Trzynasta zawodowa walka Adama Balskiego mogła być dla niego pechowa. Jednak mimo krytycznej sytuacji w ostatniej rundzie pojedynku z Serhiejem Radczenko z Ukrainy kaliski bokser zdołał obronić zwycięstwo.
Fachowcy są zgodni – w trakcie gali MB Boxing Night „Wojna domowa” w Radomiu Adam Balski nie był dobrze przygotowany do swojej 13. zawodowej walki w karierze i niemal cudem uniknął porażki. Jego ukraiński rywal Serhij Radczenko już wcześniej dał się we znaki m.in. Krzysztofowi Głowackiemu i wszyscy wiedzieli o jego silnym ciosie. Owszem, Adam Balski od początku tej walki miał przewagę szybkości nad rywalem, ale sam nie trafiał przeciwnika tak, aby ten nabrał odpowiedniego respektu. W trzeciej rundzie Ukrainiec trafił kaliszanina lewym sierpowym pod prawe oko, co odbiło się na dalszym przebiegu walki. Balski potrafił jednak odgryzać się Radczence i to on miał inicjatywę. Tyle tylko, że w czwartym starciu znów zainkasował silny lewy sierpowy. W piątej rundzie Adam postraszył jednak swojego oponenta prawym sierpowym, który zrobił na nim pewne wrażenie. Kaliski bokser nie był jednak w stanie utrwalić swojej dominacji kombinacją lub serią celnych ciosów i Radczenko nadal był groźny. Kaliszanin przekonał się o tym na początku ostatniej, ósmej rundy. Wówczas Radczenko kolejny raz wyprowadził precyzyjny lewy sierpowym, po którym Balski padł na matę. Po takim ciosie wyczynem było już pozbieranie się z „desek” i kontynuowanie walki, co Adam uczynił, ale widać było, że – jak mówi komentator boksu zawodowego Andrzej Kostyra – był jedną nogą nad przepaścią, a drugą na skórce od banana. Ukrainiec od razu przystąpił do szturmu, chcąc zakończyć walkę przed czasem. Wierzyć się nie chce, ale nie potrafił przewrócić Polaka.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
to był cud, że wytrwał