Reklama

Czy oni są faszystami?

31/01/2019 00:00

„Demokracja jest dobra pod warunkiem, że wygrywają nasi” Dwight Eisenhower

Kim dla przeciętnego Europejczyka są Jorg Haider i Jean-Marie Le Pen? Faszystami, ksenofobami, antysemitami i rasistami. Dlaczego? To oczywiste, bo... są. Tak odpowie zdecydowana większość respondentów. Nie zamienili z nimi jednego słowa, nie zajrzeli do programu partii, ale wiedzą. Z prasy, radia i telewizji.

Prawdziwym szokiem dla socjalistycznego establishmentu Europy była wygrana Partii Wolnościowej Jorga Haidera w Austrii w wyborach w 2000 r. Jak pamiętamy jednak, Haider nie zdołał stworzyć rządu. Presja Wspólnoty była tak wielka, że musiał się wycofać, choć przecież nie było mowy o jakimkolwiek przewrocie czy puczu. Partia Wolnościowa wygrała, co trzeba podkreślić, w legalnych, demokratycznych wyborach. Eurosocjaliści jednak potrafili gładko nagiąć argumentację do sytuacji. Faszyzm, nacjonalizm, antysemityzm – straszono Europę apokaliptycznymi wizjami odradzania się "brunatnej zarazy". Czy rzeczywiście partia Haidera zasługuje na miano faszystowskiej?
W jej programie znajdziemy postulaty promujące wartości rodzinne, prywatyzację, niskie podatki oraz ciężkie wyroki dla przestępców. Poza tym Haider, owszem, widział Austrię w NATO, ale do Unii miał stosunek chłodny. Gdzie tu miejsce dla pochylających się z troską? Dla homoseksualistów, parad równości, feministek, wszechobecnego etatyzmu, związków zawodowych, biurokracji etc., etc.? To tak bardzo bulwersowało europejską socjaldemokrację. Natomiast zarzut antysemityzmu obalił... Żyd, Szymon Wiesenthal, twierdząc, że Haider z całą pewnością antysemitą nie jest. To oświadczenie nie wypełniło jednak czołówek europejskich dzienników.
Podobną „sympatią” europejskich mediów cieszy się Jean-Marie Le Pen, lider francuskiego Frontu Narodowego. Do czasu kiedy jego ugrupowanie było małą, nieliczącą się partyjką, był niegroźny i media dawały mu spokój. Jednak kiedy w 1984 r. Front National w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobył 10 mandatów, a w wyborach do Zgromadzenia Narodowego 35, co odpowiadało prawie 10 proc. poparcia, stał się zagrożeniem. Obecnie jest trzecią siłą polityczną Francji ze stałym elektoratem ocenianym na 15 procent.
Przełomowe dla Le Pena okazały się wybory prezydenckie w 2002 r., kiedy przeszedł do drugiej tury, pokonując kandydata socjalistów, Jospina. Francja, a raczej jej socjalistyczna część, przeżyła szok, a media przystąpiły do kontrataku. Rozpoczęła się kampania nienawiści. „Ksenofob”, „nazista”, „neofaszysta”, „antysemita”, „rasista” – sięgnięto głęboko do katalogu niezbyt wyrafinowanych, ale skutecznych pojęć mających zdyskredytować Le Pena w oczach opinii publicznej. Co zastanawiające, w tyle nie pozostawał francuski Kościół, wzywając, by w drugiej turze nie głosowano na Le Pena „jako głosiciela treści sprzecznych z chrześcijańską doktryną”. Natomiast inni kandydaci popierający homoseksualizm, aborcję i eutanazję z takim napiętnowaniem ze strony francuskiego kleru się nie spotkali.
Przyjrzyjmy się zatem programowi Frontu Narodowego, co może w nim być nie do przyjęcia.
Najważniejszym celem partii jest obrona francuskiego interesu narodowego rozumianego jako walka w imię tradycji, historii i dziedzictwa kultury przed zalewem materializmu, ateizmu, socjalizmu i wielokulturowości. Podobnie jak Haider, Le Pen nie przepada za Unią, uznając ją za instrument zniewolenia narodów, wykorzenienia Tradycji i kultury, stanowiących przez dwa tysiąclecia fundament potęgi Europy i naszej cywilizacji. Le Pen wyraża stanowczy sprzeciw wobec niszczenia państw narodowych m.in. poprzez tworzenie ponadnarodowych instytucji czy pobudzanie separatyzmów pod pozorem wspierania regionów. Jego zdaniem państwo narodowe jest instytucją sprawdzoną, najskuteczniejszą dla obrony suwerenności, wolności, tożsamości, kultury i języka. „Nie jest tajemnicą, że Unia Europejska została powołana dla rozmycia narodów w państwie unitarnym, którego struktura zmierza do totalitaryzmu” – powiedział w wywiadzie dla „Le Figaro”. Najważniejszym warunkiem dla odrodzenia się Europy jest, jego zdaniem, odrzucenie wszechobecnego materializmu i dekadencji, powrót do tradycyjnych wartości, a przede wszystkim ochrona rodziny rozumianej jako związek kobiety i mężczyzny. Nieuchronną konsekwencją nieprzyjęcia tego warunku będzie demograficzna katastrofa i islamizacja Europy. I nie reformy socjalne i instytucjonalne, ale odnowa moralna jest, według Le Pena, gwarancją powodzenia. „We Francji pleni się ateizm i nihilizm, akceptowane są zboczenia seksualne, a Kościół wyznaje nie Boga, ale prawa człowieka” – twierdzi polityk. Pod pojęciem promowanej powszechnie przez środowiska lewicowe wielokulturowości widzi zagrożenie głównie w postaci postępującej islamizacji Francji. Zdaniem Le Pena to efekt porozumienia islamu i lewicowych elit republiki, mającego na celu zniszczenie francuskiej kultury i tożsamości. Już w 1990 r. na łamach „Identite” pisał: „Między światem islamu i chrześcijaństwa nie jest możliwa pokojowa koegzystencja na terenie jednego kraju. Jeśli zatem nie uda się powstrzymać fali imigrantów zalewających Europę, zniknie ona i zamiast dźwięku dzwonów będzie słychać jedynie krzyk muezina wzywającego do modlitwy”. Czy ubiegłoroczne zamieszki we Francji wywołane przez arabską społeczność nie były pierwszymi jaskółkami tych proroctw?

„Rasista” Le Pen
Mało kto wie, że dla około 700 tys. Algierczyków wyrzuconych z własnego kraju za wierność Francji, "rasista" Le Pen jest jedynym obrońcą. Jak wyjaśnić ten paradoks? Wśród członków Frontu Narodowego jest wielu Arabów i Murzynów. Są lojalni wobec nowej ojczyzny, czują się zasymilowani. Czują się Francuzami. Tymczasem zdecydowana większość przybyszów z Czarnej Afryki i Maghrebu demonstruje patologiczną wręcz niechęć do asymilacji, a jedyne co ich łączy z Francją, to zasiłek socjalny. Dla Le Pena przedmieścia wielkich miast to siedliska patologii i przemocy, dlatego jest zwolennikiem silnego, surowego prawa i przywrócenia kary śmierci. W sferze ekonomicznej domaga się zniesienia podatku dochodowego oraz zmniejszenia administracji. Taki faszysta.
A propos faszyzmu. Konserwatyści do znudzenia przypominają, że faszyzm i nazizm wyrosły na gruncie lewicy i socjalizmu! Adolf Hitler był szefem NSDAP, czyli Narodowo- -SOCJALISTYCZNEJ Partii Niemiec.
Piotr Piorun
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do