Okazuje się, że nie musi i że wcale nie wynika to wprost z wymogów unijnych. Głównym winowajcą jest tu polski rząd (ten poprzedni, ale również ten obecny), którego gorliwość przerosła oczekiwania brukselskich komisarzy. A polskie samorządy, w tym kaliski, bezmyślnie powtarzają rządowe argumenty i niechętnie podejmują jakąkolwiek dyskusję
Obowiązujące od 1 lipca 2007 r. (rządził wówczas PiS i Jarosław Kaczyński) rozporządzenie Rady Ministrów, zmieniające rozporządzenie w sprawie opłat za korzystanie ze środowiska nakłada nowe stawki w tym zakresie na wszystkie polskie samorządy. I tak składowanie zmieszanych odpadów komunalnych, zamiast dotychczasowych 15 zł za tonę, kosztować ma 75 zł. To jest główna przyczyna podwyżek cen wywozu naszych śmieci. Ministerstwo Środowiska skarży się, że w stosunku do 2000 r. nie zaobserwowano w Polsce postępu w zakresie selektywnego zbierania oraz przetwarzania odpadów komunalnych. Jako najlepszą uznaje w tym przypadku metodę kija, a więc kar finansowych w postaci drastycznego wzrostu opłat. Zapowiada jednocześnie, że w przyszłości będzie jeszcze gorzej, bo w ciągu najbliższych 12 lat limity odpadów dopuszczanych do składowania będą systematycznie malały. Powołuje się przy tym na wymogi unijne, a zwłaszcza dyrektywę z 2006 r. Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady Europy o odpadach zaleca państwom członkowskim ograniczanie ilości wytwarzanych odpadów, ich odzysk i recykling poprzez „stosowanie czynników ekonomicznych stymulujących gospodarkę”. Związek Pracodawców Gospodarki Odpadami zgadza się z ogólną zasadą, ale protestuje przeciwko tezie zawartej w rozporządzeniu polskiej Rady Ministrów, że wszystkie inne instrumenty są zbędne i że okazały się nieskuteczne. – W naszej opinii problem powinien być rozwiązywany poprzez jednoczesne stopniowe podnoszenie kosztów składowania i egzekwowanie wprowadzonych ograniczeń przy funkcjonowaniu odpowiednich zachęt. Nie przeprowadzono rzetelnej oceny funkcjonowania rynku. Do dziś nie przygotowano listy instalacji spełniających wymogi unijne i nie nakazano natychmiastowego zamknięcia pozostałych. Propozycja 500-procentowej podwyżki opłat za składowanie zmieszanych odpadów komunalnych jako „zdecydowanych działań w zakresie stopniowego, ale znaczącego ograniczenia ilości odpadów komunalnych kierowanych na składowiska” w samym założeniu jest sprzeczna, gdyż wprowadzenie podwyżek w tak krótkim czasie uniemożliwi „stopniowe ograniczenie składowania” – twierdzą pracodawcy. Jak wyliczają dalej, konsekwencją będzie 100-150-procentowy wzrost opłat za składowanie i 30-60-procentowy wzrost opłat jednostkowych dla ludności, a nie – jak utrzymuje Ministerstwo Środowiska – 5-procentowy. Spowoduje to z kolei zwiększenie szarej strefy, czyli wzrost popytu na tanie wysypiska, niespełniające norm, nieposiadające wag i zaniżające tzw. opłaty marszałkowskie.
Co związek pracodawców proponuje w zamian? Podwyżki opłat za składowanie, ale dokonywane stopniowo: 50 proc. w pierwszym roku, czyli z 15,71 zł do 23,56 zł, 50 proc. w drugim roku, czyli do 35,34 zł i 100 proc. w trzecim roku, czyli do 70,69 zł. Tak więc podwyżka zbliżona do tej, którą uchwalono w tej chwili jako obowiązującą niemal od zaraz, byłaby rozłożona na trzy lata. Ale nie koniec na tym, bo chodzi również o jednoczesne egzekwowanie wprowadzonych ograniczeń, np. bezwzględne wyłączanie z użytkowania tych składowisk, które już teraz nie spełniają wymogów ekologicznych. – Wielokrotnie sygnalizowaliśmy nieprawidłowości dotyczące funkcjonowania systemu selektywnej zbiórki, jak pojawiające się i znikające kontenery czy brak rzetelnej informacji dla mieszkańców. Nawet poprzez prowadzenie intensywnej akcji edukacyjnej nie będziemy mogli osiągnąć efektów w selektywnej zbiórce, jeśli nie będzie ona prowadzona konsekwentnie, bez znikających kontenerów i kompleksowo, a więc obejmując wszystkie rodzaje kontenerów, rozmieszczonych w sposób adekwatny do rozmieszczenia mieszkańców – podkreślają pracodawcy. Twierdzą też, że mija się z prawdą opinia Ministerstwa Środowiska, powielana przez wiele samorządów, że wzrost opłat nie wpłynie na stan kasy narodowego, wojewódzkich, powiatowych i gminnych funduszy ochrony środowiska. A co innego miałoby się stać z tymi pieniędzmi? – chciałoby się zapytać. Związek chce jedynie takiego podziału tych dodatkowych pieniędzy, aby premiował on te gminy, które wywiązują się ze swoich obowiązków i ograniczają składowanie odpadów niesegregowanych.
Jednak pracodawcy sobie, a ministerstwo sobie. Cytowane tu przez nas opinie pochodzą sprzed kilku miesięcy. Od tej pory nic się nie zmieniło.
Naczelnym dobrem czy też celem nowych uregulowań ma być zachęcenie nas do selektywnej zbiórki odpadów. Właściciel nieruchomości, np. domku jednorodzinnego, chcący potraktować to poważnie, na dzień dobry jest częstowany jeszcze jednym wymogiem, o którym nie mówi się zbyt głośno: ma sam sobie kupić pojemniki do segregowania. Może też poprosić o to firmę wywożącą śmieci, ale w takim przypadku też musi zapłacić z własnej kieszeni. A mieszkaniec budynku wielorodzinnego, np. wieżowca, w którym są zsypy na śmieci? W takim przypadku pomysłodawcy odsyłają po odpowiedź do prezesów spółdzielni mieszkaniowych, a ci bezradnie rozkładają ręce: nie zrobią nic ponad to, co już i tak robią w przypadku innych bloków, czyli ustawią stosowne pojemniki na dole. Czy komuś będzie chciało się schodzić z 10. piętra? A po co? Przecież i tak nie przyniesie mu to żadnych oszczędności, podobnie jak selektywna zbiórka dokonywana przez mieszkańców niższych bloków. Nawet gdyby do nowych wymogów zastosowali się wszyscy i w stu procentach, to przecież nie ma gwarancji, że przełożyłoby się to na oszczędności w ich portfelach. Zarówno mieszkańcy bloków, jak i domków jednorodzinnych nie muszą segregować odpadów, tzn. mogą ich nie segregować, ale wówczas płacić będą więcej. I koło się zamyka. Na właścicieli nieruchomości nałożono przy tym jeszcze jeden kaganiec: każdy z nich od nowego roku będzie musiał mieć podpisaną umowę na wywóz śmieci. Niespełnienie tego warunku groziło będzie mandatami nakładanymi przez Straż Miejską.
Redaktorze Robercie znów na skróty.Śmieciarnia w Prażuchach została wybudowana [grube miliony] po to żeby nie składować na hałdy,ale uytlizować. Ponoć tak jest, nie robi się hałd. Opłata środowiskowa jest za składowanie odpadów niesegregowanych, skoro nie ma składowiska to za co mamy płacić, za coś co nie istnieje. Jakaś dziwna amnezja, wszyscy mówią i piszą o temacie, ale nie do końca. Może redaktor zada to proste pytanie komu trzeba. przysłowie;nie zadawaj trudnych nie będziesz okłamywany
odpowiedz
Zgłoś wpis
ekolog - niezalogowany
2007-12-19 11:35:34
I tak będzie masa działań pozornych, bez efektów. Znów będzie kupa śmieci w lasach i rowach przydrożnych. Nowe stawki to bezczelne wyciąganie kasy od obywatela.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Redaktorze Robercie znów na skróty.Śmieciarnia w Prażuchach została wybudowana [grube miliony] po to żeby nie składować na hałdy,ale uytlizować. Ponoć tak jest, nie robi się hałd. Opłata środowiskowa jest za składowanie odpadów niesegregowanych, skoro nie ma składowiska to za co mamy płacić, za coś co nie istnieje. Jakaś dziwna amnezja, wszyscy mówią i piszą o temacie, ale nie do końca. Może redaktor zada to proste pytanie komu trzeba. przysłowie;nie zadawaj trudnych nie będziesz okłamywany
I tak będzie masa działań pozornych, bez efektów. Znów będzie kupa śmieci w lasach i rowach przydrożnych. Nowe stawki to bezczelne wyciąganie kasy od obywatela.