Reklama

Kaliski akcent w rajdzie Dakar

30/01/2008 12:06

– rozmowa z Grzegorzem Simonem, kierowcą rajdowym, niedoszłym uczestnikiem rajdu Dakar i Robertem Kąkolem, wiceprezesem firmy Ost-Sped, sponsorem zespołu

„ŻK”: – Jest pan rozczarowany, że rajd nie doszedł do skutku?
Grzegorz Simon: – Skłamałbym mówiąc, że nie. Chciałem poznać specyfikę rajdu, nauczyć się nawigacji, zobaczyć, jakie są warunki na pustyni i jak radzi sobie nasz samochód w tak trudnym terenie.

– Jest pan kierowcą czy nawigatorem?
– Jestem licencjonowanym kierowcą rajdowym, ale lubię też nawigować. I gdyby Robert zdecydował się usiąść w przyszłym roku za kierownicą, chętnie zajmę się nawigacją.

– A jest taka szansa?
– Tego na razie nie wiadomo. Czekamy na oficjalne stanowisko organizatorów i największych zespołów fabrycznych.  Mam nadzieję, że jeśli nie będzie przeszkód formalnych...

– Dlaczego Dakar jest uważany za tak trudny?
– Ponad 9 tys. km do przejechania w 12 dni, upał na zewnątrz i w samochodzie. Nie wszyscy wiedzą, że auto rajdowe to sama blacha, w którym nie ma klimatyzacji, dywaników i tapicerki. W czasie rajdu afrykańskiego temperatura wewnątrz auta dochodzi do 50-60 stopni. Przy tym zmienność warunków, duża amplituda temperatur – w dzień 40 stopni, w nocy około zera. Wszechobecny piasek i pył, przed którym nie ma schronienia. Trzeba przejechać 600-800 km, bo tyle mniej więcej wynoszą odcinki specjalne, w napięciu z prędkością  150-170 km na godzinę. Proszę sobie wyobrazić trasę ze Szczecina do Przemyśla bezdrożami, którą trzeba przejechać mniej więcej w 10 godzin – nie do zrealizowania, prawda? Choć to porównanie jedynie w części oddaje skalę trudności.

 – Dlaczego rajd Paryż – Dakar stał się rajdem Dakar?
– To dość odległa historia. Nie byłoby Dakaru, gdyby nie Thierry Sabine – bezgranicznie zakochany w rajdach Francuz, pomysłodawca, a później wieloletni dyrektor tej imprezy. Za jego namową w ostatnich dniach grudnia 1978 r. w centrum Paryża zgromadziło się 182 śmiałków (w krótkim czasie zdołał ich zarazić swym entuzjazmem), którzy jako pierwsi wyruszyli w kierunku stolicy Senegalu – Dakaru, jadąc trasą przez Algierię, Niger, Mali i Burkina Faso. Do mety dotarła tylko połowa ze stawki wszystkich uczestników. Z roku na rok zgłaszało się coraz więcej zawodników i tak rosła popularność tego rajdu. Myślę, że jednym z powodów jego popularności jest atrakcyjność i odmienność Afryki – kontynentu ekstremalnych warunków.
Natomiast, odpowiadając na pytanie, Dakar ma około 30 lat. To wystarczający okres dla organizatorów i menedżerów, aby próbować coś zmienić. W Paryżu nabrał już nieco monotonii, więc organizatorzy zaczęli szukać pomysłów na jego uatrakcyjnienie. Dlatego od kilku lat startuje z Lizbony, co okazało się trafionym pomysłem. W przyszłym roku jeszcze raz, o ile w ogóle do tego dojdzie, wyjedzie z Lizbony. W planach rozważany jest też start z Moskwy, a za dwa lata start jest już stamtąd planowany. Chodzi o to, aby rajd urozmaicić. Przypomnę, że nie zawsze jego meta była w Senegalu, kończył się też w Egipcie.

– Miał pan wcześniej jakieś doświadczenia z rajdem Dakar?
– Nie, to miało być pierwsze.  Ale na początku tego roku, już po tym, jak dowiedzieliśmy się o odwołaniu rajdu, po konsultacji z Kagerem ustaliliśmy, że pojedziemy potrenować przez kilka dni na piaskach Maroka. Testowaliśmy samochód, sprzęt, nawigację i ogólnie nasze przygotowanie pod kątem przyszłorocznej edycji Dakaru. Mam zapewnienie firmy Kager – głównego sponsora – o chęci kontynuacji projektu i wystawieniu zespołu, którego celem będzie osiągnięcie mety w Dakarze.

– Należy zatem rozumieć, że  w tegorocznej edycji nie mieliście takich ambicji?
– Nasz udział miał być bardziej rekonesansem, przetarciem szlaków, sprawdzeniem sprzętu i ludzi.

– Nie miał pan doświadczeń w jeździe na pustyni?
– Nie. Jeździłem w wielu rajdach o różnym stopniu trudności, w różnych częściach świata, ale nie na piaskach. Wspomnę choćby Rain Forest Challenge w Malezji, najtrudniejszy rajd przeprawowy na świecie. Trasa przez dżunglę, w porze deszczowej. Dziesięć dni takiej adrenaliny, jakiej nigdy wcześniej nie miałem. 

– A co pana skłoniło do udziału?
– Kilka lat temu uczestniczyła w nim, jako korespondentka, Beata Pawlikowska [pisarka, felietonistka, dziennikarka i podróżniczka, znana z anteny radia Zet oraz artykułów o tematyce podróżniczej]. Przeczytałem jej książkę i... pojechałem do Malezji sprawdzić, jak jest naprawdę; czy tak, jak to opisała. Ale drugi raz chyba tam nie pojadę.

– Było aż tak źle?
– W ciągu 16 godzin jazdy dziennie, choć trudno nazywać jazdą ciągłe wygrzebywanie się z błota, pokonywaliśmy średnio 3 kilometry. Przy tym kąsały nas wszelkie najrozmaitsze stworzenia duże i małe, które trzeba było wypalać lub wyrywać z ciała. Dokuczał brak snu, bo trudno zasnąć przy akompaniamencie niesamowitych hałasów, jakie dochodzą nocą z dżungli. Przez dziesięć dni rajdu schudłem prawie 10 kilogramów. Polecam go wszystkim, którzy szukają naprawdę mocnych wrażeń.

– To jak przy Malezji wypadło Maroko?
– Jak spacerek [śmiech]. Potraktowaliśmy to jako zwiad, „przecierkę” w terminologii rajdowców. Poznaliśmy bazę i warunki terenowe. Nie pchaliśmy się dalej, bo władze hiszpańskie ostrzegały: „Tylko Maroko, nie dalej” w trosce o nasze bezpieczeństwo.

– Czyli zagrożenie Dakaru było realne?
– Myślę, że tak. Rajd odwołano po konsultacji z największymi zespołami: Mitsubishi, Volkswagenem, Nissanem. W dniu, w którym podano komunikat, francuskie samoloty wojskowe robiły zwiad nad pustynią i zlokalizowały kilka uzbrojonych band. A zatem wcześniejsze zapowiedzi, że zostanie zaatakowana cała kolumna, należało potraktować poważnie.

– Nie baliście się tego rekonesansu w Maroku?
– Maroko jest bardziej cywilizowane, można poruszać się tam bez obaw. Zresztą spotykaliśmy się z wieloma dowodami serdeczności ze strony Marokańczyków. Trochę rozczarowanych, bo rajd to pełne hotele, restauracje, większa sprzedaż na stacjach benzynowych, sklepach. I olbrzymia promocja. Samych ekip telewizyjnych miało być około 180. W ub.r. tylko w Europie transmisję z rajdu oglądało 150 mln widzów. Codziennie godzinna relacja w Eurosporcie.

– A jeśli w przyszłym roku Dakar nie wypali? Jest alternatywa?
– Mam w planach rajd Berlin –Wrocław, w lipcu rajd w Kazachstanie. Potem rajd Tunezji. Też pustynia, ale bez tak ekstremalnych warunków. Jeśli Dakar dojdzie do skutku, będzie to niezły trening.

– Jak spisywał się land rover?
– Doskonale. Ale w przyszłym roku będę chciał zbudować nowy samochód na bazie Navarry, L200,  BMW X3 lub X5. Ale to wszystko zależy, jakie będą ustalenia ze sponsorem.

– Zbudować?
– Czyli udoskonalić, poprawić osiągi, parametry i ogólnie przystosować do jazdy w trudnym terenie. Najważniejsza kwestia to wymiana zawieszenia. Te fabryczne, nawet najbardziej zaawansowane technicznie, nie nadają się do jazdy w tak trudnych warunkach. Poza tym trzeba osłonić pojazd od spodu; wszystkie elementy, które są narażone na kamienie.   Kolejna rzecz – montaż specjalnego filtra, który czyści powietrze z pyłu i piasku, klatka bezpieczeństwa, system gaśniczy, system komunikacji między kierowcą a pilotem.
– Jaki jest koszt przystosowania pojazdu?
– Profesjonalne zawieszenie kosztuje ok. 20 tys. zł. Do tego należy doliczyć ubiór zawodnika, czyli kask z interkomem, centralką, a także fotele, pasy i płyty osłonowe. Ponadto specjalne filtry powietrza, bo musimy je wymieniać codziennie. A jeden kosztuje od 200 do 300 zł. Mnożąc przez dziesięć, bo tyle mamy odcinków specjalnych, wychodzi ok. 3 tys. na same tylko filtry. To sport widowiskowy, pasjonujący, ale i kosztowny.

– A czego od rajdu oczekuje szef dużej firmy?
Robert Kąkol: – Ost-Sped jest przede wszystkim jednym ze sponsorów Grzegorza. I tak pozostanie, mam nadzieję, do roku przyszłego. Nie ukrywam, że jest moim marzeniem przejechanie trasy rajdu, może nie całego, a kilku odcinków, chociaż jednego, poznanie smaku przygody. Oczywiście nie po to, aby wygrywać, bo to po prostu niemożliwe, ale po to, by wziąć udział. Obawiam się jednak, że z tym mogą być kłopoty z uwagi na stan zdrowia.

Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: Piotr Piorun
\"\"
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do