
Zniszczone samochody, dachy, uprawy i zalane wodą piwnice domostw to skutki deszczowo – gradowej nawałnicy, jaka przeszła w ubiegły wtorek przez Szczypiorno
Burzowa chmura wręcz zbombardowała Szczypiorno gradowymi kulami. Studzienki nie nadążały z odbiorem wody, która szukała ujścia i zalała piwnice. W szczególności miało to miejsce w obiektach Centralnego Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej zlokalizowanego przy ulicy Wrocławskiej
– Nic nie wskazywało, że za chwilę czeka nas taki horror. Co prawda wysoka temperatura, duszne i parne powietrze sygnalizowały, że może przejść jakaś burza, ale nikt nie spodziewał się takiego gradobicia. Zaczęło się tak gwałtownie, a kule gradowe były tak duże, że nie było mowy o tym, by choć na chwilę wybiec na dwór, by samochód wprowadzić do garażu, bądź czymś go nakryć – mówi Zygmunt Bartolik, mieszkaniec ulicy Promiennej, jeden z najbardziej poszkodowanych przez wtorkową nawałnicę. Zaczęła się ona po godzinie 16. Burza gradowa była bardzo intensywna, ale trwała stosunkowo krótko. W ocenie mieszkańców nie dłużej niż 30 minut. – Jechałem z działki, kiedy wszystko się zaczęło. Gdy pierwsze gradowe kule spadły na dach mojego samochodu, czułem się jakbym siedział w blaszanej beczce i ktoś w nią z bardzo dużą częstotliwością walił kijem czy też młotkiem. W aucie byłem bezpieczny, ale chcąc ochronić pojazd stanąłem pod drzewem. W tym momencie nie myślałem, że może spaść na mnie jakiś konar. Na szczęście do tego nie doszło – opowiada jeden z kaliszan. Przez niemal pół godziny część dzielnicy Szczypiorno była bombardowana gradowymi kulami wielkości dużych ptasich jaj, a zdarzały się też zdecydowanie większe. Lodowe pociski niszczyły wszystko, co spotkały na swej drodze. Skalę wyrządzonych strat można było ocenić dopiero, kiedy wszystko się uspokoiło. Jerzy Sternal podczas nawałnicy był w garażu budowanego domu (ul. Promienna) Z początku nie zawal sobie sprawy z jej skali . Stąd też, mając przy sobie aparat komórkowy, z zainteresowaniem zaczął filmować i fotografować to, co działo się na dworze. Na nakręconym filmie najlepiej widać, jak w zaledwie kilka minut zielony trawnik pokrywa się grubą warstwą białych kul. Zafascynowany zjawiskiem dopiero po czasie przypomniał sobie, że lodowe kule bombardują karoserię jego samochodu. – Nie było mowy o tym, by tak sobie wyskoczyć na dwór bez specjalnego zabezpieczenia. Za ochronę głowy i ramion posłużył mi kawał płyty gipsowej. Rękę , w której ją trzymałem musiałem zabezpieczyć dodatkowo rękawicą – opowiada. Ze smutkiem na to co się dzieje patrzył Włodzimierz Sośnicki, mieszkający przy ulicy Szczypiornickiej. Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej ponad hektar jego pola porastało tysiące dorodnych główek kapusty. Żadna z nich nie wytrzymała gradowego bombardowania. Wyglądały, jakby trafił w nie piorun. Niewiele też pozostało z naziemnych części rosnących po sąsiedzku ziemniaków. – Żal patrzeć na to wszystko. Tylko ten, kto wie jak ciężka jest praca na roli, potrafi właściwie ocenić poniesione straty. W moim przypadku będą one bardzo dokuczliwe. Uprawy kapusty i ziemniaków nie ubezpieczyłem. To nie koniec spustoszeń w moim gospodarstwie. Trzy tygodnie temu kładłem zewnętrzne tynki. One też nie oparły się niszczącej sile gradu – opowiada. – Mieliśmy tego pecha, że nasze domostwa znalazły się na głównym kilkusetmetrowym szlaku gradobicia. Proszę spojrzeć 100 metrów dalej od mojego domu. Tam trudno mówić o jakichkolwiek szkodach. A u mnie z plastikowych rynien zostały tylko resztki. Uszkodzona karoseria samochodu, porozbijane lampy ogrodowe. Grad roztrzaskiwał nawet wiszące na drzewach jabłka czy orzechy. O kwiatach ozdobnych nie ma co wspominać – dodaje Zygmunt Bartolik . Wewnętrzne uliczki Centralnego Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej zamieniły się w rzeczki, a w najniższym obniżeniu terenu utworzyło się sporych rozmiarów oczko wodne. (grz)
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie