
Szczycimy się najstarszą pielgrzymką jasnogórską, ale przez wieki kaliszanie szli nie tylko przed ołtarz Częstochowskiej Pani. Którą z tych peregrynacji można śmiało nazwać najbardziej wybuchową w historii?
Szukaliśmy Częstochowy, znaleźliśmy Kokanin. Tak w największym skrócie można byłoby podsumować naszą pielgrzymkową kwerendę. Droga kaliszan do św. Rozalii, patronki chroniącej od chorób zakaźnych, na łamach dziewiętnastowiecznej prasy była najczęściej opisywana. Kolejny popularny pątniczy szlak znad Prosny wiódł do Lichenia. Większość modlitewnych wędrówek rozpoczynano z kolegiaty Wniebowzięcia NMP (Bazylika św. Józefa) lub kościoła św. Mikołaja. Kolejną była świątynia pobernardyńska (ob. jezuici). Od 1873 r. służbę administratora pełnił tam znany z wielu działań charytatywnych ks. Konstanty Księski. Przez trzy kolejne dekady duchowny często prowadził kaliskich pielgrzymów.
Do Kokanina i Lichenia
W prasie Częstochowa, Licheń i Kokanin są wymieniane niemal równocześnie. Do dwóch pierwszych miejscowości wyruszano z okazji święta Wniebowzięcia NMP (15 sierpnia). ostatnia pielgrzymka odbywała się najczęściej w pierwszy poniedziałek po uroczystości Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia) i to jej poświęcono najwięcej uwagi. Dlaczego tak się działo? Prawdopodobnie zaważyła lokalna tradycja oraz wiara w moc św. Rozalii, której wizerunek umieszczono w kokanińskim ołtarzu. Przypominał „Kaliszanin”: „W czasie cholery grasującej w 1831 r. postanowili kaliszanie odbyć pielgrzymkę do obrazu patronki od chorób zaraźliwych św. Rozalji w Kokaninie, i prosić Pana Boga przez przyczynę tej świętej dziewicy o odwrócenie od grodu kaliskiego tej straszliwej klęski, cholery” (pis. oryg.). Wybuch epidemii odnotowuje także Adam Chodyński w swojej „Kieszonkowej kroniczce historycznej miasta Kalisza” (wyd. 1885). Pierwsze suplikacje do Rozalii miały się okazać skuteczne, bo „cholera w Kaliszu ustała”. Od tego czasu wierni rok rocznie, przynajmniej do początków kolejnego stulecia, peregrynowali w stronę świętej pustelnicy czczonej w wiejskim kościółku. Dopełniano wszelkiego ceremoniału. Duchownych w czasie pochodu tradycyjnie poprzedzały bractwa z chorągwiami i feretronami (przenośnymi ołtarzami). W 1889 r. „przewodniczył tej pobożnej pielgrzymce sam proboszcz parafii św. Mikołaja ks. kan. [kanonik] Sobczyński, a towarzyszyli mu do Kokanina: wikarjusz kościoła po-Bernardyńskiego ks. kan. Księski, a z powrotem ks. Miklaszewski. Na spotkanie kompaniji kaliskiej wyszedł do krzyża cmentarnego w Kokaninie ks. kan. Szafnicki, proboszcz kokaniński [późniejszy rypinkowski]; wprowadził do swego kościoła kompaniję i wygłosił odpowiednią mowę powitalną” (pis. oryg.). Po nabożeństwie pobożni mogli skorzystać z chłodu i świeżego powietrza w parku ówczesnego właściciela majątku Stanisława Doruchowskiego. Modlitewny tłum powiększali kaliszanie, którzy dojeżdżali do Kokanina wozami na wieczorne nieszpory. Tego samego dnia pielgrzymka wracała do Kalisza. Pierwsze powitanie pątników od św. Rozalii odbywało się na Chmielniku (od 1853 r. w granicami miasta).
Po nadchodzących z drogi licheńskiej mieszkańcy wychodzili do krzyża „stojącego poza Majkowem”. Przez narzucające się podobieństwo do czasów obecnych, łatwo przyjdzie nam wyobrazić sobie następującą scenę: „(…) Około godz. 7-ej wieczorem szosa zaroiła się od publiczności, które coraz więcej ze wszystkich stron miasta się zbierało, niecierpliwie oczekującej pątników. Około godz. 9-tej zaczęły z dala dochodzić odgłosy śpiewu, a kilkanaście minut ukazała się kompanija cała z kapłanem kanonikiem Księskim na czele. Zgromadzeni pod krzyżem podchwycili melodię, zaczęli śpiewać i w chwilę potem dwa potężne chóry zlały się w jedną całość” (pis. oryg.). Po wspólnej modlitwie strudzeni drogą wierni wracali do domów odprowadzani przez najbliższych.
Pożar na Jasnej Górze
Dziewiętnastowieczna kompania do Częstochowy wyruszała między 9 a 11 sierpnia, wracała zazwyczaj po dziesięciu dniach. Jak z tego wynika, podróż była krótsza od dzisiejszej co najmniej o trzy dni. Jak przebiegała trasa, gdzie spano, jak jedzono, czy dbano o pomoc doraźną, ilu pątników wychodziło z Kalisza? Próżno szukać dokładnych opisów, zazwyczaj ograniczano się do lakonicznych wzmianek. Wyjątek stanowi „Gazeta Kaliska” z 1900 r. (nr 173 z 21 lipca), dzięki której zyskujemy nieco więcej informacji: „Noclegi zostały już zamówione, szczególnie na Głuszynie, gdzie zwykle brak bywa pomieszczenia dla pielgrzymów. Ks. Józef Pełczyński [dzisiaj powiedzielibyśmy: kierownik pielgrzymki] również już zamówił furmanki pod rzeczy, oraz dla osób więcej znużonych (…) uda się do Częstochowy jeden z lekarzy, a będzie i apteczka, dzięki czemu pątnicy w razie zasłabnięcia otrzymają stosowną pomoc (…) w kompanii tegorocznej, w której według zapisów weźmie udział ok. 1000 osób, wybiera się na Jasną Górę także znaczne grono inteligencji miejscowej”. Według różnych relacji tamtego roku do Maryi wyszło nawet 2 tys. osób.
Niestety pielgrzymka 1900 r. do historii przejdzie nie ze względu na organizatorski rozmach, ale z powodu… spektakularnego pożaru wieży paulińskiego klasztoru. Stołeczne gazety donosiły, że ogień zaprószyli rozentuzjazmowani kaliszanie, którzy swoje przybycie zapragnęli zaakcentować świetlną iluminacją. Nie uzyskawszy na to zgody od przeora Euzebiusza Rejmana, otwarcie wieży wymuszono na kościelnym słudze. Zaprószony ogień, znajdując ułatwienie w ptasich gniazdach wron i kawek rezydujących na wysokościach Maryjnego sanktuarium, bardzo szybko rozprzestrzenił się na poszczególne kondygnacje – wieża stanęła w płomieniach. „Łuna pożaru była tak silna, że w parku i na całym Jasnogórskim rynku swobodnie można było czytać. Widok był straszny, wspaniały i przerażający zarazem” – opisywał na łamach „Gazety Kaliskiej” (nr 186), ks. Edward Kopczyński. Jak było naprawdę? Lokalna prasa wszystkimi siłami starała się odsunąć podejrzenia. Ksiądz Pełczyński w trzech odcinkach (GK nr 190, 192, 193) udowadniał, że jego pielgrzymka była wzorcowo zorganizowana, choć najwyraźniej nie czuł się pewnie, skoro swoje długie, pełne opisów pątniczego trudu teksty sygnował jedynie inicjałami.
Wydarzenie zmobilizowało i zjednoczyło Polaków. Przeor Rejman ogłosił narodową zbiórkę na odbudowę Maryjnego przybytku. Sam car Mikołaj II wraz z żoną przysłali na ten cel 5 tys. rubli. Echa kwesty są widoczne na łamach kaliskiej gazety, gdzie można znaleźć zarówno nazwiska darczyńców, jak i podziękowania jasnogórskiego przeora składane za ofiarność. Poświęcenie nowej wieży postawionej według projektu Stefana Szyllera i Józefa Dziekońskiego nastąpiło w święto Wniebowzięcia NMP sześć lat później.
Uczniowie też idą do Częstochowy
Zwyczajowo do Maryjnej stolicy Polski szli także uczniowie, aby „podziękować Boga Rodzicy za szczęśliwe ukończenie szkoły i uproszenie błogosławieństwa na dalszą drogę życia”. Młodzież wychodziła z końcem czerwca; podczas drogi była goszczona przez ziemian. W 1899 r. kaliska grupa (relacja, którą wykorzystujemy, dotyczy uczniów Szkoły Realnej, późniejszego I LO im. Adama Asnyka) noclegowała u „W-nej [Wielmożnej] Grodzickiej we Wrzącej w pow. sieradzkim, u państwa Adolfostwa Kopczyńskich w Wieluniu, państwa Karśnickich w Siemkowicach pow. wieluński i u p. Zakrzewskiego w Popowie”. W ostatni dzień przed wejściem na Jasną Górę schronienia młodym z Kalisza udzielił ks. proboszcz Szklarski w Białej Górnej. W samym klasztorze grupę przyjmował ks. przeor Rejman, ten sam, który rok później na wieży klasztoru ujrzy tragiczną w skutkach iluminację. W Częstochowie goszczono trzy dni. Oprócz strawy duchowej na uczniów czekał m.in. uroczysty obiad u doktora Drabczyka. „Powrót do domu odbył się na wozach, przerwany tylko dwukrotnie: w Wieluniu, gdzie młodzież podejmował p. Konopacki i w Sieradzu, gdzie p. doktorowa Raźniewska z macierzyńską troskliwością udzieliła młodzieży gościny”. Dzięki skrupulatności nieznanego autora relacji wiemy, że z Jasnej Góry młodzi wyjeżdżali z pamiątką – fotografią „zdjętą” przez miejscowego artystę Dietricha. Czy zdjęcie się zachowało? Dzisiaj byłoby ono ozdobą niejednej wystawy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie