
Przed laty w Kaliszu działo się...
1903.08.31 – w Kleczewie urodził się Stefan Dybowski ps. „Wojciech Bandos”. Był bratem literata Janusza Teodora, z którym, wraz z rodzicami – przeprowadzili się do wówczas podkaliskich Piwonic. Tam spędził dzieciństwo, po ukończeniu Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki i kursów pedagogicznych w Łowiczu uczył w kaliskich szkołach powszechnych nr 5 i 10. Wcześniej – w 1920 brał ochotniczo udział w obronie Warszawy. W międzywojniu zaczęły się kształtować jego poglądy polityczne – był prezesem Koła Młodzieży Socjalistycznej w Kaliszu i członkiem Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ale także prezesował w kaliskim Oddziale Związku Strzeleckiego i był członkiem Zarządu oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Poniósł zasługi na polu regionalnej bibliografii. W 1927 został sekretarzem nowo założonego Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Książki. W towarzystwie tym prowadził regionalne prace bibliograficzne, wydał wtedy pracę W sprawie bibliografii literatury o Kaliszu. W 1937 r. ukończył też Instytut Pedagogiczny w Warszawie. W czasie wojny najpierw został nauczycielem w jednej ze szkół w zamojskiem ale potem „poszedł do lasu” gdzie walczył w Batalionach Chłopskich. Konsekwencją takiego wyboru była jego powojenna kariera polityczna. Został działaczem ruchu ludowego, prominentnym aktywistą we władzach Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (członkiem Naczelnego Komitetu) i z ramienia tej partii: wicewojewodą kieleckim, wojewodą białostockim oraz posłem do Krajowej Rady Narodowej i na Sejm Ustawodawczy. W latach 1947–1952 w rządzie Cyrankiewicza piastował funkcję ministra kultury i sztuki – wówczas współorganizował m.in. muzea w Auschwitz-Birkenau i w Majdanku. W latach 1954–1956 był zastępcą profesora i prorektorem Państwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Warszawie po czym został wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Później został prezesem Ludowej Spółdzielni Wydawniczej ale był też redaktorem w naszej Ziemi Kaliskiej. A w międzyczasie kierował też… Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Albańskiej. Zmarł w październiku 1970 r., pochowany jest na wojskowych Powązkach. Jego córką była Zofia Dybowska-Aleksandrowicz – reżyserka i współtwórczyni polskiego dubbingu filmowego. Stefan Dybowski miał do niedawna Kaliszu na osiedlu Miła (Tyniec) swoją ulicę, zdetronizowany – obecnie patronuje jej… bynajmniej nie brat… a umiarkowanie związany z Kaliszem botanik Benedykt Dybowski.
1903.08.31 – w Bochni urodził się Marian Stefan Mirochna (imię zakonne Julian). W 1918 r. wstąpił do zakonu franciszkanów a później do seminarium. Do Kalisza przyjechał w roku 1927. Wybitny kaznodzieja i rekolekcjonista, ale i „artystyczna dusza”. Prowadzony przez niego znakomity Chór Mariański często występował na deskach kaliskiego teatru i antenie Polskiego Radia. Był też działaczem Stronnictwa Narodowego a kiedy zaczęła się okupacji razem z Antonim Strzelczykiem stworzył Organizację Jedności Narodowej. Był wtedy zresztą uważany za przywódcę duchowego przez wszystkie działające w Kaliszu ugrupowania wojskowe. W klasztorze franciszkańskim przechowywano sztandary, bracia utworzyli nasłuch radiowy i redagowali gazetkę „Jedność Narodowa”, a później „Armia Narodowa”. Po „wsypie” organizacji ukrywał się w Kaliszu potem udało mu się przedostać do Warszawy. Gestapo wyznaczyło 25 tys. marek nagrody za wskazanie jego miejsca pobytu. W Warszawie w listopadzie 1941 r. wpadł niestety w zasadzkę gestapo, został aresztowany i przewieziony do Poznania. Poddano go ciężkiemu śledztwu i torturom, w 1943 r. został prawdopodobnie powieszony przez Niemców w poznańskim Forcie VII.
31.08.1913 – do Kalisza aeroplanem typu Ciement-Bayard przyleciał z Francji – via Żary i Rawicz – Duńczyk Ludwik Jensen. Wylądował na polu między Dobrzecem a Kościelną Wsią (przypomnijmy, że to pole było też miejscem wielkiej bitwy w 1706 r.) ale po usunięciu przez kaliskich rzemieślników drobnych usterek lotnik jeszcze dwukrotnie, obleciał miasto, wzbudzając podziw – zgromadzonej głównie na łęgach Majkowskich (obecnie parking centrum przesiadkowego) – publiczności. Szczególniejsze wrażenie wzbudzało opuszczanie monoplanu ku ziemi i nagłe wznoszenie się ku górze. W ten sposób Jensen przeleciał nad Kaliszem łącznie 45 km, przy najwyższej wysokości 600 m. „Nie widziałem ani jednego z mniejszych miast, tak ładnie wyglądających z góry jak Kalisz!” – zakrzyknął ponoć po powrocie na ziemię. W drodze powrotnej do Paryża Jansen rozbił się pod Koninem i dalszą podróż odbył już… pociągiem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ciekaw historia z tym aeroplanem