Reklama

Historia. Kontynuujmy opowieść o przedwojennym kaliskim bandycie – Józefie Pachołku

23/08/2020 06:00

Wakacyjne trzy po trzy, cz. IV

  Postrzelenie gliniarza to już nie były przelewki. Zaczęły się częstsze wizyty w melinach, szpicle próbowali coś wyciągnąć od kogo się dało. Nadkomisarz – chyba mu było  Kabulski - postawił na nogi wszystkich kaliskich policjantów, mundurowych i cywilnych, polecając im przeprowadzenie dokładnej penetracji terenu i sprawdzenie alibi podejrzanych. Swoim informatorom obiecał ekstra premie, ba nawet Łódź przysłała z II Okręgu Policji Państwowej dodatkowych śledczych. Ale wszyscy oni póki co mogli im, Pachołkom, skoczyć. Józef zaczął nawet wycinać i przylepiać na ścianach artykuły z kupowanych u gazeciarza Franka Parczyńskiego gazet mówiące o ich napadach. A jak wpadnie trochę kasy po kolejnym skoku, może kupi sobie w „Baltic Radio” u Majerana na Babince lub u Malanowskiego przy św. Stanisława radio i już się postara aby i tam o nim i jego robocie wspomnieli. Tak, to dobry pomysł. Byli przecież „kawalerami księżyca” pełną gębą a tymczasem bohaterami kryminalnego słuchowiska z Kalisza nie byli oni a jacyś pewnie przyjezdni cwaniacy, którzy obrobili futrzarski sklep Rosenfelda na Kanonickiej. Skandal.

  To dopiero scenariusz na życie – rozmarzał się nie raz Józef. Zamiast tyrać za stówę miesięcznie o ileż prościej było dobrać się (cokolwiek to znaczyło) do takich Perlów, Kicali czy innych kaliskich bogaczy. Po swojemu i to dość oryginalnie rozumiał kaliskie popularne powiedzenie: „swój do swego, a jak nie ma, to do Perlego”. A później kupiłby sobie porządny samochód, na którym – jak to widział kiedyś w Ameryce – może nawet zamontowałby karabin maszynowy. „Józef Pachołek panem życia i śmierci” – delektował się już w myślach nagłówkami kaliskiej prasy. 

  Odczekali zaledwie miesiąc i zaczęli prawdziwą męska robotę. Ściśle rzecz biorąc – maskujące pończochy na ich twarzach były babskie - ale za to dwa pistolety, którymi napędzali strachu sklepikarzom, były już jak najbardziej atrybutem męskim. Zaczęli od żydowskiego sklepiku Chilla Topcza przy Nowej 19. Wystarczyło, że Kaziu pomachał groźnie w jego kierunku stojącą w kącie spluwaczką a sklepikarz bez szemrania przesunął po ladzie spory plik „muesów”. Wpadło trochę grosza. Wbrew zasadzie, że piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce, kilkanaście dni później ich ofiarą pada sąsiadujące z tamtym sklepy: Luzera Wajssa, a po niespełna dwutygodniowym „odpoczynku”, sklep Jaśniewiczowej. Niech się baba nie cieszy, że bandyci pomogli jej wykończyć żydowską konkurencję. Poszło jak z płatka, dobrą passę trzeba było kontynuować. Kolejną wizytę złożyli więc panu Michałowi Szymańskiemu w Piwonicach. Łupy z tej akcji ukryli na pewien czas  wśród szykowanych do postawienia tam nowej elektrowni materiałów budowlanych. Pieniędzy przybywało, ale jakoś nie potrafili ich długo utrzymać. Przepuszczali je dość szybko u Wypiszczyka w Alei, na strzelnicy u Kowalskich nad Prosną, w burdelu na Babince, w kinie (film „Ludzie bez jutra”, który traktował niemal jak film o sobie obejrzał chyba ze trzy razy) lub - po prostu – na dziwki i alkohol. Czasami całymi popołudniami przesiadywali w knajpach Wodzyńskiego lub Lesienia na Nowym Rynku (od niedawna nazwanym placem Dekerta). Wypady na  tańce na podmiejskich zabawach - na Krzyżówkach, w Słonecznej, Kokaninie czy na Wolicy też przecież kosztowały.  

  Zaraz po powrocie do Kalisza był na międzynarodowych wyścigach motocyklowych a w lutym 1932 roku wybrali się na pierwszy organizowany w Kaliszu mecz bokserski. Józef, który widział już podobne walki w Ameryce okazał się dla stojących wokół niego widzów-ciemniaków godnym uwagi ekspertem. To były dopiero sporty dla prawdziwych mężczyzn. Takich jak on. Gdzieś pod koniec marca, bardziej z przyzwyczajenia, chyba żeby nie wyjść z wprawy, „pokręcił się” nieco wśród pogrzebowych tłumów odprowadzających rabina na nowy żydowski cmentarz. I w jednym i w drugim przypadku kilku tworzących tłum kaliszan jakoś nie mogło odnaleźć swoich portfeli. Ich zawartość służyła potem o ileż bardziej zacnym celom -  pozwoliła Pachołkowi i jego kompanom przez kilka dni godnie gdzieś się zabawić. Wraz z „bandą” często wyjeżdżali za miasto - w samym Kaliszu nie chcieli się za bardzo rzucać w oczy, poza tym Leosia też nie była zbyt szczęśliwa patrząc na przepuszczaną w ten sposób forsę. Co z oczu, to z serca. Na jeden z takich wypadów, w początkach czerwca 1932 roku trafili aż do Giżyc. Jakiś miejscowy pijaczek opowiedział im wtedy o bogactwie miejscowego proboszcza - księdza Aleksandra Żurawskiego. Na co było czekać – jeszcze nieco odurzeni tańcami i alkoholem złożyli mu nad ranem wizytę. Niestety, klecha nie był zbyt gościnny, o manierach trzeba mu było przypomnieć za pomocą pistoletowej kuli. A potem, ogołociwszy go nieco z dóbr, które w tej sytuacji i tak by się mu przecież już nie przydały, elegancko się w nadprośniańskiej mgle ulotnić.

  Otworzyły się drzwi i do izby weszli Kaziu z Frankiem. Wyglądali chyba trochę nieswojo. No tak - jeszcze ciągle byli pod wrażeniem strzelaniny pod Raszkowem. Mięczaki. Przez te kilka dni nie kazał im, dla pewności, do siebie przychodzić – dopiero teraz była okazja o tym pogadać. Usiedli we trójkę za stołem. Na szczęście goście nie przyszli z pustymi rękami – na stole pojawiła się lepsza (kupiona prawie za złotówkę) „kicha od Herbicha’’ a z czapki z pociętym we czworo denkiem zabranej kiedyś jakiemuś „burakowi”- maturzyście z Asnyka, Franek, niczym magik oglądany kiedyś w kinie „Słońce”, wyciągnął nową butelkę wódki. I to jakiej wódki – „Luksusowa” była wówczas rzeczywiście symbolem wódczanego luksusu. Pewnie kupili ją u Urlycha - pomyślał, choć odrobiny podziwu z tego powodu nie dał oczywiście po sobie poznać. Z każdym wypitym łykiem niezbyt schłodzonego wprawdzie ale za to uczciwie mocnego trunku atmosfera wyraźnie się poprawiała.
16 czerwca na drodze z Raszkowa do Ostrowa napadli na powracających z jarmarku żydowskich kupców. Szło nieźle, żydziaki na widok ich zamaskowanych twarzy niemal nie popuścili w spodnie. Kiedy jednak przepakowywali towar na jedną z furmanek tamci podnieśli lament. Na nic zdały się – wyrażane w „wykwintnej” polszczyźnie - sugestie, żeby zamknęli swoje pejsate mordy.  I wtedy diabli nadali dwóch strażników na tych swoich cholernych rowerach. Zobaczywszy co się dzieje – sięgnęli po broń. Rozpętało się piekło. Józefowi udało się trafić jednego z policjantów („strażnik Grabowski zabity przez bandytów” – jak później przeczytał w gazecie), oberwało się też – nie dość dokładnie skrytego za workami – furmanowi Ehrichowi Wolf. Ale drugi ze strażników był nie do trafienia. Zadekował się za największym z wozów i skutecznie trzymał ich w szachu. Próbowali go zajść z boku ale mośki najwyraźniej kibicowali tamtemu i hałasowali przy najmniejszej próbie podjęcia manewru „oskrzydlającego”. Nie pozostało nic innego, jak wskoczyć na jedną z furmanek i – nim przybędzie zwabiona leśną kanonadą odsiecz – zniknąć wśród drzew. 

  Pachołek już sam nie wiedział, czy bardziej powinien pieklić się na swojego pecha - fakt, że taki łatwy i spory łup przeszedł im koło nosa - i własną głupotę (gdyby choć zaczęli od „rekwirowania” żydowskiej gotówki może by wpadło im chociaż parę groszy), czy cieszyć z faktu, że mimo solidnej obławy i kilkudniowego węszenia wszystkich ostrowskich szpicli, udało im się wymknąć i wrócić do swych kaliskich melin. Kilka dni temu pomógł mu przypadek – idąc ulicą Piłsudskiego już niemal czuł na karku oddech policyjnego szpicla, kiedy tuż koło niego jakiś samochód wjechał na chodnik potrącając kilku pieszych. Zrobiło się straszne zamieszanie, z którego udało mu się skorzystać i czmychnąć gdzieś w boczną ulicę. Teraz przed kompanami Józef nadrabiał humorem. Pod jego wpływem i pozostała dwójka odzyskała wigor - zaczęli pokpiwać się zarówno z jazgotu okradanych kupców, jak i strażnika – że tak się dał łatwo trafić. Humory wróciły – tym bardziej, że szef miał już pomysł na kolejną robotę. Właśnie mieli wypić za jej sukces, kiedy w sieni przybudówki usłyszeli hałas. Pewno wraca Leosia – mruknął Józef. Ale to nie była Leosia.

Piotr Sobolewski

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do