Zegarmistrzostwo przestaje być zawodem opłacalnym. Powód? Coraz mniej ludzi używa zegarka.
Jak prababcia Józia panną była, na g. 6 do fabryki wstawała. Budzika nie miała. Biedaczka ze snu się w ciemnicy wyrywała i do rana czuwała. Z domu wychodziła, jak poczuła, że pora. Godziny nie znała, ale się nie spóźniała. Budzik. Z dużą tarczą, arabskimi cyframi. Marzenie Józi. W 1911 r. brat do Francji pojechał i budzik przysłał. Nastawiała go na g. 4, bo szła obudzić koleżanki.
– Ma pan dużo napraw? – pytam jednego zegarmistrza. – A nosi pani zegarek? – docina, łypiąc na rękę. – Nie – mówię. – To znaczy mam, w komórce. – A budzik pani ma? – Nie (myślę o prababci). – To znaczy… – Wiem, w komórce – fuka zegarmistrz.
Szacunek dla mistrza
Za Józinej młodości zegarek był luksusem. Kosztował słono i często nawalał. Zegarmistrz wymieniał wtedy część mechanizmu, a że wcześniej sam ją skonstruował, naprawa nie była tania. „Zegarmistrz” – samo słowo niesie fachowość, rangę, szacunek. – To mądry człowiek, wykształcony – myślała Józia, odbierając naprawiony budzik. Przed wojną zegarmistrzowie cieszyli się prestiżem. Mieli pełne ręce roboty i byli świetnie usytuowani. Stanisław Walendowski jest zegarmistrzem w trzecim pokoleniu. Jego ojciec już przed wojną uprawiał ten zawód. – Zawsze mi powtarzał: słuchaj, to jest fach, który nawet w najgorszych warunkach możesz wykonywać. Nie masz zakładu, siadasz w kuchni przy stole, naprawiasz zegarek i zawsze będziesz miał z tego korzyści – wspomina. Skończył technikum w Kaliszu i kursy zegarmistrzowskie w Gdańsku-Oliwie. Najważniejszego nauczył go ojciec.
Kukułeczka już nie kuka
– Ojciec mówił nawet, że zawód będzie kiedyś wyparty. Dziś zegarmistrzostwo to zajęcie na granicy opłacalności. Nikt zegarków już nie naprawia – wyznaje pan Walendowski. Od 46 lat prowadzi zakład w centrum Kalisza. Reperuje zegarki mechaniczne, elektroniczne, na rękę, budziki, antyki. Słowem: wszystko. – Jeszcze kilka lat temu można było z tej pracy dzieci wykształcić, dziś już nie, a z roku na rok coraz mizerniejsze dochody – ubolewa. W latach 60. i 70. miał pełne ręce roboty. Budzik był w każdym domu, na ścianie też coś tykało, u niektórych – kukułka. Na co drugiej ręce bransoleta, skórzany lub parciany pasek. W Polsce dominowały zegarki z ZSRR i Niemiec. Renomowane czasomierze made in Schwitzerland zdarzały się rzadziej. – Wcale nie było tak łatwo, bo nie można było do tych zegarów dostać części. Gromadziłem je latami, jeździłem po nie do Niemiec. Dziś mam pokaźny arsenał. Tylko po co? – pyta pan Stanisław. W latach 80. zaczęła królować elektronika. Zegarek z kalkulatorem lub melodyjkami w zestawie komunijnym był obowiązkowy. Zegarmistrzowie zacierali ręce. Zagrożenie zbliżało się powoli. Magnetowidy i wieże HI-FI. Nowoczesne, proste, japońskie. – Zobacz, pokazuje godzinę! Symbole bogactwa, szczęścia, postępu, zachodniego świata wykurzyły ze ścian psujące się kukułki. Budziki jeszcze dzielnie trwały. Do czasu.
Budzikom śmierć!
– Budzik? Nie istnieje taki przedmiot – ironizuje pan Stanisław. – Przynoszą go do mnie tylko osoby starsze. Wiadomo, że jak ktoś ma zegarek od 50 lat, to go nie wyrzuci. Ale to jest margines. Młodzi budzików nie posiadają, nie naprawiają i nie kupują – opowiada. Kryzys urządzenia zaczął się dosłownie parę lat temu, kiedy upowszechniły się telefony komórkowe. Komórki eliminują także zegarki na rękę, te jednak bronią się tym, że zdobią nadgarstki. Bywają wyznacznikami elegancji i stopy życiowej. Renomowane w świecie firmy wciąż wypuszczają nowe modele, za które miłośnicy płacą nawet 7 tys. zł (Junghans). Zegarki na rękę lansują projektanci mody: Armani, Calvin Klein i firmy: Lacoste, Diesel (średnia cena ok. 500 zł) czy Adidas. – Sportowcy ich potrzebują – pocieszam pana Stanisława. – I co z tego. Technologia poszła do przodu, te zegarki praktycznie się… nie psują – odpowiada zegarmistrz.
Zawód wymiera
W Internecie – nie wliczając reklam – wypatrzyłam dosłownie kilka stron poświęconych zegarmistrzostwu. Prowadzą je sami mistrzowie i hobbyści, działa nawet Klub Miłośników Zegarów i Zegarków. Można tam znaleźć ciekawostki historyczne, porady techniczne, spis literatury fachowej. Funkcjonuje forum, gdzie profesjonaliści i hobbyści wymieniają techniczne doświadczenia. Pan Stanisław w powrót zegarków już nie wierzy. – Zegarmistrzostwo to zawód wymierający – oświadcza stanowczo.
Anna Frątczak
Komentarze opinie