
Piotr Sobolewski
Jedną z miejscowości obchodzących w tym roku okrągłą rocznice „zaistnienia” na kartach historii jest Warszówka. Dotrzemy do niej z centrum miasta ulicą Złotą lub z Majkowa – wąską ulicą gen. Ryszarda Kuklińskiego.
Odsłona pierwsza – dawne dzieje
Jak zanotowaliśmy w naszym „Kalendarium” sprzed dwóch tygodni pierwsza o niej wzmianka pojawiła się w już 1335 r. Choć przecież osadnictwo w tym rejonie musiało istnieć już wcześniej, skoro w okresie międzywojennym archeolodzy odnaleźli tu ślady kultury ceramiki wstęgowej kłutej w postaci dwóch naczyń glinianych stanowiących wyposażenie grobu. No, ale oto już wspomniany wiek XIV. Wtedy Warszówka wymieniana jest wśród posiadłości arcybiskupów gnieźnieńskich. Na początku XVI w. nazywała się Varschewo, a dziesięcinę z folwarku dawano plebanowi w Pamięcinie. Według regestu poborowego powiatu kaliskiego z 1559 r. była ona własnością Skarszewskiego. I z tego też okresu (1584 r.) pochodzi najstarsza wzmianka o warszewskim folwarku i jego zabudowaniach.
Lata następne przynoszą zmianę właścicieli i folwark należy kolejno do Franciszka Potockiego, Wojciecha Skrzetuskiego i Jan Mańkowskiego. Na polecenie tego ostatniego przeprowadzono w 1727 r. „wizję”, w której wymienia się m.in. nowy dwór kryty gontem. Kolejnymi właścicielami Warszówki byli m.in., Pięcnowscy, Lipscy, Łukomscy i Szczanieccy. Od roku 1789 dobra szlacheckie w Warszówce należały do Wawrzyńca Wyganowskiego i we władaniu tej rodziny pozostały one do roku 1939, kiedy stały się własnością rodziny niemieckiej. Wówczas Warszówka zwała się: Brigittenhöhe.
Wyganowscy herbu Łodzia to solidna rodzina ziemiańska. Urodzony w Warszówce w 1860 r. syn Zygmunta i Jadwigi Gałczyńskiej – Wojciech a następnie jego syn Stanisław – to zarazem doskonali gospodarze. W Warszówce posiadali około 150-180 ha ziemi, na której głównie uprawiali zboża. Jedno ze źródeł podaje też jako właścicieli majątku rodzinę Schlȍsserów, natomiast Wyganowskim przypisuje się głównie Złotniki. Ostatni z Wyganowskich zmarli w czasie II wojny światowej, a po wojnie majątek stał się własnością Skarbu Państwa. O tej rodzinie gospodarzy, przedsiębiorców ale i społeczników – w sumie tak się nazywało kilkanaście zasłużonych nie tylko dla regionu osób – pisała sporo i ciekawie m.in. Anna Tabaka, ja zatem skoncentruję się na ich warszewskim dworze. Wcześniej jednak dodam jeszcze, że w Warszówce ok. 1863 urodził się Ludwik Arnold, lutnik. Jako dwudziestolatek założył w Kaliszu przy ul. Podgórze własną pracownię. Budował głównie skrzypce o nietypowych kształtach. Jego instrumenty były wielokrotnie odznaczane, zmarł w 1938 r.
Odsłona druga – ziemiańskie życie we dworze
Obecną postać dworu wybudowano w drugiej połowie XIX w. dla Wojciecha Wyganowskiego i z tym nazwiskiem – jak się rzekło – Warszówkę kojarzymy najbardziej. Murowanemu, parterowemu z dachem dwuspadowym obiektowi nadano wówczas styl klasycystyczny. W następnych latach obiekt był rozbudowany. W części środkowej odnajdziemy dwie facjatki, ryzalit wejściowy z dwiema kolumnami i dwie oficyny. O stylowej proweniencji obiektu do dziś świadczą też nisze w elewacji północnej, schody oraz stolarka okien i drzwi. Obecnie w mocno podniszczonym i zaniedbanym dworze zamieszkują liczne rodziny. Do majątku należał też chlew, stodoła i czworak przy drodze dojazdowej, w którym urodziła się i mieszkała za młodu znana międzywojenna kaliska aktorka (może ktoś podpowie – która?) – starsi miejscowi pamiętają i budynek i samą artystkę. Obecnie w pobliżu dworu znajdziemy jeszcze kilka ocalałych fragmentów wspomnianych obiektów gospodarczych.
Wspomnieniem dawnej świetności majątku może być za to 5-hektarowy krajobrazowy park przydworski. Rezydencja była wszak pięknie położona wśród starych drzew, głównie jesionów. Zwrócona była – podobnie jak ta w Majkowie – w stronę doliny Prosny z ekspozycją w kierunku południowym. O, jakże miło było spacerować słonecznymi więc zapewne najczęściej alejkami szukając – kiedy przygrzało już zbyt mocno – ochłody w cieniu drzew lub pod eleganckimi parasolkami, które szarmanccy panowie podtrzymywali nad swoimi damami. Na trawnikach bawiła się młodzież młodsza i ta najmłodsza a służba przygotowywała w tym czasie podwieczorek w parkowej altanie. Czasami towarzystwo przedłużało spacery aż do mostku na Bernardynce, który był przerzucony kilkadziesiąt metrów wcześniej niż obecny. I – należy przypuszczać – był, jak to mówią, bardziej w klimacie. Wpatrywali się w nurt rzeki, bawili w chowanego wśród olch, głogów, śnieguliczek, bzów, jaśminowców i klonów.
Ziemiańskie życie towarzyskie kwitło także zimą. Wszystko zaczynało się w Majkowie. Po opróżnieniu ostatniej butelczyny z piwnic dworku Karśnickich (bez przesady – jakieś tam zapasy zapewne pozostały) ziemianki i ziemianie otulali się szubami, siadali na sanie i ruszali do, pobliskiej przecież, Warszówki właśnie. Tutaj ucztowano i bawiono się nadal a ciąg dalszy tego karnawałowego clubbingu miał miejsce jeszcze kolejno w Pawłówku u Grabowskich, Piotrowie u Kuligowskich i – jeśli jeszcze starczyło sił – u Chrzanowskich w Jastrzębnikach.
By jednak nie powstało wrażenie, że ziemianie prowadzili jedynie taki beztroski, może nawet pasożytniczy żywot należy podkreślić, że wielu z nich – a już szczególnie właśnie Wyganowscy – zajmowali się na co dzień gospodarowaniem i zarządzaniem swymi majątkami i na te odrobiny niedzielnego relaksu i karnawałowego szaleństwa solidnie sobie zapracowywali.
Odsłona trzecia – gratka dla miłośników przyrody
No, ale dość wspomnień. I współcześnie przecież warto wybrać się do Warszówki by podumać o pięknie życia, przyrody i istocie bytu. Wspomniałem o nowym moście na Bernardynce. Owa odnoga Prosny – a ściślej, jej uregulowany kanałem w miejskiej części nurt, przepłynąwszy jeszcze pod ostatnim, najbardziej na północ położonym mostem kaliskim, po kilku kilometrach oddaje, pogodzona z rzeką – matką, swe wody Prośnie. Tą końcówkę można prześledzić wędrując lub jadąc rowerem wzdłuż Bernardynki by zobaczyć ową „kapitulację” kawałek za zaporą w Kościelnej Wsi. Poprzednikiem wspomnianego mostu w Warszówce uciekali przerażeni kaliszanie w tragicznym sierpniu 1914 r., dzisiaj jest tu zdecydowanie spokojniej. Egzystencjalne spojrzenie z mostu – stanowiącego obecnie granicę między Kaliszem a gminą Blizanów – na zmierzające ku swemu przeznaczeniu wody przenieśmy teraz nieco bardziej na prawo.
Dostrzeżemy tam przyrodniczy rarytas – sześć pomnikowych dębów szypułkowych o obwodzie od 5 do 7 m. Fachowcy określają ich wiek na ponad 400 lat. Większość z nich pilnuje łanów zboża na prywatnym polu, ale do jednego, stojącego koło remizy możemy podejść, a nawet schować się przed przelotnym deszczem w jego wydrążonym pniu.
Odsłona czwarta – idzie nowe
Za nimi sala remizy (pardon – lokalu nazwanego – a jakże – Pod dębem”), w której swoje rodzinne uroczystości często celebrują „miastowi” a dalej starą zabudowę wsi zdecydowanie wypierają nowe „wypasione” wille, w których przed miejskimi hałasami (i przy okazji większymi podatkami i opłatami) chronią się po pracy kaliszanie. Owe rezydencje rozciągają się po obu stronach drogi aż do sąsiadującego z Warszówką Pruszkowa. Warto tam także podjechać – fakt, że rowerzyści się cokolwiek napocą bo trasa jest pagórkowata) by obejrzeć tamtejszą świątynię pw. Nawiedzenia NMP, będącą kościołem filialnym parafii w Pamięcinie. To obiekt nowy, powstały niespełna ćwierć wieku temu. I w taki oto sposób jego poznanie (a coś mi się wydaje, że widziało go dotychczas niewielu kaliszan) spięło jakby klamrą historię Warszówki i okolic liczoną od wieków zmierzchłych aż po współczesność.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie