
W niedzielę zakończył się 43. Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych. O randze tej imprezy chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Tegoroczna jej edycja potwierdziła tylko, że w Kaliszu jazz stoi na światowym poziomie.
Pawłowi Brodowskiemu, który jest odpowiedzialny za „skład” festiwalu, należą się ogromne wyrazy uznania. Na scenie Centrum Kultury i Sztuki pojawiły się zarówno legendy jazzu światowego i polskiego, jak i stosunkowo młode formacje, mogliśmy usłyszeć tak standardy jazzowe, jak i nowatorskie, autorskie kompozycje, nie zabrakło zaskakujących aranżacji dzieł muzyki klasycznej, utworów rockowych czy folkowych.
I to chyba było tym szczególnym wyróżnikiem tegorocznej edycji kaliskiego festiwalu – pokazanie, że jazz nie zna granic gatunkowych, że w tej konwencji cudownie brzmieć może i Chopin, i utwory Leonarda Cohena, a nawet tak specyficznego zespołu, jak The Doors.
Festiwal tradycyjnie rozpoczął się w piątek. Jako pierwszy na scenie pojawił się zespół TREEOO, który tworzą: pianista Maximilian Tschida, Judith Ferstl oraz perkusista Andreas Seper. Ci młodzi austriaccy muzycy uraczyli kaliszan utworami pochodzącymi m.in. z najnowszej ich płyty pt. „Zwischen Blattern”, która przez krytyków została przyjęta bardzo dobrze. I nic dziwnego – te liryczne kompozycje przeplatane mocnymi brzmieniami potrafią wywołać najgłębiej ukryte emocje. Potem na scenie pojawił się niemiecki wirtuoz fortepianu, legenda muzyki jazzowej, niesamowity eksperymentator muzyczny Joachim Kühn, któremu towarzyszyli Chris Jennings (kontrabas) i Eric Schaeffer (perkusja). Trzeba przyznać, że Kühn mistrzowsko bawi się brzmieniem, kolorystyką, formą, fakturą. Któż by pomyślał, że w wersji jazzowej może zabrzmieć nawet „The End” Jima Morrisona?! A jednak. Kühn to zrobił i to jak fantastycznie, zachowując ten elementarny charakter pierwowzoru. Nie można również nie wspomnieć o wspaniałych solówkach, jakie to trio zaprezentowało słuchaczom. Równie duże emocje wywołał kolejny występ. Na scenę wkroczył bowiem sam Jan Ptaszyn Wróblewski, oczywiście w towarzystwie Henryka Miśkiewicza (saksofon altowy), Roberta Majewskiego (trąbka), Wojtka Niedzieli (fortepian), Sławka Kurkiewicza (kontrabas) i Marcina Jahra (perkusja).
Jeśli ktoś myślał, że zabrzmią te same kompozycje co kilka miesięcy temu w kaliskim teatrze, z płyty „Moi pierwsi mistrzowie”, to nie miał racji. Mistrzowie na łatwiznę przecież nie chodzą, choć mogliby, bo przecież to mistrzowie i klimat, jaki tworzą, a zwłaszcza klimat, jaki tworzy Mistrz Ptaszyn, i to zarówno swoją muzyką, jak i swoją osobowością, swoimi opowieściami i anegdotami, nigdy znudzić się nie może. Oczywiście nie zabrakło utworów Krzysztofa Komedy, ale mnie osobiście urzekły aranżacje fragmentów „Halki” Stanisława Moniuszki.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Rzeczywiście w tym roku festiwal się udał. Szkoda tylko, że Kalisz ma tak mało imprez takiej rangi - zaledwie festiwal jazzowy i spotkania teatralne.
W tym roku festiwal rzeczywiście był bardzo ciekawy. Szkoda, że Kalisz ma tak mało imprez tej rangi.
Super festiwal, świetni wykonawcy, super organizacja. Ta impreza autentycznie promuje nasze miasto !