
Powyborczy pył bitewny powoli opada – pora więc wziąć się do pracy. Takiej pozytywistycznej w charakterze – solidnej roboty. Niech kręcą się koła zamachowe i śmigła wiatraków, dudnią maszyny, grają krosna, stukają młoty. Jednym słowem niech zagra fortissimo muzyka fabryk. W tym – jak dawniej – kaliskich fabryk. Właśnie – jak dawniej. Dzisiaj proponuję kolejny – i już ostatni – odcinek wspomnień o kaliskim przemyśle sprzed wieku, czasem nawet dwóch wieków.
Co jakiś czas, w kilkunastu odsłonach, przez ponad dwa lata wędrowaliśmy przez kolejne dzielnice Kalisza by przypomnieć o istniejących tam onegdaj dużych, średnich a czasem małych fabrykach, fabryczkach i warsztatach, w których kaliscy biznesmeni próbowali ubijać interesy a lud pracujący miasta i (okolicznych) wsi zarabiać na życie. Jednym słowem – produkowano dobra rozmaite. Dzisiaj, na zakończenie, zajrzyjmy jeszcze do tych kwartałów miasta, w których „w temacie” jeszcze nie byliśmy, a których opisane zjawisko również miało miejsce.
Zacznijmy od zakątków położonych w okolicy ulicy Handlowej i nieco „powyżej” niej. To stare dzielnice Czaszki i Wydory a opisane historie działy się, mniej więcej, przed wiekiem. I tak przy samej Handlowej, w miejscu gdzie dziś kaganek oświaty płonie w „metalówce”, znajdowała się onegdaj duża miejska betoniarnia miejska. Na prostopadłej do niej ulicy Nowolipowej (po wojnie Buczka, dziś, na powrót – Legionów) działo się ciut więcej. Pod 27 prosperowała Wytwórnia Karoserii Samochodowych Dawida Fiszera, mniej więcej w miejscu gdzie Lipowa spotykała się z… Nowolipową (czyli Legionów – tam dziś mamy wieżowiec WSK) funkcjonował duży skład warszawskiego piwa pana Habersbusha, a jeszcze wyżej, niemal tam gdzie „nasza” ulica dochodziła do (dzisiejszej) Górnośląskiej, funkcjonowała Mydlarnia Nathana Beatusa. Nieco w bok, przy Ostrowskiej mielił mąkę młyn Kowalskich. Nieco więcej – dla przypomnienia – o tych gentelmanach żydowskiego (nazwisko może zmylić) pochodzenia. Tak jak dzisiaj wielu dzisiejszych przedsiębiorców, dorobiwszy się w innych dziedzinach gospodarki (w tym przypadku na rzeczonych młynach) biznesmeni poszli w, nazwijmy to, deweloperkę. Pobudowali pierwszy w Kaliszu, jak go byśmy dziś nazwali – apartamentowiec. Tak, to znany nam „dom Kowalskiego” (ściślej – winno więc być Kowalskich) przy Śródmiejskiej. Epatujący luksusem od ekskluzywnych sklepów na parterze poprzez windę z kryształowymi szybkami, luksusową armaturę w łazienkach po taras widokowy przy ostatniej kondygnacji. Ciekawe, ile panowie Kowalscy liczyli sobie za metr kwadratowy ale – kto bogatemu zabroni. Na pewno nie biedowali, czego dowodem jest fakt, że jeden z nich dysponował tak „wypasionym” samochodem, że władze miasta chcąc godnie ugościć odwiedzającego Kalisz marszałka Piłsudskiego wypożyczyli owego Rolls-Royce`a ponoć właśnie od Kowalskich.
No, ale miało być o przemyśle. O firmach z Górnośląskiej pisaliśmy już w lutym, zatem nie udajemy się w stronę tamtej ulicy a wracamy do centrum. Przystanek – dla odpoczynku i zdrowia (nawet jeśli tężnie są już wyłączone) w Parku Przyjaźni. Ponad 11 ha park tworzony był w wyniku rekultywacji istniejących tu glinianek od 1975 r. choć projekty utworzenia tu parku istniały już po I wojnie, mieli je też Niemcy w czasie okupacji. „Glinianki”, prowadząca dziś do parku ulica Cegielniana – jak nic była tu pewnie cegielnia. I rzeczywiście – była. I to spora, zwana czasem, od nazwy dzielnicy – cegielnią „Czaszki”. Była własnością pana Stanisława Młodeckiego. Funkcjonowała jeszcze przed I wojną aż po międzywojnie. Pozostałością po niej jest bodaj pięć stawów stanowiących dzisiaj jedną z ozdób i atrakcji Parku Przyjaźni. I jeszcze refleksja przy okazji – kaliskie cegielnie z lat 20. XX w. nie mogły – niestety – narzekać na brak popytu (niestety – bo ów popyt wynikał z konieczności odbudowy miasta po barbarzyńskim zniszczeniu Kalisza przez Niemców w 1914 r.) a mimo to ceny cegieł i innych ich wyrobów były na przykład wówczas istotnie niższe niż w Warszawie. Czy wynikało to z równie sporej podaży i konkurencji w tej dziedzinie – w Kaliszu funkcjonowało wtedy kilkanaście cegielni – czy może, w co chciałbym wierzyć – z obywatelskiej postawy właścicieli, którzy ponad chęć zysku wyżej stawiali pragnienie przywrócenia blasku ich miastu?
Z próbą rozstrzygnięcia tej kwestii ruszamy w stronę centrum miasta. Mijamy Nowy Świat gdzie pod 26 od 1908 r. produkowano kieraty, młockarnie i sieczkarnie i kolejne ulice, gdzie – zwłaszcza w okolicach Fabrycznej – przemysł aż huczał. Ale o tym już pisałem. Ale spoglądam na plan Kalisza i widzę jeszcze dwa „niezagospodarowane” w naszym temacie obszary.
Nie mówiliśmy jeszcze o firmach funkcjonujących w okolicach Złotego Rogu. Najbardziej znanym z nich był oczywiście zlokalizowany przy dzisiejszej Mostowej browar Weigtów. Nieprzypadkowe było miejsce, w którym zlokalizowano zakład. W wiekach „późnośrednich” stały tam młyny, z których jeden przygotowywał słód z pszenicy i jęczmienia. Powstały browar początkowo prowadzili Daniel i Gustaw Weigtowie, w 2 poł. XIX w. przeszedł w ręce Karola Weigta. Składał się on m.in. z magazynu jęczmienia i chmielarni, warzelni, suszarni, chłodni piwa itd. Przedsiębiorstwo zatrudniało 30-35 pracowników, jego produkcja w 1874 r. warta była ok. 85 tys. rubli.
Kolejnym właścicielem browaru był Wiktor Weigt. Przed wybuchem I wojny browar wciąż należał do najprężniejszych przedsiębiorstw w mieście, o czym mogą świadczyć duże reklamy zamieszczane w lokalnych gazetach i kalendarzach. Wojna zamknęła okres świetności zakładu.
Wprawdzie kolejny z rodu – Karol w 1925 r. otrzymał pozwolenie na ponowne uruchomienie browaru, ale było ono obłożone wieloma zastrzeżeniami i kosztownymi w realizacji warunkami, w efekcie rodzina pozbywa się wątpliwego interesu. W 1930 r. zakład został wydzierżawiony Stanisławowi Czerepakowi i Konstantemu Obliczowi i funkcjonował jako Browar Kaliski i Słodownia [i] wytwórnia wód gazowych i lemoniad. Degradacja obiektów postępowała jednak nadal a po II wojnie na terenie browaru znalazła się już siedziba spółdzielni ogrodniczej a obecnie parking. Kolejne zakłady z okolicy, o których chyba jeszcze nie wspomniałem, to farbiarnia Schnerra i zakłady lniarskie Ruderischa.
I wreszcie Rynek i odchodzące od niego uliczki. Otóż uwijali się tam u Hinza (pod 30) budowniczy i stroiciele fortepianów, warsztaty z tej branży były też nieopodal – firma „Bracia Betting” z Sukienniczej otrzymała nawet złoty medal za fortepian na wystawie w Antwerpii ale przecież i instrumenty produkowane przez Lindemanna na św. Stanisława były równie dobre.
Wracamy na sam Rynek. Budynek na rogu z Piekarską – po dawnej bursie Karnkowskiego – w 1 połowie XIX w. próbowali do celów przemysłowych przystosować najpierw Mayer później Przechadzki (ten z narożnika Babinej). Obaj panowie wstawili tam maszyny włókiennicze ale – co tu dużo mówić – kokosów na tym nie zrobili i interesu szybko się pozbyli. Za to w międzywojniu – wtedy rynek nosił nazwę Placu 11 Listopada – zrobiło się słodko. Pod 17 filię swojej fabryki Cukrów i Czekolady (główna siedziba na Pułaskiego 12) miał pan Wojtulewicz a tuż obok owiane legendą cukierki produkował (i sprzedawał) Sz. A. Rauch i S-wie. No a pod 9 bracia Alberstein prowadzili Wytwórnię Gorsetów i Biustonoszy oraz bielizny dla niemowląt.
Z okolic Rynku jeszcze nie uciekniemy bo oto przy Rzeźniczej tuż pod okiem (a raczej nosami – zapachy z takiej firmy kusiły powonienie) siedziby władz miasta i szacownych okołorynkowych kamienic znalazła się słynna Parowa Fabryka Biszkoptów i Pierników. Kazimierz Mystkowski – bo to jego kojarzymy z tą firmą – odkupił w 1892 r, niemrawy zakład od Dariusza Dobrowolskiego, wkrótce firmę rozbudował (nawiasem – ze złamaniem przepisów zakazujących stawiania obiektów przemysłowych w centrum miasta. ale był w zarządzie miasta a nawet posłem, więc…), w czasie okupacji kierował nią Niemiec z Rygi, w 1945 r. wróciła do rodziny – syna Kazimierza Tadeusza. W 1950 przejęta przez Przymusowy Zarząd Państwowy została Fabryką Pieczywa Cukierniczego „Kaliszanka”. Ta w 1963 r. przeniosła się do nowego zakładu na Majkowskiej, o dawnej lokalizacji i przy okazji świetności firmy długo jeszcze świadczył komin (kilka lat temu na szczęście skrócony o połowę). Dzisiaj produkty Kaliszanki (obecnie już Grupy Colian) można kupić choćby w sklepach „Społem”, której to firmy kaliska siedziba znalazła się właśnie na Rzeźniczej.
Nieopodal, na rogu Sukienniczej i Browarnej koronki i hafty produkował przed ponad wiekiem I. Krauze, w kronikach znalazłem też Fryderyka Krauze, produkującego muśliny i satyny – czyżby to był ten sam gentelman? No i jeszcze kawałek dalej, między Mariańską a Sukienniczą rozpościerało się drukarsko-wydawnicze imperium Hindemithów a już bliżej parku (i zakola Prosny) na Łaziennej Godfried Traugott Goerne założył wcześniej (początek XIX w.) garbarnię – ale chyba o tym już pisaliśmy. Pisaliśmy także o tym, że, jak na ironię, nie ma chyba żadnych wzmianek o browarach (nie licząc tych chałupniczych) z ulicy Browarnej były za to takowe (aż trzy) na Piekarskiej. I – już na zakończenie – zajrzyjmy na drugą stronę Rynku. Na Targowej 9 niewielką fabrykę firanek miał pan Lewkowicz a na Piskorzewskiej 2 znalazła się Fabryka Wód Mineralnych i Sztucznych Zdrój.
Pora podsumować. Z dokumentów wynika, że w kwestii istnienia przemysłu Kalisz nie miał się czego wstydzić. Gwałtowny rozwój w tej dziedzinie miał miejsce oczywiście po utworzeniu Królestwa Kongresowego ale i wiek później było zupełnie nieźle. W 1889 – w Kaliszu funkcjonowało: 12 fabryk haftów i koronek, 2 odlewnie żeliwa, 2 fabryki fortepianów, 2 browary, 6 garbarni, 2 fabryki lalek, 2 młyny, 2 fabryki pończoch, 4 drukarnie, a także gazownia, fabryka tasiemek oraz fabryka sukna. A na progu XX w. (1901) – 6 fabryk koronek, 3 fortepianów, 4 drukarnie, 2 odlewnie, fabryka zabawek, 4 garbarnie, 2 narzędzi rolniczych, fabryka sukna, fabryka tasiemek, 2 asfaltu, posadzek, browar parowy. W 1909 było 116 zakładów w tym 63 włókiennicze, 52 haftów i koronek 15 – metalowy, 10 – drukarni i introligatorni, 8 ceramicznych i budowlanych, 6 spożywczych, 4 – produkujące fortepiany i 3 garbarnie. Potem przyszła wojna i bezprecedensowe zniszczenie miasta ale już w drugiej połowie 1921 roku z 692 przedwojennych zakładów przemysłowych, czynnych było 547, czyli około 80%.
W naszych wędrówkach wspomnieliśmy łącznie o około połowie z nich, na więcej nie pozwalają redakcyjne ograniczenia rozmiarów tekstu oraz mój brak pewności co do lokalizacji niektórych fabryk (choćby koronek Hermana Górnego, igieł i szpilek Józefa Flato, odzieży i rękawiczek Grünfelda, pończoch Rawickiego czy jeszcze wielu innych). Ale i tak skala ukazanego w naszym ośmioodcinkowym serialu zjawiska doskonale obrazuje przemysłowe tradycje naszego miasta.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie