
Niemcy czy Polacy? Sami o sobie mówili Polacy narodowości niemieckiej. Żyli wśród kaliskiej społeczności. Wojna postawiła ich w dwuznacznej sytuacji. Jednak nigdy nie stracili ludzkiej twarzy. Stary Peda siadał do pianina i grał Mazurka Dąbrowskiego. Kazał mi rozpoznać jaka to melodia. Gdy mówiłam „Jeszcze Polska nie zginęła” dodawał: „I pamiętaj, że nigdy nie zginie”.
Dworek znajdował się przy ulicy Częstochowskiej 78 w Kaliszu. Przez długie dziesięciolecia powojennej Polski dworek popadał w ruinę. Uginający się dach, odpadający tynk, zdziczały ogród – namacalne dowody kompletnego zaniedbania. W 2000 roku firanki wiszące w jednym z okien dworku i stojący na podjeździe wrak rdzewiejącego auta marki Nysa świadczyły, że jeszcze tam ktoś mieszkał. Tak było do wiosny 2000 roku. Któregoś dnia na ziemi przylegającej do dworku pojawił się spychacz. Zniwelowano teren, wycięto stare spróchniałe drzewa i w końcu postawiono nowe ogrodzenie. Powiało optymizmem. Znalazł się ktoś, kto gotów był zainwestować i ocalić dworek od zapomnienia. Tym samym przedłuży się pamięć o osobach, które w nim żyły, pracowały, przeżywały swoje radości i tragedie.
Tak też myślała Łucja Karczewska, synowa małżeństwa Pedów, przedwojennych właścicieli dworku. Po zmianach ustrojowych w Polsce zapoczątkowanych w 1989 roku przejęła od państwa zdewastowany dworek po teściach. Zdecydowała się go sprzedać kaliskiemu biznesmenowi, kiedy dowiedziała się, że ten zamierza go odrestaurować. – Mam nadzieję, że jeszcze dożyję chwili kiedy będę mogła obejrzeć dworek w pełnej krasie. Przecież spędziłam w nim najszczęśliwsze dwa lata mojego życia – mówiła 25 lat temu pani Łucja.
Podobnie reagowali ludzie, którzy znali rodzinę Pedów, a szczególnie ci, którzy być może zawdzięczali im życie. Przed laty moimi rozmówcami oprócz pani Łucji byli nieżyjący już Helena i Stefan P., którzy w czasie wojny pracowali u Pedów, tam się poznali, a po wojnie zostali małżeństwem.
Dworek, park i stawy
W 1918 roku dworek stał się własnością Eugeniusza Peda. Po latach ciężkiej pracy w Ameryce pan Eugeniusz, obywatel polski narodowości niemieckiej, pochodzący z Kwilenia postanowił związać swoje życie z Kaliszem. Oprócz dworku zakupił leżącą po drugiej stronie ulicy cegielnię. Zakład zmodernizował, ale to nie było widoczne dla przechodniów. Cały wysiłek Peda wraz z żoną, a później z dorastającym synem Willym poświęcili w upiększenie dworku i otaczającego go parku. Chcieli stworzyć enklawę ciszy i spokoju swojego rodzinnego życia. Działkę liczącą około 2000 m2 w większości przeznaczyli na park. Swoistego uroku dodawały dwa stawy. Właśnie w ich sąsiedztwie w ciepłe dni Pedowie spędzali najwięcej czasu. Przejażdżki łódkami, akordeonowa muzyka umilały rodzinne spotkania. Właściciele nie byli zwolennikami organizowania wielkich imprez.
Na wszelkie uroczystości poza członkami rodziny zapraszano wąskie grono przyjaciół. Może z tego względu gospodarze nie spieszyli się z remontem pieszego pietra dworku i ostatecznie tego nie zrobili. Życie koncentrowało się na parterze. Pięć dużych pokoi, kuchnia, łazienka wystarczały skromnie żyjącej 3 – osobowej rodzinie. Nie cegielnia, a park ze stawami i piękna bryła dworku przyciągały uwagę przechodniów. – To by najładniejszy dworek w tej dzielnicy miasta - wspominała Helena P., pracująca przez kilka lat jako gospodyni w domu Pedów.
Rodzina szybko wtopiła się w społeczność kaliską. Syn Willy był zawodnikiem Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego. W latach 30. startując w ósemce wioślarskiej wraz z kolegami zdobył tytuł mistrza Polski. Niestety tę rodzinną sielankę przerwał wybuch wojny.
Jeszcze nie zginęła
Podczas okupacji rodzina Pedów znalazła się w szczególnej sytuacji. Byli obywatelami polskimi ale jednak narodowości niemieckiej. Wyboru nie mieli. Jednak nigdy nie identyfikowali się z polityką hitlerowskich Niemiec. Próbowali żyć w nowej rzeczywistości, nie zmieniając stosunku do Polaków, a w szczególności do tych, którzy byli ich pracownikami. E. Peda przyzwyczajony do ciężkiej pracy w Ameryce jako właściciel cegielni nie uciekał od pracy fizycznej. Zyskał tym sympatię zatrudnionych. Ale był bezwzględny dla obiboków. Dla takich nie było miejsca w jego firmie. - Jak chłop pracował razem z nami, to nic dziwnego, że na wszystkim się znał i nie dał się oszukać. Doskonale orientował się ile cegieł można wypalić na jednej zmianie – wspomina Stefan, były pracownik cegielni.
Dla wszystkich szokiem było aresztowanie właściciela przez władze niemieckie. Około roku przesiedział w więzieniu w Łodzi. – Nie wszyscy wiedzieli za co trafił za kraty. Przyczyniła się do tego osoba, która doniosła, że teść zaangażował się w organizację ucieczki rodzinie żydowskiej – wspominała Ł. Karczewska. Aresztowanie E. Pedy równoznaczne było z podjęciem decyzji o zamknięciu cegielni. W tragicznej sytuacji znalazła się nie tylko rodzina Pedów ale i Polacy zatrudnieni w ich firmie. Wszyscy znaleźli się na listach wywozowych na roboty przymusowe w głąb Niemiec. W tym momencie swoje możliwości wykazał syn Willy. Wielki pasjonat polowań, za trofea myśliwskie a jak tego nie wystarczało, za pieniądze, wykorzystując swoje znajomości zaczął walczyć o byłych pracowników. Udało mu się uchronić przed wywózką niemal wszystkich pracowników. – Umiał takie sprawy załatwiać. Już wcześniej dwukrotnie uratował mnie, kto wie czy nie od wywózki do obozu koncentracyjnego. Typ urody i karnacja skóry powodowały, że Niemcy brali mnie za Żyda. Jednak zawsze w takich sytuacjach z odsieczą przychodził Willy – mówi Stefan P.
Prawdopodobnie za sprawą Willego i członków rodziny udało się zebrać tyle pieniędzy i złota kwotę pieniędzy, że Eugeniusza wypuszczono z więzienia.
- Niejednokrotnie zdarzało się, że senior Peda siadał przy pianinie i zaczynał grać Mazurka Dąbrowskiego. Wówczas wołał mnie i kazał rozpoznać jaki to jest utwór. Kiedy odpowiadałam „Jeszcze Polska nie zginęła”, zawsze mówił „I pamiętaj, że nigdy nie zginie” – opowiadała Helena.
Uchronił wielu od wywózki sam zginął na froncie
Rodzina robiła wszystko by ich jedynak Willy nie został wcielony do Wermachtu. Długo się udawało. Jednak przyszedł moment, kiedy nic nie można było załatwić. Swój problem, przynajmniej na jakiś czas, w sposób drastyczny rozwiązał Willy. Po prostu specjalnie postrzelił się w nogę. Właśnie w czasie rekonwalescencji poznał swoją przyszłą żonę Łucję. Jednak niedługo nacieszyli się sobą. Willy, przedwojenny żołnierz Wojska Polskiego, w końcu wojny został wcielony do Wermachtu. Najprawdopodobniej zginął na froncie wschodnim. W obawie przed Rosjanami E. Peda wraz z żoną zdecydowali się wyjechać w głąb Niemiec. Synowa Łucja, będąca w tym czasie w ciąży z Willym postanowiła pozostać w Kaliszu i zamieszkała u swojej matki.
W dworku siedem mieszkań komunalnych
W 1945 roku dworek przejęło państwo i urządzono w nim siedem mieszkań komunalnych. Z roku na rok dworek popadał w ruinę. – Teść, który ostatecznie osiedlił się w byłym NRD, w czasie odwiedzin wręcz płakał kiedy patrzył już nie na dworek a raczej na ruinę – mówiła pani Łucja.
Zamiast restauracji dworek wyburzono
25 lat temu pani Łucja powiedziała, że sprzedała dworek biznesmenowi będąc przekonana, że dożyje chwili kiedy zobaczy go znowu w pełnej krasie. Dworek, w którym jak stwierdziła spędziła najszczęśliwsze dwa lata swojego życia.
Nie doczekała tej chwili. Nowy właściciel zrezygnował z restauracji dworku. Ostatecznie został wyburzony. Znaczną część byłego parku zajmuje dzisiaj wybudowana myjnia samochodowa. Pozostałą porasta gąszcz krzewów, miejsce gdzie smakosze „małpek” mogą w spokoju opróżnić buteleczki a nie brakuje osób, które pozbywają się tam śmieci. Jednak jeszcze żyją osoby pamiętające czasy świetności dworku kiedy był własnością Pedów. Wiedzę o rodzinie Pedów, w szczególności ich stosunek do Polaków w czasie drugiej wojny światowej, przekazują dzieciom i wnukom. Chcą ocalić od zapomnienia nie tyle dworek ale pamięć o ich właścicielach.
Grzegorz Pilecki
foto: archiwum autora, na zdjęciu małżeństwo Pedów, zdjęcie dworku Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie