
Druga poł. XIX w. to początki aktywnego spędzanie wolnego czasu. Propagatorami zdrowego wypoczynku była głównie zamożna inteligencja. Nobliwi zazwyczaj panowie zaczęli uprawiać sporty wodne i jeździć na rowerach (welocypedy). Po tę ostatnią przyjemność sięgały również panie. „Mania cyklowa”, jak z pogardą mówili jej wrogowie, ogarniała coraz szersze kręgi społeczne
Początki kaliskiego kolar-
stwa datują się na 1883 r. i związane są z Władysławem Ehmem, propagatorem nowości. W jego kamienicy przy ulicy Warszawskiej (obecnie Zamkowa) ciekawi mogli się zapoznać z niezwykłym pojazdem. W przeciwieństwie do dzisiejszego roweru posiadał on trzy koła. Pan Ehm pierwszy rozpoczął sprzedaż coraz bardziej modnego wynalazku. Jeśli wierzyć ilustracjom ze znanego albumu widoków Kalisza Bronisława Szczepankiewicza, około 1889 r. bicykle z wielkim kołem można było spotkać na najpopularniejszym trakcie spacerowym – w Alei Józefiny. 13 sierpnia 1892 r. oficjalnie zostaje zawiązane Kaliskie Towarzystwo Cyklistów. Nieco wcześniej, dzięki pomocy Wiktora Weigta, w pobliskim Noskowie powstaje tor kolarski. Pierwsze zawody w tym miejscu zorganizowano 28 sierpnia tego roku.
Gdzie był „lokal”?
W styczniu 1894 r. cykliści uznali, że jeden tor nie wystarcza ich wzrastającym potrzebom. W uzasadnieniu zwrócono uwagę, że odległość do Noskowa nie pozwala oglądać zawodów paniom. Drugi tor postanowiono stawiać na placu Koryckiego w pobliżu teatru. Większość badaczy, od Edwarda Polanowskiego po Barbarę Czechowską, lokalizuje siedzibę towarzystwa w miejscu, gdzie dziś stoją zabudowania byłego Narodowego Banku Polskiego (obecnie Bank Gospodarstwa Krajowego). Tymczasem Akta Budowlane Kalisza wskazują, że właścicielem tej posesji był „senator Michał Daragan” – zasłużony gubernator kaliski, doskonały gospodarz miasta. Podobno po usunięciu ze stanowiska i wyjeździe do Petersburga, urzędnik nosił się z zamiarem powrotu do Kalisza i wybudowania kamienicy. Czyżby to tu miała stanąć? Lokalizacja z pięknym widokiem na malowniczy park i teatr idealnie pasuje do romantycznego charakteru gubernatora. Wróćmy jednak do umiejscowienia „lokalu” cyklistów. Hipotetycznie wskazuje ją znawca dziejów kaliskiego kolarstwa Bronisław Krakus. Teren znajdował się prawdopodobnie między obecnymi ulicami Teatralną i Bankową, dochodząc do kanału Rypinkowskiego. Położenie to wskazuje zarówno plan geometry Bronisława Bukowińskiego (1911 r.), jak i enigmatyczna notka prasowa z 1909 r. mówiąca, że przy rzece zamontowano metalową siatkę utrudniającą wstęp nieproszonym gościom. W 1894 r. znajdował się tu zaniedbany ogród ze zrujnowanym domem. Towarzystwo energicznie zabrało się za gruntowne porządki. Usunięto zeschnięte drzewa i zasypano głębokie, cuchnące doły z nieczystościami. W marcu 1894 r. „Gazeta Kaliska” donosiła: „(…) kilkudziesięciu robotników zajętych jest plantowaniem terenu (…) Nowy 200-metrowy tor jest już wytknięty. Znajdujący się na placu domek (…) wkrótce zostanie gruntownie odrestaurowany, a do południowej ściany domku, tj. od strony rzeki, dobudowaną zostanie obszerna i jak można sądzić z planu, bardzo gustowna drewniana sala, która podczas lata będzie służyć za werandę”. Koszt urządzenia toru, wzniesionego całkowicie ze składek społecznych, wyceniono na 1800 rubli. Na szczęście modny sport posiadał w mieście wielu wpływowych i bogatych propagatorów.
Malowana siedziba
Wielu nie wierzyło, że młodej organizacji uda zebrać potrzebne pieniądze. Wieszczono rychłe przerwanie robót. Tymczasem już rok później (1895) „Gazeta Kaliska” mogła obwieścić z triumfem: „Oponenci przekonać się mogą najlepiej co dobra wola i praca zdziałać może. Na placu, gdzie niespełna przed rokiem zaledwie stał nędzny, na wpół rozwalony domek otoczony krzakami i drzewami, dziś stanął spory budynek najzupełniej odpowiadający celowi, przed nim tor 200-metrowy, dalej park spacerowy, plac do gier towarzyskich, wszystko to ogrodzone parkanem z bardzo ładną wjazdową bramą. Budynek cyklistów właściwie składa się z dwóch części, murowanej i drewnianej. Murowany, a właściwie wyrestaurowany, dawny domek składa się z sieni, dwóch pokojów i bufetu, jeden z pokoi dla dam jest bardzo gustownie umeblowany. Do murowanego domku przybudowaną została wielka [drewniana] sala sportowa. Dostatecznie obszerna do ćwiczeń sportowych, w miarę wysoka, z odpowiednio urządzoną wentylacją, wszelkim wymaganiom praktycznym odpowiada najzupełniej. Okna wielkie umieszczone od strony toru dają we dnie dostateczna ilość światła”. Całość założenia wykonano według projektu nieznanego z imienia inżyniera Sułeckiego. Twórcy zadbali również o estetykę wewnętrzną budynku, powierzając jego dekorację malarzowi Naramowskiemu. Prasa komentowała: „Sufit [wspomnianej sali] pokrywają dwa plafony poranek i wieczór, ściany zaś boczne udekorowane są z jednej strony czterema rodzajowymi widokami, z drugiej zaś szkicami z parku kaliskiego, znajdujemy tu zatem i „Kogutka” z widokiem na oranżerię, urocze ruiny, domek szwajcarski i zawsze piękny wodospad. Nad drzwiami głównymi widnieje syrena – godło warszawskich cyklistów, naprzeciw zaś herb miasta Kalisza”. Całości wystroju dopełniało oświetlenie (ozdobne kandelabry) ufundowane przez dyrektora gazowni Konrada Billewicza i jesionowe meble zakupione za sumę 1000 rubli przez Wiktora Weigta. Przy budowie znacznie przekroczono pierwotny kosztorys – ostatecznie całość wyniosła 2265 rubli. Budynek wykorzystywano do eleganckich spotkań towarzyskich, m.in. organizowano tutaj najokazalsze w mieście bale. W 1897 r. dotychczasową siedzibę poszerzono, dobudowując, z fundacji przemysłowca Emila Repphana, kolejną salę. Miejsce znakomicie nadawało się na cele ekspozycyjne. Już w 1895 r. planowano tu lokalizację „Wystawy prób przemysłu guberni kaliskiej”; w 1909 roku cykliści gościli „Wystawę Pracy Kobiet”.
Rok później Towarzystwo traci swoją siedzibę, bo nie zadbano o wykupienie terenu. Spadkobiercy Koryckiego sprzedadzą posiadłość Rosyjskiemu Bankowi Państwa. Nowym adresem organizacji będzie dom Wyganowskiego, znajdujący się przy ulicy Wrocławskiej (obecnie fragment ul. Fabrycznej).
O szkodliwości i zaletach roweru
O zainteresowaniu nowym sportem świadczą liczne notki prasowe. Miał on zarówno zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Narzekano zwłaszcza na rowerzystów niezrzeszonych w Towarzystwie, pogardliwie zwanych „Zulusami”. W 1895 r. jakiś wróg jazdy na trzech kółkach za wzór do naśladowania podał Anglię, w której miało powstać towarzystwo przeciwników jazdy na welocypedzie, zwalczające rowerzystów m.in. blokowaniem im drogi. „Cyklista mimo woli musi ich omijać, jeśli chce uniknąć spotkania. Członek klubu triumfuje, jeśli mu się uda przewrócić cyklistę, lub popsuć mu wątła maszynę, choćby i sam przy tej okazji miał być poszkodowany”. Rok później „Gazeta” relacjonowała berliński wykład dra Mendelshona „O szkodliwości jazdy welocypedowej”. Uczony twierdził że: „wzmożona czynność mięśniowa powoduje nadmierne gromadzenie się w ustroju ciepła (…) i kwasu węglanego”. Straszono m.in. kłopotami z sercem i oddychaniem, zapaleniami stawu kolanowego, a nawet szpiku kostnego. Rowerowe szaleństwo miało nawet doprowadzić do zastoju gospodarczego odległą Amerykę: „Zamiast sukien dla kobiet, zamiast zegarków dla młodych ludzi, kupowane są rowery. Ludzie wszelkiego wieku ograniczają się w potrzebach byleby tylko móc kupić rower”.
Nie wszyscy korzystający z przejażdżki umieli się odpowiednio zachować. Nagminnie łamano zakaz jeżdżenia po parkowych alejkach w godzinach innych niż poranne. W czerwcu 1896 r. rowerzysta spowodował nieprzyjemny wypadek. Jedną z licznych atrakcji „letniego salonu” była ulubiona przez dzieci jazda na kucyku lub osiołku dookoła stawu Kogutek. „Gdy takiej właśnie przyjemności używał jeden z chłopczyków, wpadł raptownie ktoś na rowerze z zakrętu i tak przestraszył konia, że ten zrzucił z siebie małego jeźdźca. Biedna dziecina, potłukła się boleśnie (…), a sprawca tego wypadku nie uznał za stosowne nawet przeprosić” – relacjonowała z oburzeniem „Gazeta”. Propagatorzy rowerów, za pośrednictwem prenumerowanego przez towarzystwo czasopisma „Cyklista”, przytaczali zwłaszcza przykłady z najwyższych sfer: „Arystokratki wiedeńskie zamierzają pójść śladem hrabiny Kielmansegg, żony namiestnika dolnej Austrii, i niebawem wbrew przepisom etykiety i konwenansów, ulice i spacery zaroją się od uroczych cyklistek z pomiędzy najbogatszych i najdystyngowańszych panien Wiednia” (1898 r.). Zażywające przyjemności jazdy na rowerze kaliszanki, choć nie należały do widoku niespotykanego, stanowiły pewną sensację, a ich udział w rowerowych ekskursjach zawsze odnotowywano. Panie te zapewne z wielkim zainteresowaniem przyjęły informację podaną w „Gazecie Kaliskiej” z 1896 r.: „(…) modystki (…) łamią sobie głowy nad wynalezieniem dla płci pięknej odpowiedniego stroju do jazdy na rowerze. Suknia długa jest niewygodna, szarawarki zaś wygodne do jazdy, lecz niestosowne do chodzenia (…). Kwestię tę rozwiązała pani Souderowa w Monachium (…) gorliwa turystka, która na rowerze odzyskała zdrowie i kwestią stroju zajmuje się gorąco”. Swoim klientkom racjonalizatorka proponowała niezwykłą suknię, „którą można zmieniać na spacerową lub do jazdy”. Czy kaliszanki skorzystały z tej propozycji, nie wiadomo.
Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie