
„Z dawnych budowli jeden tylko kościół św. Mikołaja wznosi poważnie sczerniałe swe mury i urąga wszystko niszczącej ręce czasu i człowieka!” – pisano z dumą w 1848 r. Historia przechowuje jednak czas, kiedy pojawiły się plany rozbiórki świątyni. Obecny remont dachu katedry jest dobrą okazją do przypomnienia tamtych wydarzeń
W latach 1793-1806 Kalisz znajdował się pod panowaniem pruskim. Działalność zaborców przyniosła wiele potrzebnych reform, które przyczyniły się do odbudowy miasta zniszczonego niedawnym pożarem. Nie wszystkie jednak zmiany mogły się podobać Polakom. Niemieckie władze z taką samą skrupulatnością przystąpiły do likwidacji zgromadzeń zakonnych. Akcja ich likwidacji rozpoczęła się na Śląsku i stopniowo zaczęła obejmować całe władztwo Hohenzollernów. Uzasadniano, że istnienie klasztorów nie jest zgodne z duchem czasów i jego potrzebami, a uzyskane dzięki likwidacji „ostoi wstecznictwa” środki będzie można wykorzystać na ważne cele państwowe. W Kaliszu zniesiono zakony panien bernardynek i franciszkanek, a ich posiadłości zostały przejęte przez rząd. W 1806 r. Prusacy postanowili zająć się majątkiem mieszkających tu od 1358 r. kanoników regularnych. Nic dziwnego. Zakon, po kolegiacie Wniebowzięcia NMP, należał do najbogatszych zgromadzeń w mieście. Szukając wygodnego uzasadnienia likwidacji, stwierdzono, że kanonicki kościół św. Mikołaja znajduje się w złym stanie i rzekomo grozi zawaleniem. Rzeczywiście, pozbawiona spalonej w 1706 r. wieży i zapadnięta w ziemię budowla mogła sprawiać wrażenie ruiny. Wykorzystując ten fakt, postanowiono, że duchowni zostaną przymusowo przewiezieni do Trzemeszna, a budowla zostanie rozebrana. Kamera (pruskie władze) ze swoim prezesem Necke sprzedała już nawet cegły z istniejącej jeszcze świątyni. W lipcu z Berlina przyszedł rozkaz nakazujący do 1 października opuścić zakonnikom Kalisz. Tym jednak razem władze przeliczyły się z siłami. Znoszący dotychczas cierpliwie obce panowanie polscy mieszkańcy nie zamierzali pozostać bezczynni.
Kanoniku, lepiej nie obalaj starych kościołów!
Prusacy dobrze zdawali sobie sprawę, że ich decyzja o zburzeniu kościoła wzbudzi protesty, dlatego utrzymywano ją w sekrecie. Postanowiono również umiejętnie wykorzystać stare antagonizmy między zakonem a parafią Wniebowzięcia NMP. Aktem desakralizacji świątyni miał kierować specjalnie przysłany z kolegiaty ks. kanonik Andrzej Podbowicz. Pochodził on ze znanych w Kaliszu piwowarów, przez wiele lat sprawujących najważniejsze urzędy w mieście. Dramatyzmu sprawie dodawał fakt, że rodzina posiadała w kościele kryptę, w której m.in. pochowano rodziców kanonika.
Tajemnicy nie udało się utrzymać. Rozporządzenie kamery przesłane do kolegiaty kaliskiej przypadkowo dostało się do rąk franciszkanów kaliskich. Czy losowi dopomógł fakt, że w pobliżu najstarszego kościoła Kalisza funkcjonowała poczta? Jakkolwiek było, braciszkowie, również zagrożeni likwidacją, błyskawicznie przekazali zdobyte informacje kanonikom. Ci równie szybko przystąpili do działania, udając się do konsystorza gnieźnieńskiego z prośbą, aby zajął się ich sprawą. Postarano się, aby plany władz dotarły do mieszkańców Kalisza, wysłano także petycję do króla pruskiego. Przełożony kanoników laterańskich ks. Łukasz Marszałkiewicz „chodził poszczególnie do każdego z obywateli kaliskich i pokazując im rozporządzenie pruskie mówił: Oto chcą znieść wasz kościół parafialny, w którym są wasze fundacje, aparaty i kielichy, srebra, wota, zapisy, w którym jest tyle pamiątek wiążących serca wasze. Starajcie się go ocalić! Nas chcą wygnać – mniejsza o to, ale kościół niech będzie nienaruszony”. Ruszyła machina korespondencji, a głównym ich adresatem stał się gorliwy wykonawca pruskich zamierzeń, kanonik Podbowicz. Na nim też skupiła się cała złość mieszkańców. W liście skierowanym do niego ks. Marszałkiewicz nazwał plan rozbiórki „smutnym i szkodliwym dla religii dziełem”. W dużo ostrzejszym tonie wypowiedział się podskarbi bractwa św. Jana Nepomucena, Józef Boisel: „Oświadczam Ci, abyś się tak gorliwie nie przykładał do obalania starych kościołów. Owszem, jeśli W. Pan kochasz swoją religię, powinieneś się złączyć z nami, ale nie wdawać się w lata kościołów. Zaręczam Panu, (...) iż prędzej na obalanie kościołów, które młodsze są pozwolimy, aniżeli na te, które z dawna, z chwałą Bożą stawiane były”. Czy owe młodsze kościoły, to aluzja do niedawno odbudowanej kolegiaty?
Na kłopoty Napoleon
Tymczasem w Kaliszu wzrastało wzburzenie. Dodatkowo do niespokojnego miasta docierały wiadomości o możliwej wojny Prusaków z Francją, dając nadzieję, że wojska napoleońskie staną się wyzwolicielami. Mimo tej sytuacji urzędnicy bynajmniej nie zamierzali ustąpić i 3 października 1806 r. wysłali mierniczych do wykonania pomiarów. Niecny kanonik Podbowicz wraz z dobranym sobie wspólnikiem (surrogatem konsystorza) chcieli dokonać religijnego obrządku (exsakry), otwierającego drogę do zburzenia świątyni. W tej sytuacji zdesperowane mieszczaństwo i pospólstwo uzbrojone w broń zagrodziło drogę do kościoła. Na szczęście dla obrońców dowódca garnizonu kaliskiego pułkownik Disterllo okazał zrozumienie i odmówił stłumienia buntu. W liście do niego mieszkańcy, tłumacząc swoje stanowisko, stwierdzili, że „przyczyną wczorajszego rozruchu był zamiar odebrania starodawnego kościoła, w którym przodkowie nasi i my ochrzczeni [byliśmy], (...) w którym odprawiają się nabożeństwa za dusze pradziadów naszych”. Kamerze zaś pruskiej oświadczono hardo: „publiczność i gmin do kościoła parafialnego św. Mikołaja należące obojętnym nie mogą poglądać okiem, żeby ten starodawny i szanowany kościół miał być im odebrany”. Zagrożonej świątyni pilnowano dzień i w nocy.
Pod naporem obrońców władze zdecydowały się ustąpić, wstrzymując swoją decyzję do czasu monarszej odpowiedzi. Do prośby „król jegomość” Fryderyk Wilhelm III zapewne nie zdążył się już ustosunkować. 14 października 1806 r. armia pruska została rozgromiona przez Napoleona w bitwie pod Jeną i Auerstedt. Trzy tygodnie później do Kalisza przybył francuski emisariusz Kasper Miaskowski. Pod jego domem zgromadził się tłum mieszkańców. Wśród okrzyków „Vivat Napoleon, vivat Miastkowski, vivat Polska” rozbrojono załogę wojskową i zajęto niemieckie urzędy. Tym samym pogrzebano również ostatecznie kwestię rozbiórki. Nic dziwnego, że zaraz po przejęciu władzy uradowani mieszczanie i zgromadzona szlachta udali się do ocalonego kościoła, gdzie wśród ogólnej radości odśpiewano uroczyście dziękczynne „Te Deum”.
Szacunek
dla przeszłości
Kościół św. Mikołaja, tak jak i dziś, był główną świątynią miasta, miejscem najważniejszych obrządków religijnych. Tu należy doszukiwać się przyczyn gwałtownych protestów mieszkańców. Wcześniej podczas wielkich pożarów miasta kaliszanie nieraz ratowali kościół, pozostawiając na pastwę ognia swoje mienie. Za ich wystąpieniem z pewnością kryła się też niechęć do nowych pruskich porządków. Przepisana przez Adama Chodyńskiego korespondencja w sprawie obrony kanonickiej świątyni jest dowodem na to, że po raz pierwszy w swojej historii kaliszanie zainteresowali się pamiątkami swojej przeszłości. Już wkrótce (1808 r.) bardzo grzecznie odmówili napoleońskiemu marszałkowi Ludwikowi Davout wydania obrazu „Zdjęcie z krzyża”. W 1812 r. odwiedzający Kalisz Julian Ursyn Niemcewicz nie tylko wyraził żal, że Prusacy zburzyli mury obronne, ale również zwrócił uwagę, że obraz w ołtarzu głównym jest „wielce przypominający Rubensa”. On też potwierdził wartość samej budowli, pisząc: „[kościół] kanoników regularnych w 1202 r. wystawion, zachował starożytności swoją cechę. Wznosi się przy nim wieża olbrzymiej wysokości. Musi ten gmach wiele pamiętać, towarzysz jego [tj. wieża] latami zgnieciony upadł niedawno”. Nie udało się niestety uratować podupadłego zgromadzenia kanoników regularnych, które w 1810 r. zostało zlikwidowane przez arcybiskupa Ignacego Raczyńskiego. Wraz z nastaniem w kościele siedem lat później księdza Ignacego Przybylskiego rodziło się zainteresowanie przeszłością i „starożytnymi budowlami”. Nowy proboszcz podjął się trudnego zadania restauracji świątyni. Ostatni kanonik regularny ks. Franciszek Karkoszyński zmarł w Kaliszu w 15 lutego 1837 r. w murach, które z takim trudem uratowano.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie