Reklama

Jak po leki – to do apteki…

18/04/2020 06:00

Niestety, temat chorób i ich leczenia jest wciąż boleśnie aktualny, po rozważaniach na temat historii wizyt morowego powietrza w Kaliszu proponuję zatem  przyjrzeć się najwcześniejszym dziejom placówek, które w naszych dolegliwościach próbowały swoją ofertą handlową, pomóc. Mowa będzie o aptekach.

Piotr Sobolewski
 Taką nazwę odnotowano po raz pierwszy w Kaliszu w już w pierwszyc hlatach funkcjonowania miasta lokacyjnego – w 1289 r.,  kiedy to zezwolono na prowadzenie „apotecas institorias”, czyli aptek korzennych.  A jeśli tak – pierwszym znanym z imienia aptekarzem, a ściślej – „ institorem” (korzennikiem) był Konrad, sołtys Tyńca. W tym okresie książę Przemysł II wydaje Kaliszowi przywilej na założenie aż pięciu placówek – kramów, w których sprzedawano m.in.: korzenie i zioła lecznicze a później również balsamy, nalewki, syropy, maści, proszki, pigułki, eliksiry, plastry a nawet chemikalia, świece woskowe i farby. Można by rzec, że w tym zakresie byliśmy w awangardzie – o poznańskich choćby aptekarzach pierwsze wiadomości są znane dopiero z  1446 r. W lekarstwa zaopatrywano się za granicą (a obecnie bywa, że sporo leków, nie zawsze do końca legalnie, wywozi z Polski) ale w Kaliszu dość wcześnie powstały składy apteczne – dziś powiedzielibyśmy pewno: hurtownie, z których leki rozsyłano innym aptekom w kraju. Zawód aptekarza na dobre wykształcił się w wieku XV a w następnym stuleciu w Kaliszu działają 3, 4 apteki a pod koniec tegoż wieku było ich już 6. Najstarsza (z odnotowanych) należała do Wawrzyńca Hypercircusa. Przy okazji – zwróćmy uwagę na zwyczaj przybierania przez aptekarzy „uczonych” łacińskich nazwisk.

  W podobny sposób pan („zaledwie”) Głodny przeistoczył się  w – ho, ho – Absaloma Esuriensa. Wkrótce (dzięki takim marketingowym zabiegom, ale i, przyznać należy, fachowości, farmaceuci zaczęli wchodzić do elit miasta. Ot, choćby w roku 1519 ławnikiem był aptekarz Marcin. Później wśród burmistrzów Kalisza spotykamy  przedstawicieli zawodu (już o swojsko brzmiących nazwiskach): Ambrożego Łabędzia (1567, 1571, 1578), Wojciecha Zwiazdka (1584?), Jana Wodka (1607) i Jakuba Wodka (1618, 1619), Mateusza Czartoryskiego (od 1630, siedmiokrotnie) czy  Piotra Gielor. Swoją aptekę – rzecz działa się w pierwszej połowie wieku XVII – prowadził lekarz i wielokrotny burmistrz Jan Zemełka (ciekawa postać – może o nim kiedyś osobno napiszę). Co ciekawe, znamy nawet nazwisko jego pracownika, aptekarczyka Adama Czesikąta (bo pochodził z Czech czy „pokątnie” zajmował się czesaniem? – taki niezbyt mądry mój żarcik, przepraszam).  W tym samym stuleciu burmistrzem, i to aż siedmiokrotnie, był  aptekarz Czerwieniewicz. 

  Wtedy też pojawia się  kolejny punkt apteczny prowadzony przez zakon jezuitów,  do której leków dostarczała uprawa ziół leczniczych z ogrodu kolegium (taka medycyna bardziej naturalna). Aptekarze mieli także prawo wyrobu i sprzedaży wód mineralnych. 

  Wydawać by się więc mogło, że wytwórcy lekarstw cieszyli się powszechnym szacunkiem i zaufaniem. Byłaż by to prawda, gdyby nie toczyły się wówczas jednocześnie ….procesy znachorek-zielarek o czary. Ot choćby afera związana z apteką Jana Chmelika. Tenże procesował się z Magdaleną Klauzyn (zarzucił jej podkradania pieniędzy). W 1750 r. powód zaczął wytaczać coraz cięższe armaty – oskarżenia spędzania płodów a wkrótce pojawiła się sprawa… zaczarowania (!) apteki. Jan Chmelik, który wkrótce został zresztą burmistrzem miasta, był człowiekiem wykształconym, posiadał sporą bibliotekę fachowych dzieł z zakresu medycyny, leki sporządzał w oparciu o wiedzę w nich zawartą. Można spekulować, że takim zarzutem chciał usprawiedliwić małą nieskuteczność czy wręcz szkodliwości serwowanych przez jego aptekę leków. Jeśli to prawda – byłabyż to ze strony Chmielika wyjątkowa podłość czy wręcz okrucieństwo. Biedną dziewczynę poddano bowiem badaniom (czytaj: torturom), w wyniku których przyznała się oczywiście do wszystkich zarzutów, w tym i do zaczarowania apteki. Na mocy wyroku nieszczęsną Magdę Klauzyn spalono na stosie. Przy okazji – była to prawdopodobnie ostatnia egzekucja „czarownicy” w naszym mieście. 

  Za to trudno było chyba posądzić o czary zakonników (choć czytelnicy „Imienia róży” mogliby brew zmarszczyć). I tak w 1660 r. apteka istniała przy klasztorze franciszkanów, a na przełomie XVIII i XIX w. apteka pojezuicka.
Czasami sprzedażą „oleum”, „balsamów życia” „syrupusów”, proszku z jeleniego rogu i innych cudowności zajmowali się zwykli  oszuści. W 1789 r.  zaczął przyjmować „doktor” Ceasaria Cagliostro, który „ […] czynił w mieście Kaliszu nie tylko doktorskie leki, ale też i inne nieprzyzwoite popełniał nieprzystojności”. Gdy krąg podejrzeń co do autentyczności rzekomego Cagliostra zaczął się zacieśniać, oszust (z cięższą zapewne sakiewką) ulotnił się z miasta. 
Dwie dekady później do Kalisza przybył kolejny „znakomity chemik preparujący cudowne leki, maści, olejki”. Wśród nich płyny na porost włosów, przywracające cerę i siły młodzieńcze (no, no), a nawet „eliksiry na liczne a rozmaite pożądania ludzkie” (no, no, no). Ku rozczarowaniu niedoszłych („pożądających”) konsumentów asortymentu „znakomitego chemika”, władze Kalisza profilaktycznie kazały mu  w ciągu godziny wynieść się jednak z miasta. 

  Jest jeszcze historia pechowej apteki. Miejsce, w którym się ona znajdowała (róg Rynku i dzisiejszej Śródmiejskiej) najwyraźniej upodobał sobie czerwony kur. Pierwszy pożar wybuchł tu już w 1609 r. Niemal wiek później, kiedy to w odbudowanym domu znalazła się apteka, w której znajdowały się niewłaściwie zapewne przechowywane leki sporządzone na bazie alkoholu. I oto stanęła ona w płomieniach, od niej zajął się cały budynek a mieszkańcy mieli wtedy jakoby wołać: „Oto ogień jak z piekła”. W odbudowanej przez  Andrzeja Podbowicza kamienicy ponownie uruchomił aptekę pochodzący z Niemiec Karol Kass. Zaryzykował… i wkrótce okrutnie tego pewno pożałował. W 1792 r. Kalisz pada ofiarą największego w dziejach (nie licząc sierpnia 1914 r.) pożaru. Zaczął się on w naszej „piekielnej” kamienicy. „Przyznać należy, na co ja sam patrzyłem, że najstraszniejszy ogień był w tej kamienicy i właśnie jakby z piekła” – zapisał wtedy reformacki kronikarz. Na szczęście kolejne lata były już dla, ponownie odbudowanej, kamienicy łaskawsze a ogień (nie tylko piekielny) oszczędzał ją aż do ogólnie tragicznego dla Kalisza 1914 r. Aptekarski biznes przejął od Kassa jego syn Stanisław, który po kilku latach odsprzedał go innemu farmaceucie, Aleksandrowi Spiessowi. Ten przenosi aptekę najpierw do sąsiedniej kamienicy, a potem do dawnego pałacu biskupiego (obecnie Główny Rynek 8). I tu ciekawostka – bratem Aleksandra był Ludwik – założyciel słynnej warszawskiej fabryki produkującej lekarstwa i nawozy sztuczne. Po upaństwowieniu w 1945 r. firma przekształciła się w znane Zakłady Farmaceutyczne Polfa. Ale, wracając do Kalisza, Aleksander nie osiągnął zbyt dużego sukcesu finansowego, więc w połowie XIX w. sprzedał aptekę Stanisławowi Hildebrantowi. Ten zaczął w aptece sprzedawać produkowane na bazie wartościowej kaliskiej wody gruntowej (tu bez ironii – Hildebrant miał na to fachową ekspertyzę) „ozdrowieńcze” wody mineralne. Sprzedawał napoje również w drewnianych altankach w ruchliwych punktach miasta oraz w kaliskim parku. 
Następcą Hildebranta był Aleksander Bryndza. Jego, urządzona z europejskim sznytem, apteka funkcjonowała do wybuchu I wojny.

  Natomiast jesienią 1916 r., pan Majeran uruchomił na Babince „Centralny Skład Apteczny”, który polecał „towary apteczne, wody mineralne, sole, ekstrakty kąpielowe, przybory fotograficzne, elektryczne i toaletowe oraz kosmetyki krajowe i zagraniczne”, tworząc od wiosny 1917 r. dodatkowo „oddział winny, jako przedstawicielstwo firmy Kyritz i Synowie z Frankfurtu nad Menem”. Także na rogu Babinki i Złotej zaczęła funkcjonować, istniejąca w tym miejscu jeszcze nie tak dawno, apteka (Rotzeiga). 

  Wtedy (w międzywojniu) w Kaliszu istniało 6 aptek i 9 składów aptecznych. Dwa lata po II wojnie było ich 7 a w 1977 – już ponad 10.  Obecnie medykamenty mające przynieść ulgę naszym schorowanym organizmom (nie tylko w dobie koronawirusa) oferuje ponad 30 aptek i punktów aptecznych (a do niedawna było ich nawet więcej). Ogólnie branża, póki co, ma się dobrze choć my pewno chcielibyśmy sobie życzyć jak najrzadszych okazji do aptecznych zakupów.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do