Reklama

Grudniowy proces

30/11/2024 06:00

Piotr Sobolewski 

 Dokładnie 80 lat temu miało miejsce wydarzenie, kiedy to Niemcy – jakby nie zauważając – że za Wisłą Armia Czerwona już szykuje się do ostatecznego ataku – zorganizowali proces, którego zadaniem było podniesienie upadającego wśród rodaków w Rzeszy ducha i umocnienie (złudnej) wiary, że kontrolują jeszcze sytuację wojenną. I pokazanie, że wszyscy, którzy w taki czy inny sposób działają na szkodę Niemiec, będą surowo osądzeni. Okazja nadarzyła się w Kaliszu.
Wiosną 1944 r. Niemcy zdemaskowali lokalne struktury Armii Krajowej – w Kaliszu i okolicy aresztowano 72 osoby, wśród nich  m.in. niemieckich właścicieli (około)kaliskich majątków i fabryk oraz członków ich rodzin. Wszystkich aresztowanych zgromadzono w siedzibie gestapo przy ulicy Jasnej w Kaliszu, skąd trafili do kaliskiego więzienia. Na nic zdają się koneksje i dotychczasowe „zasługi” aresztowanych, odrzucane są nawet prośby rodzin o umożliwienie widzenia z aresztantami. Sprawę ma zamknąć spektakularny, przeprowadzony z zachowaniem procedur proces w ramach sesji wyjazdowej Volksgerichtshof (sądu ludowego) z Berlina. Śledztwo, by wyeliminować ewentualne dotychczasowe lokalne powiązania „towarzyskie” gestapowców z sądzonymi i ich rodzinami, prowadziło gestapo w Łodzi. Termin pierwszej rozprawy ustalono już na październik. Pojawiły się jednak trudności z ustaleniem składu orzekającego, sędziowie z Kraju Warty – z uwagi na ich lokalne powiązania z oskarżonymi – nie chcieli prowadzić tej sprawy. Poza tym wydaje się, że w tym czasie zajmowała ich już troska o zachowanie własnej skóry, Przysłano więc do Kalisza trzyosobowy skład z Berlina. Byli to młodzi ludzie po studiach prawniczych (sędzia główny liczył 24 lata), wywodzący się z organizacji Hitler Jugend. 
Na temat tego procesu, który ostatecznie odbył się w Kaliszu w dniach 6-9 grudnia 1944 roku, znawca tematu – były wicewojewoda kaliski,  jeden ze współzałożycieli Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i autor publikacji na tematy wojenne, Mieczysław A. Woźniak powiedział: 
„Dla Niemców było to wydarzenie szokujące. Składowi sędziowskiemu przewodniczył sędzia Sądu Najwyższego z Berlina (Sondersgenzhofu). Proces obserwował sam gauleiter Greiser a wraz z nim, oprócz miejscowych władz partyjnych i państwowych, prezes sądu Proboss, prokurator Steinberg i kierownik Urzędu Okręgu do spraw Ludnościowych, kurator uniwersytecki, doktor Streit. Z punktu widzenia interesów III Rzeszy była to wielka zdrada”. 

Sprawozdanie z przebiegu procesu ukazało się w „Ostdeutsche Beobachter” z 19 grudnia 1944 r. Przedruku relacji dokonała następnie „Berliner Zeitung”. W Niemczech wskazywano, jaki los spotka każdego Niemca, który ośmieli się współpracować z „polskimi bandytami”. Jako przykład podawano oskarżonych z kaliskiego procesu. 
Wreszcie rusza proces, a w zasadzie dwa procesy. Na polecenie  namiestnika Rzeszy Niemieckiej w Kraju Warty, gauleitera Arthur Greissera, który oświadczył, że jest bardzo niewłaściwe, jeżeli będzie się sądzić Niemców w towarzystwie Polaków, osobno sądzona jest dziesiątka Niemców a osobno Polacy. Rozprawa była prowadzona przy drzwiach zamkniętych a do gmachu sądu nie przywieziono wszystkich oskarżonych. Zwłaszcza sądzeni Polacy nie dostępują takiego „zaszczytu”. Teren wokół gmachu był otoczony przez gestapowców i żandarmów i pilnie strzeżony. Z „przecieków” wiadomo jednak, że podobno jeden z oskarżonych – Henryk Fulde miał powiedzieć, że ani on, ani żaden z oskarżonych nie zdradził swojej ojczyzny, bo ich prawdziwą Ojczyzną jest Polska. W podobny sposób wypowiedział się Konrad Wünsche. Fulde pdodał, że morderców i krwiopijców, jakimi są oskarżyciele, nikt z oskarżonych nie będzie prosił o łaskę. A w aktach oskarżenia padają zarzuty o szpiegostwo, współpracę z polskim ruchem oporu, zdradę państwa niemieckiego, przygotowania do wystąpienia przeciw władzom III Rzeszy i zamiar napaści na tyły walczącej armii niemieckiej. Wyroki ogłaszano przy drzwiach zamkniętych (nawet bez udziału rodzin oskarżonych) i brzmiały: kara śmierci dla: Henryka Fulde – syna właściciela garbarni w Kaliszu i majątku w Żydowie, Konrada Wünsche – właściciela Opatówka, Bruno (Bronisława) Lompy – właściciela majątku  w Dembem k/Kalisza, Jerzego Otto Dreschera – inżyniera architekta z Kalisza – współprojektanta m.in. nowej rzeźni czy byłego budynku Towarzystwa Śpiewaczego) po wojnie MDK) przy Częstochowskiej (dodatkowo zarzucono mu, że wspólnie z agentem wywiadu Leskim sporządzał plany i mapy mające znaczenie strategiczne), Alfreda Fiebigera – inżyniera z Ostrowa, Elwiry Fibiger – córki właściciela znanej fabryki fortepianów oraz Alfreda Nowackiego – właściciela zakładu w Winiarach. Irena Stark została skazana na 10 lat a Emil Fulde na 5 lat więzienia. Bożena Deutschmann i jedna z Polek – Janina Stasiak z powodu braku dowodów winy (cóż za pozór praworządności) zostały uwolnione. Poza tym sąd orzekł w stosunku do części oskarżonych i skazanych na śmierć przepadek mienia. Karę śmierci zasądza się też trzem Polakom; Bolesławowi Krawiec, Barbarze Pawlak (wyroku nie wykonano)i Tadeuszowi Pyzikowi. Tego ostatniego zapytano, dlaczego wiedząc, że w firmie, w której pracował (fabryka w Winiarach) jest prowadzona działalność antyniemiecka nie doniósł o tym władzom odpowiedział, że nauczono go lojalności wobec pracodawcy co ponoć spotkało się z aprobatą Greisera – stąd wykonanie na nim zasądzonej kary czasowo zawieszono. Został zwolniony z obozu koncentracyjnego w kwietniu 1945 r. z absurdalnym poleceniem zameldowania się w kaliskiej policji, podczas kiedy w Kaliszu już od trzech miesięcy nie było Niemców.

Tymczasem skazani czekali w kaliskim więzieniu na wykonanie wyroku ale głęboko wierzyli w ocalenie. Pomijając fakt, że większość z nich – jak się okazało naiwnie – wierzyło w znajomości i „układy” członków swoich rodzin z władzami okupacyjnymi, to zgodnie z obowiązującym wtedy prawem niemieckim, wyrok śmierci mógł być wykonany dopiero po upływie stu dni od ogłoszenia wyroku. Ale nie powiadomiono rodzin oskarżonych, nie podano także terminu egzekucji. Tymczasem ruszył front. Kalisz opuściły rodziny niemieckie, pozostało gestapo, żandarmi i wojsko W tym chaosie zaślepieni nienawiścią Niemcy postanawiają, mimo wszystko, wykonać jeszcze wyrok na skazanych. Znajomości, protekcje i często skuteczne w takich przypadkach łapówki’ nie mają tu już racji bytu. Decyzja o egzekucji zapadła prawdopodobnie w połowie stycznia (kiedy na Wiśle ruszył front!). 
Wyrok miał być wykonany w wielkiej tajemnicy, bez świadków. A jednak znalazł się ktoś, kto widział egzekucję. 19 stycznia 1945 r. rano gajowy Bąbel zauważył samochody wojskowe, które wjeżdżały na teren skarszewskiego lasu. Wdrapuje się na drzewo skąd widzi jak Niemcy wyprowadzają powiązanych po dwóch – trzech drutami za ręce i nogi więźniów, podprowadzają do wcześniej wykopanego dołu i strzałem w głowę pozbawiają życia. Nie można wykluczyć, że niektórzy z 56 rozstrzeliwanych zostali w ten sposób pogrzebani żywcem. Najbardziej „ustosunkowany” ze skazanych – właściciel zakładu w Winiarach Alfred Nowacki (pisaliśmy już kiedyś o nim więcej w Ż.K) miał być ponoć (zabiegi dawnych przyjaciół) w czasie egzekucji oszczędzony. Ale strzał nadgorliwego (niewtajemniczonego?) żandarma kończy i jego życie. Gajowy nie umiał określić jak długo trwała egzekucja i ilu ludzi stracono. Po egzekucji Niemcy zasypali grób i zamaskowali śniegiem, który wówczas padał. Dwa dni później do Kalisza wkraczają oddziały Armii Czerwonej.

Wydobyte w kwietniu ze zbiorowego dołu zwłoki – miejsce egzekucji upamiętnia dzisiaj pomnik w lesie przy drodze ze Skarszewa do Rożdżał – przewieziono  na dawny cmentarz żydowski przy Podmiejskiej, gdzie próbowano ustalić tożsamość ofiar. Udało się to tylko częściowo, pozostałych pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu Tynieckim. Tam też znajduje się osobny grób Alfreda Nowackiego. Natomiast na cmentarzu ewangelickim przy Rogatce w rodzinnym grobowcu zostali pochowani Elwira Fibiger, Konrad Wünsche i Henryk Fulde.
Tekst ten – z racji przypadającej okrągłej rocznicy wydarzeń – traktuje o małej grupie kaliskich Niemców, związanych z polskim ruchem oporu. Nie powinien on jednak zaciemniać i zniekształcać obrazu okrutnych zbrodni, jakich naród niemiecki dopuścił się w czasie II wojny na Polakach. Z czego jakże wieloma przykładami mieliśmy do czynienia również w Kaliszu a ofiarami zbrodni byli kaliszanie. 
W tekście wykorzystałem m.in. informacje publikowane w czasopiśmie Towarzystwa Przyjaciół Opatówka – „Opatowianin”.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Pamiętam. - niezalogowany 2024-11-30 16:21:51

    Pamiętam z opowieści taty,który należał do AK,mówil o zdradzie...zapalalismy znicze tam w lesie .Chwała Ich pamieci!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Janusz - niezalogowany 2024-11-30 17:57:39

    W Poznaniu powstało by już muzeum oni są tacy ważni wszędzie walczyli!!!!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    KG - niezalogowany 2024-12-02 02:53:28

    Proces jest tez opisany w jednym z grudniowych numerow "Litzmannstaeder Zeitung".

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do