Agencje castingowe starają się zapewniać, że będą rozwijać potencjał dzieci i kształcić ich talent. Obiecują wysoką gażę, główne role w filmach, karierę w reklamach i profesjonalne sesje zdjęciowe. Rodzice często myślą, że ich sen o karierze dziecka szybko się spełni. Jednak tylko niewielu dzieciom udaje się dostać do świata show-biznesu
Kilkuletnie dzieci na ogół wiodą beztroskie życie. Chociaż oglądając różne programy telewizyjne często naśladują w zabawach znane postaci, rzadko myślą o tym, żeby naprawdę zostać gwiazdami srebrnego ekranu. Większość z nich na pytanie, czy marzy o prawdziwej sławie odpowiada twierdząco, jednak zupełnie nie ma pojęcia o tym, w jaki sposób się to odbywa. Często nie ma wyobrażenia nawet o czymś takim jak casting. To rodzice, zauważając zainteresowanie dziecka oraz jego zdolności artystyczne, zaczynają myśleć o jego przyszłej karierze. Czasem podejmują nawet decyzję o poszukiwaniu agencji zajmującej się promowaniem małych aktorów.
Niektóre żerują
na ludzkiej naiwności
Agencje reklamowo-castingowe, aktorskie czy banki twarzy, reklamując się w Internecie czy w prasie twierdzą, że promocją młodych talentów zajmują się z zamiłowania. Dzieci-modele debiutują już bardzo wcześnie, reklamując mydła do kąpieli, soki, pieluszki a nawet produkty bankowe. Pani Magda z Kalisza wprawdzie słyszała o tym, ale swojego 3-letniego synka zgłosiła do castingu zupełnie przypadkowo. Była akurat na wczasach w Kołobrzegu.
– Spacerowaliśmy deptakiem. Młoda dziewczyna rozdawała ulotki informujące o fotograficznym naborze do banku twarzy. Zdjęcia były wykonywane na miejscu przez jedną z łódzkich, ponoć profesjonalnych firm reklamowych. Pomyśleliśmy, że dla zabawy możemy wszyscy zrobić sobie takie zdjęcia... – opowiada Magda.
Po jakimś czasie od powrotu z wakacji zadzwonił telefon. W słuchawce miły głos przedstawicielki agencji poinformował, że zdjęcia dziecka bardzo się firmie spodobały. Kobieta zaprosiła na profesjonalną sesję zdjęciową. Wyznaczyła termin, godzinę oraz (tu ciekawostka) poprosiła o zabranie z sobą 350 zł.
– Moje zdziwienie było olbrzymie. Myślałam, że to agencja sponsoruje sesję. Tymczasem to ja miałam zapłacić za stworzenie tzw. portfolio dla dziecka. Ale to był dopiero początek... Przedstawicielka poinformowała, że album ze zdjęciami nie jest gwarantem, że akurat ten trzylatek zostanie wybrany do reklamy lub filmu. Na propozycję wystąpienia w reklamie dziecko pani Magdy mogło czekać miesiącami a nawet latami, lecz po takim czasie trzeba by było znów robić za kilkaset złotych nowe portfolio. Kaliszance szybko odechciało się show-biznesu.
– Synek był chory, więc odpowiedziałam, że z tego terminu nie mogę skorzystać. Wówczas sprawa rozwiązała się sama. Pani z agencji niemiłym i stanowczym głosem dodała, że to jedyny termin, a jeśli nie mam ochoty teraz przyjeżdżać, to muszę sobie uświadomić, że w kolejce czeka tysiące matek. One takiej szansy nie zaprzepaszczą. Wydawało mi się, że potraktowała moje dziecko jak bezduszny przedmiot...
(mag)
Komentarze opinie