Reklama

Byłem złodziejem...

31/01/2019 00:00

Relacja zanotowana 13 marca w hotelu Calisia w Kaliszu na spotkaniu Międzynarodowej Społeczności Biznesmenów Pełnej Ewangelii

Kradłem drogie metale. Miałem z tego procederu bardzo dużo pieniędzy. Lubiłem duże samochody. Posiadałem mercedesy i rolls-royce’y. Prowadziłem szybkie życie. Byłem wielki, ale miałem z tego powodu kłopoty z prawem. W końcu trafiłem na dwa lata do więzienia.
Inni dość często mówili mi o Jezusie, choćby moja żona, która od 50 lat jest chrześcijanką.
„A po co potrzebny mi Jezus?” – odpowiadałem. – „Jakie on ma możliwości, których ja nie mam? Proszę spojrzeć”.
Pokazywałem mojemu rozmówcy trzy albo cztery najdroższe samochody, jakieś 200 albo 300 tys. funtów w gotówce, i przekonywałem, że mogę je wydać tak, jak chcę.
Pewnego dnia, kiedy szedłem do pracy, nagle odczułem pustkę samotności. Poczułem, jak bardzo nienawidzę tego życia. To było dziwne, niespotykane. Przecież logicznie rzecz biorąc, miałem dobrą żonę, dzieci i nawet wnuki, ale jednocześnie czułem coraz większą i bolesną tęsknotę. Czasami z tego powodu  krzyczałem, czasami płakałem. Nawet chciałem już skończyć ze sobą.
„Panie Boże, weź moje życie. Jestem taki brudny” – zawołałem raz do Boga. Wtedy jeszcze nie znałem Jezusa.
Tego dnia nagle poczułem, jakby coś silnego we mnie weszło. Pamiętam dokładnie jak wieczorem wychodziłem pijany z restauracji. W tym akurat nie było nic dziwnego, bo  będąc alkoholikiem, często wracałem w takim stanie. Dotarłem do domu. Żona pomogła mi wdrapać się do łóżka. Położyłem się, ale to coś w środku nadal ściskało moje serce. To był potężny ból.
„Módlmy się o to” – powiedziałem do żony. Nagle zrozumiałem, że dane mi było poznać trochę z tego, co cierpiał Jezus. Wywlokłem się z łóżka i położyłem na podłodze.
„Panie, cokolwiek chcesz teraz ze mną zrobić, zrób to”. W odpowiedzi poczułem jakby ktoś trzymał mi rękę na karku. Nie mogłem wstać z podłogi. Żona nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje, wystraszyła się.   Do tego wszystkiego pojawiła się duchowa wizja.
Tej nocy oddałem serce Jezusowi, a On przyjął kogoś takiego jak ja. Obmył mnie i ochrzcił. Przyjął, dając mi służbę. Zostałem częścią jego ciała. On przyjął takiego człowieka jak ja!!! Przecież ja nawet miałem kłopoty z czytaniem i pisaniem.
Ale dzisiaj wiem, że to nie jest takie trudne znać Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Wtedy nie wiedziałem nawet, co otrzymałem. Dopiero później, czytając Biblię, zrozumiałem. Poszedłem za tym i zacząłem służyć Panu.
Działam jako wiceprezes Społeczności Biznesmenów Pełnej Ewangelii w Północnej Anglii. Służyłem swoim świadectwem i modlitwą w Bułgarii. Bóg przeze mnie uzdrowił wielu ludzi. Pamiętam kobietę, która miała raka nerki. To się stało w niedzielę. W poniedziałek miała odbyć się operacja. Kiedy owa kobieta zgłosiła się do  szpitala, lekarze stwierdzili, że nie ma czego operować, bo jest zdrowa. Innym razem zgłosił się wysoki mężczyzna, który miał narośl na kręgosłupie wielkości pięści. Nie mógł się schylać. Zapytałem, czy chce przyjąć uzdrowienie od Jezusa.
– Tak – odpowiedział.
Zaraz po modlitwie za niego guz momentalnie zniknął. Mężczyzna schylił się i wyprostował. Potem z radości zaczął biegać.
Wiem, że byłem grzesznikiem. Przyjąłem Jezusa jako Zbawiciela. Ale to samo Bóg mówi do każdego: – Czy ty przyjmiesz mojego Syna jako Zbawiciela? On cierpiał, abyś mógł przyjąć zbawienie.
Ale to jest Twój wybór. Możesz go przyjąć albo odrzucić. Trzeciej drogi nie ma.


...a ja byłem narkomanem

Byłem narkomanem. W cią
    gu ostatnich 11 lat każdego dnia musiałem wziąć narkotyk. Straciłem żonę i dzieci. Straciłem wszystko. Przez sześć lat  żyłem na ulicy. Żona przed rozstaniem mówiła mi: „Ty potrzebujesz Jezusa”. „To dobre dla ciebie, ale ja potrzebuję narkotyku” – odpowiedziałem.
Wreszcie wylądowałem w więzieniu. Właśnie tam  Duch Święty przemówił do mnie. Myślałem, że zwariowałem. W głowie wyraźnie słyszałem Jego głos. Przecież to nie- możliwe, żeby Bóg do mnie przemawiał, do mnie – narkomana, który nie umie nawet pisać ani czytać.
Zacząłem się leczyć. Chodziłem do różnych lekarzy. Nic mi nie pomagało. Nadal słyszałem ten głos. Udałem się do specjalistów od leczenia narkomanii. Jednak oni chcieli ze mną tylko rozmawiać.
Tymczasem w głowie słyszę wyraźnie: „Oddaj to Jezusowi”. „Co mi szkodzi?” – pomyślałem. Otworzę się na Niego, jeżeli i to nie zadziała, po wyjściu znów zacznę ćpać.
Kilka tygodni później wyszedłem na wolność. To było jakieś pół roku temu.
Miałem pieniądze. Mijałem dilerów, ale nie potrzebowałem już narkotyku. Nie rozumiałem tego. Stało się tak, jakby za murami więzienia został mój nałóg.
Dzisiaj już wiem, że to Jezus uczynił dla mnie. Całą chwałę oddaje Jezusowi. Ale to się  dzieje nie tylko ze mną. Spotkałem wielu ludzi podobnych do mnie, którzy też przyszli do Pana.


Komentarz
Czym różnią się dwie opisane obok historie od naszych? Ci dwaj Anglicy wyszli ze swoich grzechów na stałe.
Dlaczego im się akurat udało, a w naszym otoczeniu tyle jest ludzi, którzy w niedzielę się spowiadają,  a w poniedziałek  wracają do swoich słabości? Dlaczego  „doktory”, „profesory” („redaktory” również)  nie potrafią nam wyjaśnić, co zrobić, żeby nie wracać ciągle do tego samego bagna?
Tymczasem udało się to między innymi tym dwojga, którzy nie  potrafią  dobrze pisać ani czytać.
Bo oni uchwycili się nie połowy, ale całego kontraktu, jaki Bóg dla nas przygotował i własną krwią „podpisał”. Ci lidzie w jakiś sposób wyznali swoje grzechy, przez wiarę przyjęli  Jezusa i jego zbawienie, ale później wypełnili jeszcze drugą część kontraktu, czyli narodzili się do nowego życia – rozpoczęli służbę dla Jezusa. Wtedy też  Bóg wypełnił swoją część kontraktu – dał im łaskę oraz siłę, by wytrwali.
 
  
Notował: Arkadiusz Woźniak
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do