Reklama

Budzik? Nie istnieje taki przedmiot!

31/01/2019 00:00

Wspomnienia kaliskiego zegarmistrza

Zegarmistrzostwo przestaje być zawodem opłacalnym. Powód? Coraz mniej ludzi używa zegarka.

Jak prababcia Józia panną była, na g. 6 do fabryki wstawała. Budzika nie miała. Biedaczka ze snu się w ciemnicy wyrywała i do rana czuwała. Z domu wychodziła, jak poczuła, że pora. Godziny nie znała, ale się nie spóźniała. Budzik. Z dużą tarczą, arabskimi cyframi. Marzenie Józi. W 1911 r. brat do Francji pojechał i budzik przysłał. Nastawiała go na g. 4, bo szła obudzić koleżanki.
– Ma pan dużo napraw? – pytam jednego zegarmistrza. – A nosi pani zegarek? – docina, łypiąc na rękę. – Nie – mówię. – To znaczy mam, w komórce. – A budzik pani ma? – Nie (myślę o prababci). – To znaczy… – Wiem, w komórce – fuka zegarmistrz.

Szacunek dla mistrza
Za Józinej młodości zegarek był luksusem. Kosztował słono i często nawalał. Zegarmistrz wymieniał wtedy część mechanizmu, a że wcześniej sam ją skonstruował, naprawa nie była tania. „Zegarmistrz” – samo słowo niesie fachowość, rangę, szacunek. – To mądry człowiek, wykształcony – myślała Józia, odbierając naprawiony budzik. Przed wojną zegarmistrzowie cieszyli się prestiżem. Mieli pełne ręce roboty i byli świetnie usytuowani. Stanisław Walendowski jest zegarmistrzem w trzecim pokoleniu. Jego ojciec już przed wojną uprawiał ten zawód. – Zawsze mi powtarzał: słuchaj, to jest fach, który nawet w najgorszych warunkach możesz wykonywać. Nie masz zakładu, siadasz w kuchni przy stole, naprawiasz zegarek i zawsze będziesz miał z tego korzyści – wspomina. Skończył technikum w Kaliszu i kursy zegarmistrzowskie w Gdańsku-Oliwie. Najważniejszego nauczył go ojciec.

Kukułeczka już nie kuka

– Ojciec mówił nawet, że zawód będzie kiedyś wyparty. Dziś zegarmistrzostwo to zajęcie na granicy opłacalności. Nikt zegarków już nie naprawia – wyznaje pan Walendowski. Od 46 lat prowadzi zakład w centrum Kalisza. Reperuje zegarki mechaniczne, elektroniczne, na rękę, budziki, antyki. Słowem: wszystko. – Jeszcze kilka lat temu można było z tej pracy dzieci wykształcić, dziś już nie, a z roku na rok coraz mizerniejsze dochody – ubolewa. W latach 60. i 70. miał pełne ręce roboty. Budzik był w każdym domu, na ścianie też coś tykało, u niektórych – kukułka. Na co drugiej ręce bransoleta, skórzany lub parciany pasek. W Polsce dominowały zegarki z ZSRR i Niemiec. Renomowane czasomierze made in Schwitzerland zdarzały się rzadziej. – Wcale nie było tak łatwo, bo nie można było do tych zegarów dostać części. Gromadziłem je latami, jeździłem po nie do Niemiec. Dziś mam pokaźny arsenał. Tylko po co? – pyta pan Stanisław. W latach 80. zaczęła królować elektronika. Zegarek z kalkulatorem lub melodyjkami w zestawie komunijnym był obowiązkowy. Zegarmistrzowie zacierali ręce. Zagrożenie zbliżało się powoli. Magnetowidy i wieże HI-FI. Nowoczesne, proste, japońskie. – Zobacz, pokazuje godzinę! Symbole bogactwa, szczęścia, postępu, zachodniego świata wykurzyły ze ścian psujące się kukułki. Budziki jeszcze dzielnie trwały. Do czasu.

Budzikom śmierć!
– Budzik? Nie istnieje taki przedmiot – ironizuje pan Stanisław. – Przynoszą go do mnie tylko osoby starsze. Wiadomo, że jak ktoś ma zegarek od 50 lat, to go nie wyrzuci. Ale to jest margines. Młodzi budzików nie posiadają, nie naprawiają i nie kupują – opowiada. Kryzys urządzenia zaczął się dosłownie parę lat temu, kiedy upowszechniły się telefony komórkowe. Komórki eliminują także zegarki na rękę, te jednak bronią się tym, że zdobią nadgarstki. Bywają wyznacznikami elegancji i stopy życiowej. Renomowane w świecie firmy wciąż wypuszczają nowe modele, za które miłośnicy płacą nawet 7 tys. zł (Junghans). Zegarki na rękę lansują projektanci mody: Armani, Calvin Klein i firmy: Lacoste, Diesel (średnia cena ok. 500 zł) czy Adidas. – Sportowcy ich potrzebują – pocieszam pana Stanisława. – I co z tego. Technologia poszła do przodu, te zegarki praktycznie się… nie psują – odpowiada zegarmistrz.

Zawód wymiera

W Internecie – nie wliczając reklam – wypatrzyłam dosłownie kilka stron poświęconych zegarmistrzostwu. Prowadzą je sami mistrzowie i hobbyści, działa nawet Klub Miłośników Zegarów i Zegarków. Można tam znaleźć ciekawostki historyczne, porady techniczne, spis literatury fachowej. Funkcjonuje forum, gdzie profesjonaliści i hobbyści wymieniają techniczne doświadczenia. Pan Stanisław w powrót zegarków już nie wierzy. – Zegarmistrzostwo to zawód wymierający – oświadcza stanowczo.
Anna Frątczak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do