Reklama

Jaki teatr dla Kalisza?

17/05/2013 09:37

W listopadzie 1936 r. premierą „Pana Damazego” zainaugurował swoją działalność nad Prosną zespół Iwo Galla. Znaczący dla polskiego teatru reżyser nie znalazł drogi porozumienia z kaliską publicznością. Dwa sezony pod jego kierownictwem okazują się ciągle aktualną lekcją
 

„Jak się dowiadujemy, zespół dyr. Iwo Galla zjeżdża w tych dniach na stałe do Kalisza, by stanowić godną treść wspaniałego wnętrza nowo wybudowanego teatru im. W. Bogusławskiego (…)” – witała pierwszego dyrektora nowej sceny prasa. Przybywającego przedstawiano jako „najdzielniejszego reżysera w Polsce”, „człowieka wielkiej kultury artystycznej”, „krzewiciela sztuki”. Po 18 miesiącach ton komentarzy drastycznie się zmienił. Co się wydarzyło przez ten czas?

Maski
Skomplikowane dzieje budowy obecnego teatru w okresie międzywojennym przedstawiliśmy tydzień temu. Nadzieje wiązane z nowym gmachem rosły proporcjonalnie do czasu prowadzenia inwestycji. Miasto przez lata się przeobraziło; odbudowa zbombardowanego w 1914 r. śródmieścia stała się architektoniczno-urbanistycznym eksperymentem, przeprowadzonym w skrajnie trudnych warunkach ekonomicznych. Mimo cyklicznie powtarzających się finansowych zapaści, mieszkańcy trwali przy swoim dziele i, jak XIX-wieczni, ciągle marzyli o wielkomiejskości. Jako młode (duchem), rozwojowe miasto magistrat przedstawił Kalisz na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 r. Wejście do naszego pawilonu zdobiły dwie płaskorzeźby – jedna, ze złamaną kolumną i „bezwładnym ciałem młodzieńca, zastygłym w śmiertelnej zadumie”, odnosiła się do zniszczeń 1914 r., druga, przedstawiająca mężczyzn o muskularnych ciałach, symbolizowała budowniczych, „których dzieła doby obecnej mają mówić o pietyzmie, z jakim staraliśmy się budować świetlaną przyszłość”. Myślenie personifikacjami (ludzkie postacie symbolizujące idee) zostało zaczerpnięte ze starego porządku świata obrazowego. Zapamiętajmy, bo ta pozornie dygresyjna uwaga zyska dodatkowe znaczenie w kontekście kaliskich zmagań o kształt teatru. W czasie poznańskiej wystawy budynek nie był gotowy, ale pokazano makietę (dzisiaj do obejrzenia w korytarzach ratusza); nikt jeszcze nie zadawał sobie pytań o to, co i w jakiej formie będzie wystawiane na scenie. Najważniejsze było dokończenie prestiżowego przedsięwzięcia.
Gdy po 17 latach, w listopadzie 1936 r., gmach został oddany do użytku, dzień inauguracji witano jak wielkie święto. „Gazeta Kaliska”, która w okresie międzywojennym straciła swoją lokalność i wiadomości miejscowe zamieszczała tylko na ostatniej stronie, tydzień przed premierą połowę miejsca oddała na teatralną impresję Eligiusza Walczaka, wtedy współpracownika pisma.  „(…) Cicho, bezszelestnie spadają kasztanowe liście (…). Park. Prosna. Na brzegu i w wodzie bieleją kolumny, a potężna ich dumna strzelistość, podtrzymuje na kapitelach świątynię (…). Niebo blade sypie w szyby świtem. Skończył się taniec zwid, a Melpomena zbiera rozrzucone maski. Komiczne, poważne, tragiczne (…)”. Miasto szykowało się do pierwszej premiery; podkreślano, że „wielką atrakcją stanowi dyr. Gall”. Jakby po morderczym wysiłku włożonym w budowę zaklinano rzeczywistość, poszukując kogoś, kto zdejmie ciężar troszczenia się o teatr.

Budowniczy tła scenicznego
Iwo Gall, pochodzący ze znanej artystycznej rodziny krakowskiej, przyjechał z Warszawy. Opromieniony sławą współpracownika Reduty Juliusza Osterwy i dyrektora Teatru Powszechnego, od początku budził kontrowersje. Jego kandydaturę zarząd miasta zaaprobował 7 października 1936 r. przy wielu głosach sprzeciwu; podejrzliwie patrzono na doniesienia o formalnych eksperymentach zapraszanego twórcy. Ambicje wysokich lotów artystycznych, godnych rozmachu nowo wzniesionego gmachu, jednak zwyciężyły. Według życzeń Komisji Teatralnej w repertuarze miała dominować klasyka oraz arcydzieła dramatu polskiego i obcego; premiery spodziewano się co 10 dni (!).
Reżyser na inaugurację wybrał XIX-wieczną komedię „Pana Damazego”, obsadzając w roli tytułowej gwiazdę – Stanisława Brylińskiego. Dla nowoczesnego twórcy niewątpliwie był to ukłon w stronę publiczności. Prasa chwaliła „europejski poziom wystawienia, stylowe kostiumy i dekoracje z prawdziwego zdarzenia”. Z czasem… przestała chwalić. Koronnym argumentem stały się dekoracje, a raczej ich brak. Skrupulatnie policzono, że, uśredniając, w drugiej połowie 1937 r. na scenografię każdej premiery teatr wydał 4 zł. „(…) Świadczy to oczywiście, że na prawie każdą sztukę nowe dekoracje przerabiane są ze starych i w ten sposób operując, nigdy nasz teatr nie dorobi się porządnych rekwizytów takich, które w przyszłości pozwalałby na wystawienie wielkich, monumentalnych widowisk (…)” – konkludowano. 
Poglądy Galla na sztukę sceniczną w tym czasie się skrystalizowały. Pod koniec kaliskiego epizodu w Warszawie ukazała się jego praca „Budowniczy tła scenicznego” ze znaczącą dedykacją: „Aktorom polskim – osobom działającym na scenie”. W koncepcji, zgodnej z awangardowymi nurtami, autor opowiedział się przeciwko teatrowi iluzjonistycznemu z jego podstawowymi atrybutami – wystawnością i dekoracyjnością. Teatr mieli konstytuować aktorzy pod przewodnictwem budowniczego tła scenicznego – reżysera.     W tej sytuacji trudno było oczekiwać porozumienia z władzami i publicznością miasta o dominujących postawach konserwatywnych. Obie strony narastającego konfliktu się pomyliły: władze potrzebowały sprawnego rzemieślnika i zarządzającego (menadżera), Gall – przestrzeni artystycznych poszukiwań. Decyzją włodarzy nowy teatr wyposażono w szereg mechanicznych udogodnień scenicznych, dla których reżyser w swojej koncepcji sztuki miejsca nie widział. Tak rozchodziły się drogi różnie pojmowanej nowoczesności.   

Sceniczne gesty
Mimo nasilających się kontrowersji, twórcy przedłużono kontrakt na kolejny sezon (1937/38), przy czym dodano drugiego dyrektora, aktora Mariana Lenka. Gall jeszcze wyraźnie walczył o widza. Na wrześniową premierę jego zespół przygotował „Krakowiaków i górali”, wystawianych nad Prosną od czasów legendarnego Wojciecha Bogusławskiego. Przedstawienie poprzedziło krótkie wystąpienie twórcy inscenizacji. Na scenie pojawił się bukiet róż od prezydenta Ignacego Bujnickiego. Starano się pogodzić: „(…) Ten piękny gest prezydenta miasta oraz kurtuazja i zręczność, z jaką to wszystko było przeprowadzone na wypełnionej elegancką publicznością sali, zrobiło bardzo dodatnie wrażenie – to też (!) owacjom i oklaskom nie było końca (…)”. Gest pojednania wykonał także reżyser – sztukę rozegrano w bogatych dekoracjach. Po odsłonięciu kurtyny publiczność zobaczyła „i w kompozycji, i w kolorze pomyślaną wieś – ot, taką właśnie tetmajerowską spod Krakowa. Wiele słońca, wiele przestrzeni i cały ocean dziewiczo czystego powietrza”. To się podobało. Całość dopełniła muzyka w wykonaniu bardzo lubianej nad Prosną orkiestry strażackiej Kaliskiej Manufaktury Pluszu i Aksamitu, popularnej „Pluszowni”, pod dyrekcją Władysława Loretańskiego. Sukces.

Masy do teatru
Jeden spektakl nie odmienił codzienności: „Ot, jest, jest teatr – wielki, piękny gmach, jest zespół artystów, wcale niezły, ale przecież, gdy przyjść na którekolwiek przedstawienie, ba!, na premierę, widzi się nie ludzi, ale puste, wylakierowane fotele i z rzadka, po większej części w pierwszych rzędach, grupkę kilkudziesięciu osób (…)”. Widownia na 700 miejsc może odpowiadała aspiracjom miasta, ale rzeczywistość im nie dorównywała. 70-tysięczny Kalisz, budowany w głowach wąskiej grupy elit, składał się głównie z przedmieść zamieszkałych przez osoby nieprzywykłe do teatru. Gall w takim samym stopniu stał się ofiarą ambicji miasta, jak i swoich. Władze żądały wielkiego otwarcia przez organizację widowisk zbiorowych (przy udziale sił lokalnych), bezpłatnych (tj. opłacanych z budżetu miasta) i przygotowywanych z myślą o konkretnych grupach społecznych. Przede wszystkim domagano się repertuaru z arcydziełami polskiej literatury, „ilustrujących najpotężniejsze porywy ducha narodowego – właśnie dla tych naszych prostych ludzi, którzy łakną wiedzy, prawd i ducha”. Egalitaryzm i dostępność miały zastąpić programowy elitaryzm reżysera reformatora.

I to już koniec
Biegu wypadków nic nie mogło odwrócić. W podsumowaniu 1937 r. „Gazeta Kaliska”,  oprócz zmiany prezydenta i ruchu budowlanego, odnotowała: „(…) no i cierpliwie, aż do znudzenia i znużenia uparcie „wykańczano” kaliski teatr – może zresztą nie tyle teatr, co obecnego dyrektora…”. Ten sam tytuł zastanawiał się głośno „Jakiego typu teatr potrzebny jest Kaliszowi?”: eksperymentalno-elitarny, popularno-widowiskowy, czy kameralny? Trzy tygodnie później, 16 kwietnia 1938 r., Iwo Gall zrezygnował z prowadzenia sceny nad Prosną.
Przez 18 miesięcy wystawił 29 sztuk. Pojawiły się wśród nich najnowsze i najmodniejsze utwory: Antoniego Cwojdzińskiego („Freuda teoria snów”), Poli Gojawiczyńskiej („Współczesne”), Gabrieli Zapolskiej („Moralność pani Dulskiej”), Jerzego Szaniawskiego („Most”). Publiczność, jak chyba słusznie domniemywał jeden z recenzentów, nie ze złej woli, ale z przyzwyczajenia „wolała siedzieć w domu, grać w karty lub tańczyć na dancingach”. Miasto zostało ze swoim wielkim teatrem i pytaniem, jak go prowadzić.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do