, prawie 700 stron druku na luksusowym kredowym papierze, 1100 (!) kolorowych fotografii ukazujących część zbiorów Łysiaka. Książki w oprawach półskórkowych otrzymały przepiękny pancerz – kartonowe etui. Całość sprawia ogromne wrażenie na każdym wielbicielu książek
Jak już nacieszymy oczy tym małym dziełem sztuki, to otwieramy okładkę… a w środku przepiękne gawędy o polskim patriotyzmie czyli o miłości do naszej Ojczyzny. Tytuł całego dzieła jest nieco długi i trochę tajemniczy: „Patriotyczne Empireum Bibliofilstwa czyli przewodnik po terenach łowieckich Bibliofilandii tudzież sąsiednich mocarstw”, ale wszystko jest precyzyjnie wyjaśnione i opisane na kartach tych ksiąg. Patronką każdego tomu (pierwsza ilustracja) jest Matka Boska, bo przecież to Chrystianizm był budulcem i spoiwem Europy (dzisiejsi „oświeceni Europejczycy” wolą o tym nie pamiętać). Waldemar Łysiak: „Zbieranie drukowanych reliktów narodowych stanowi czystą formę dokumentowania i kultywowania tradycji ojczyźnianej, tedy każdy bibliofil zostaje pielęgniarzem zanikającej cnoty miłowania Macierzy, prywatnym kustoszem cennych pieczęci plemiennego dorobku”.
Zanim omówię (w dużym skrócie) treść książek, to na początek mała dygresja – już pobieżne wertowanie woluminów wprawia czytelnika w zdumienie, że ongiś księgi były wydawane tak przepięknie! Dzisiejsze możliwości poligraficzne stoją o niebo wyżej więc dlaczego w księgarniach jest tyle chłamu? No, i jeszcze przestroga dla wszystkich zbieraczy: uważajcie, żeby wasze bibliofilstwo nie zamieniło się w bibliomanię. Ku przestrodze przytoczona jest tu anegdota o paryskim bardzo bogatym zbieraczu, który kupował stare książki na metry i zapełniał nimi swoje kamienice. Pewnego razu strop nie wytrzymał i zbieracz zginął pod zwałami swoich książek. Prawdziwa bibliofilska śmierć!
Laicy uważają, że najrzadsze są starodruki z XVI czy też XVII wieku, a tu się dowiadujemy, że „białymi krukami” są książki dla dzieci wydawane pomiędzy 1850 rokiem a 1939 rokiem. Zdobycie takiej w nienagannym stanie zakrawa na cud. A jakie piękne i jednocześnie mądre książki dla dziewcząt wydawane były w okresie porozbiorowym. Bo to właśnie one, już jako matki i babcie, wpajały swoim dzieciom i wnukom miłość do Ojczyzny. Przez całe dekady tak właśnie wyglądała edukacja młodych Polaków. Również bogato ilustrowane monografie dziejów Polski (wydawane poza granicami Królestwa Kongresowego) odgrywały niebagatelną rolę w kształtowaniu postaw naszych dziadów. Gdyby nie ten XIX-wieczny kult patriotyzmu to nie było by dla kogo przywracać Polski suwerennej, bo nie byłoby już żadnego Polaka, tylko Prusacy, Rosjanie i Austriacy. I jeszcze raz Łysiak: „Kto zapomina adresy cmentarzy z alejami swych zasłużonych, ten się nie tylko wynaradawia lecz i odczłowiecza, staje bydlęciem wyzbytym przynależności – nikim”.
Być może jest to głos wołającego na puszczy, być może dopiero kolejne pokolenia zrozumieją jak ważna jest suwerenna. niepodległa Polska.
PS. Pod koniec XIX wieku, po stu latach zaborów, Polska była krajem zrujnowanym, bibliofile uważali wtedy, że najważniejszą książką powinna być praca pod tytułem „Wnuki Adama Mickiewicza czyli ostatnie dziady na Litwie”. Jeżeli pozwolimy żeby Polska całkowicie rozmyła się w tyglu Europy to za sto lat lekturą obowiązkową będzie „Sieroty po Tusku czyli ostatnie łajzy w genderowej Europie”.
Waldemar Łysiak „Empireum”
Poleca:
Sławomir Gralka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
http://kompromitacje.blogspot.com/2011/10/waldemar-ysiak-uswinia-czesawa-miosza.html - A KTO CHCE POZNAC ŁYSIAKA NAPRAWDĘ, TEN NIECH SKORZYSTA Z TEJ STRONY - W LEWYM GÓRNYM ROGU MINIWYSZUKIWARKA ZA POMOCA KTÓREJ MOŻNA WYCIĄGNĄC DUŻO WIECEJ SPRAW I ZABAWA GWARANTOWANA
Potknięcia ludzi Wielkich są pociechą dla miernot, które nigdy niczego w życiu nie osiągnęły i nie osiągną
Faktycznie gdy Maciej Słomczynski popełnił drobne błędy przy tłumaczeniu Jamesa Joyce, to miernota Łysiak cieszył się jak dziecko.
R nie czyta książek, to zwykły ignorant. Łysiak w swoim felietonie o tłumaczach przywołał opinię Artura Sandauera o kiepskich tłymaczeniach Słomczyńskiego