
Niegdyś była to największa kamienica w alei Wolności. Dziś jest biurowcem okrytym granitowym płaszczem. Dawniej bił tu puls mieszczańskiego Kalisza, dziś pulsuje tutaj energia. Kilka zdań o numerze 8 w alei Wolności, a więc dzisiejszej siedziby spółki Energa, to okazja do zobaczenia prawdziwie europejskiej architektury, którą wymazał z krajobrazu centrum niemiecki okupant. Przyglądamy się światu który odszedł. Domowi który kiedyś żył w symbiozie z rzeką, domowi pełnemu wielu narodowości. Domowi z piękną tożsamością.
Defilady i amfilady
(…) Aleja Józefiny. Na całej długości wysadzona szpalerem kwitnących w maju akacji. Grona białych motylich kwiatów o gęstym miodowym zapachu z delikatną cierpką nutą, przykrywały bielą jasnozielone liście, napełniając swym aromatem powietrze na całej ulicy, w całym mieście. Na trawnikach u stóp drzew kwitły bratki i nagietki, a za nimi stały kamienice „najpiękniejszej ulicy w Kaliszu”. Dwu- i trzypiętrowe stylowe europejskie kamienice, których fasady zdobiły trójkątne przyczółki, dekoracyjne gzymsy, pilastry i wszelkie inne ornamenty. Na tyłach kamienic, niemal ich dotykając, płynęła Prosna. Koło domów cumowały wiosłowe łodzie, a całą okolicę nazywaną „polską Wenecją”. Ludzie, którzy tam mieszkali, byli wymieszani: Żydzi i chrześcijanie z wyższej klasy, adwokaci, lekarze – skupiała się tam intelektualna arystokracja Kalisza. Mieszkało też paru burżujów, do których chyba należały te kamienice”. – Za Jehudit Kafri, „Zosia: od Doliny Jezreel do Czerwonej Orkiestry.” Obraz kamienicy pod numerem 8, dopełnia praca naukowa Barbary Czechowskiej na temat historii alei: „(…) Na mapie O. Wollego z 1878 r. widoczny jest w tym miejscu dom, wydaje się jednak, że musiał on ulec przebudowie na przełomie XIX i XX w. Wskazuje na to przede wszystkim rozmiar kamienicy, gdyż był to wówczas jeden z największych budynków mieszkalnych w Alei. Przestrzenne mieszkania miały przemyślany układ, były dobrze doświetlone i zaopatrzone we wszelkie wygody, może poza windą, która w Kaliszu w tym czasie była jeszcze rzadkością”.
Na pierwszym piętrze kamienicy nr 8, do 1939 roku zamieszkiwali Poznańscy. Był to wytworny, trzypiętrowy budynek nad samym brzegiem rzeki, z balkonem o dekoracyjnej, porośniętej pnączami balustradzie. Był to najpiękniejszy balkon w całej alei. Jak malowniczo musiało się prezentować to mieszkanie gdy przez wielkie okno balkonowe z czerwonymi, zielonymi i niebieskimi witrażami, wpadało słońce, wiedzą już nieliczni. Historia ta ciekawi jeszcze z jednego powodu. Kamienica pod nr 8, w alei Wolności, w której mieszkali Poznańscy, to jedyny obiekt, który nie przetrwał II wojny światowej. I nie wiedzielibyśmy do tej pory jak prezentowała się wytworna fasada „ósemki”, gdyby nie ostatnio odkryte zdjęcie spacerujących elegantek z Kalisza z międzywojnia, które pojawiło się na jednej z aukcji internetowych. Dobrze widoczny na zdjęciu sławny balkon, był oknem na świat wspomnianych Poznańskich, choć życie, (w przeciwieństwie do czasów obecnych), kwitło również w podwórzach kamienic, a ich właściciele nie odcinali się od rzeki szpalerami krzewów, lecz żyli z Prosną w pięknej symbiozie.
Z albumu założyciela łódzkiej Manufaktury
Zofia Poznańska urodziła się 8 czerwca 1906 roku w Łodzi. Dziadek od strony ojca był kuzynem słynnego przemysłowca tekstylnego z Łodzi, Izraela Kalmanowicza Poznańskiego, który założył tam fabryki, szpitale i szkoły. Wkrótce po narodzinach Zofii, część rodziny postanowiła opuścić Łódź i przeprowadzić się do Kalisza. Już nad Prosną, urodziła się młodsza siostra Zosi – Mania. Ojciec, Mosze (Maurycy) Poznański – bankowiec, był niewysokim mężczyzną o szerokim czole i jasnych kręconych włosach. Na zachowanym zdjęciu w zbiorach Poznańskich, ubrany w trzyczęściowy garnitur i białą koszulę z czarną muszką, spogląda, jak to określiła autorka książki: „wewnątrz siebie”. Był to raczej krągły mężczyzna, z ledwo widoczną blond bródką i małymi oczami, zamknięty w sobie i przez to nie mający jakiejkolwiek władzy nad dziećmi. O wiele mniej wiadomo na temat matki Zofii. Nie ma jej nawet na rodzinnej fotografii. Tę postać opisuje jedynie przykra historia przytaczana w treści cytowanej wcześniej książki Kafri. Kiedy Zofia miała dwa lata, urodziła się Maniusia (młodsza siostra Zofii) i wówczas ich matka – Hana z Baszów, zapadła w poporodową depresję, z której nigdy się nie ocknęła. „Zabrano ją do szpitala i przez długie lata nie wróciła do domu. Zostało troje dzieci bez matki: czteroletni Olek, dwuletnia Zosia i nowo narodzona Maniusia. (…)Choroby mamy wówczas rodzina Poznańskich się wstydziła. Osoba chora psychicznie uchodziła wówczas za obciążające piętno rodu, które należy ukrywać. Wiele tajemnic było w tym domu w związku z matką”.
A dzieci? Dzieci wiodły beztroski żywot ograniczony jedynie ich własną wyobraźnią. Pomysłów na zabawę nie brakowało. Opiekowała się nimi niania. Tu obok zwyczaju był przymus – gdyż matka będąca niespełna rozumu – nigdy nawet nie pocałowała żadnego ze swoich dzieci. Nie tuliła ich, nie myła, nie ubierała, nie karmiła, nie czesała, nie zabierała na spacery, nie śpiewała im, nie układała ich do spania, gdyż „tak było przyjęte”. Zosia, jako mała dziewczynka o ciemnobrązowych lokach, kręcąca często główką w geście dezaprobaty czyjejś myśli czy zdania, mówiła „Nie” srebrzystym głosem, który ukazywał brak matki-przyjaciółki w dzieciństwie.
Trójka dzieci o pełnych buziach spogląda na zachowanej w zbiorach Poznańskich, fotografii wykonanej w Kaliszu w roku 1909, pochodzącej z atelier Raczyńskiego – fotografa Kalisza ale przede wszystkim kaliszan.
Kamienicę o europejskiej urodzie przebudowano po roku 1940. Prace przeprowadziła niemiecka administracja, rzecz jasna po uprzednim wywłaszczeniu nieruchomości z rąk prywatnych. Wszystkie rodziny które wynajmowały mieszkania, także zostały wyrzucone na bruk. Z budynku zdrapano cały eklektyczny ornament i podwyższono go o jedną kondygnację, zwiększając przestrzeń użytkową. W niegdysiejszych mieszkaniach urządzono biura i urzędy aparatu niemieckiej administracji. Kamienica przybrała formę bloku, i została tak dalece zniekształcona, że porównywanie zdjęć archiwalnych „ósemki” z fotografiami współczesnymi przysparza wielu problemów w znalezieniu jakiegokolwiek wspólnego architektonicznego mianownika. Kolorowe szybki z okien witrażowych – najbardziej ulotne elementy dawnej ósemki – nie miały szans przetrwać. Zginęły wraz z rodzinami zamieszkującymi nieruchomość.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Szkoda ze nie ma żadnego zdjęcia tej kamienicy przed zmianą w artykule.