
„Na cześć nowego noku, na twarzy uśmiech lokuj” – śpiewała Kalina Jędrusik. A dziś – przegląd kreacji sylwestrowych. Te mieniły się brokatem, puszczały oczko cyrkoniami, błyszczały srebrem, złotem, a niektóre zawiadacko opalizowały. Blichtr w parze z pompą – tak od dawna wyglądają imieniny Sylwestra i wigilia nowego roku. I choć trawy i drzewa nadal szare a barwę popiołu wciąż przybiera niebo, to jednak dzięki jaskrawym kreacjom (chociażby odświętnym) otaczająca nas rzeczywistość jest milsza dla oka, bardziej interesująca, ciekawsza. Gorzej, jeśli z tych kreacji nie wyjdziemy po balu, fason się zniekształci, uzbieramy dużo plam a nasz strój będzie nie pasował do dnia powszedniego. Wtedy zaliczymy – z francuskiego – faux pas
Jeszcze gorzej, jeśli zabrudzony strój wcale nie pasuje do okazji i nie koresponduje na przykład z dress codem nadanym przez tradycję. Wtedy nietakt przeradza się w coś gorszego. Na przykład w chamstwo.
Trudno zrobić w okresie zimowym, zwłaszcza po roztopach niemałej pokrywy śnieżnej, atrakcyjne zdjęcie miasta. Trawy uczesane grawitacją, gnijące a przez to odległe od zielonego umaszczenia, drzewa jak czarne błyskawice i pozostałości technologii miejskiego pozbywania się śniegu – piasek na chodnikach i ulicach. Trzeba być zdolnym fotografem, by kadry w styczniu i w lutym, gdy przyroda śpi, były ciekawe i estetyczne. Tutaj potrzebny talent. Ale mamy szczęście; Kalisz jest tak urodziwy (a przynajmniej fragmentami), że nawet zimą złą, można popełnić artystyczną wedutę miasta które nadal będzie ładnie wyglądało. Czarne bezlistne szkielety kasztanowców vis a vis teatru – pieszczące toń rzeki jak gdyby palcami dłoni, aleja kasztanowców na nadbrzeżach Prosny tuż za Mostem Kamiennym, tworząca jakby służki i żebra starodawnego sklepienia – to niektóre zimowe impresje które pokazał mi zaprzyjaźniony fotograf. Pomysłów na atrakcyjny zimowy portret Kalisza jest więcej. Sam bym chętnie przystąpił do takiego pokazywania Kalisza gdybym tylko miał talent i zmysł fotograficzny. Ale cóż, znam się na czymś innym.
Niebo zachmurzone średnio przez pięć i pół dnia w tygodniu, opady deszczu i śniegu, błoto, wilgoć, smog. Meteopaci w czasie od listopada do lutego nie mają łatwo w polskich miastach. Bez owijania w bawełnę – jest to katastrofa nie tylko dla czułych na punkcie niedostatku promieni słonecznych. Na przedwiośniu, wycieńczeni brakiem naszej dziennej gwiazdy i ciepłych jej promieni, oczekiwanie na wiosnę jest trudne. Gdybyśmy mieli moc przyspieszania upływu tych szarych dni, z pewnością gros z nas użyło by jej. To jednak pozostaje w sferze marzeń. Odległych. Ale bądźmy dobrej myśli. Wielu z nas marzyło o punkcie zwrotnym w zimie kiedy dnia będzie przybywało. I oto jest. Jak głosi stare ludowe porzekadło – „na nowy rok przybywa dnia na barani skok”. Dzień „rośnie” w styczniu już wyraźnie. To żadne fantasmagorie. Iluzje jednak też występują. Pewien ich rodzaj, zauważalnie występuje ostatnimi czasy częściej. To iluzje kolorowego miasta. Kalisz robi się niebieski. Mamy problem. Garderobiana która ubiera nasze miasto znowu błysnęła. W porównaniu z budynkiem poczty który przytoczyłem w treści tego cyklu w ubiegłym roku w kontekście remontu, sąsiadka tegoż przybytku pocztyliona jeszcze mocniej grzeszy... nietaktem w stroju.
Zamkowa to ulica będąca jednym z ramion wrzeciona urbanistycznego układu naszego miasta o średniowiecznej metryce. Nasze miasto było niegdyś stolicą województwa, stolicą guberni kaliskiej, jest feniksem podniesionym z popiołów, obchodzi swoje „wzrastanie” wraz z II Rzecząpospolitą. Co się robi z tą historią wyrażoną w cegle? Maluje fasadę domu sprzed 90 lat w kolorze fartuszka kołchoźnicy. Ahistorycznie, bez sensu i ze szkodą nie tylko dla rzędu kamienic którego jest częścią. Proszę zajrzeć na Zamkową w deszczowy dzień, przy wilgotności >80 %. Tym ze skłonnościami do popadania w nastroje depresyjne odradzam tej przechadzki. Fatalna aranżacja w wykonaniu naszej upartej garderobiany. Proponuję kolor niebieski w mieście zarezerwować dla nasadzeń kwiatów – spodoba się wszystkim – niebieskokwitnące: clematis, barwinek czy niezapominajki. Naprawdę polecam. Co robi niebieski kolor na prostej bryle czynszówki z międzywojnia? To piórnik z kredkami sześciolatki czy pierzeja modernistycznych, a w niektórych przypadkach pałacowych fasad kamienic? Nasz kopciuszek pod numerem 11 przy Zamkowej też jest niezapominajką. Taką kreację długo zapamiętamy.
Uśmiechnij się, nie szkodzi, że trochę nie wychodzi
Rozwiązanie jest proste, jak np. w miastach francuskich czy niemieckich, gdzie obowiązuje pewna paleta kolorów obowiązująca w danym mieście/ dzielnicy/ ulicy, którą wcześniej negocjuje się społecznie a której założenia są wynikami dogłębnych studiów architektonicznych. Szafirowe, niebieskie, błękitne kamienice zostawmy w miastach, w których zachowała się architektura manierystyczna i barokowa. W Kaliszu takich brak – po prostu. Mamy na szczęście inną – także – lubiącą się w kolorach secesję. I coś jeszcze, ale o tym później.
Stosowanie koloru w architekturze w ogóle jest ryzykowne – można oczywiście nie przejmować się konwenansami i sięgać po żywe barwy bez ograniczeń, na to jednak odwagi starcza niewielu projektantom i niewielu potrafi posługiwać się, bądź co bądź arcytrudną sztuką komponowania kolorystycznego. Kolor może zaszkodzić, ale można też za jego pomocą wykreować wyjątkowo przyjazne, radosne, bezpieczne przestrzenie. Jak w przypadku wielu wykraczających poza utarte schematy projektów kluczem do sukcesu jest przemyślany pomysł i barwa, która ma w bryle swoje uzasadnienie. Mające się dobrze przekonanie, że budynki, w tym szczególnie zabytki, powinny mieć kolory pastelowe – zgaszone róże czy żółcienie, lub tzw. „kostium konserwatorski” (złamane biele) jest poprawne, tylko w odniesieniu dla części z tych zabytków. Dlatego tak bardzo ważna jest edukacja w tym zakresie i uświadamianie odbiorcom istoty poszczególnych stylów i konieczności ich wiernego odtwarzania to jest także utrzymywania właściwej barwy.
Inny „niebieski kaliski” już tak nie kłuje w oczy. A przynajmniej nie powinien. To kamienica przy ulicy Mikołaja Kopernika 5, której remont skończył się wraz z końcówką ubiegłego roku. Już w samej swojej nazwie neogotyk, to coś co naśladuje. W tym przypadku architekturę powstałą w wiekach średnich. W naśladowaniu pierwiastek kiczu występuje zawsze. Efektem tego, XIX-wieczne neogotyckie zameczki w europejskich miastach, choć ze starannie cyzelowanymi dekorami i różnorodnymi fakturami tynków, są odrobinę infantylne, zwłaszcza, że nadawano im barwy jak z katalogu kwiatów. Kolor był wtedy synonimem zamożności (na przykład właściciela tej czy innej kamienicy). Choć osobiście bym aż tak nie nasycał kolorystyki „piątki” przy Kopernika, to jednak sam fakt takiej a nie innej barwy już tak nie drażni. Kolor „jedenastki” przy Zamkowej to już katastrofa i absurd, i trzeba to wyartykułować. „Inaczej poproszę, w ten uśmiech po trosze. Ty intelektu nalej, wspaniale, o, tak dalej” – parafrazując Kabaret Starszych Panów, oby więcej takich wpadek nie było. Wystarczy czytać. Uczyć się. Wstać sprzed biurka i wyjrzeć w świat. mh
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie