
Historia zaczyna się jak w bajce. Między Kaliszem a Majkowem gdzieś na początku XX wieku stał mały domek Augustyniaków. W domku oświetlonym tylko naftowymi lampami mieszkała biedna wdowa z trzema córkami. Kiedy ponad pół wieku później dwie z sióstr, Janka
N
ajdawniejsze przeżycia
Janki sięgają dzieciństwa tak głębokiego, że trudno jest w tych opowieściach oddzielić prawdę od fikcji. Roczne dziecko trzymane w rękach matki patrzy na miasto widoczne doskonale z majkowskich pól: noc jest jasna jak dzień. Wielki pożar, który widzi maleństwo, pozwala określić czas – sierpień 1914 r. Dziewczynka urodzona rok wcześniej nie mogła tego pamiętać; obraz podpowiedziała jej wyobraźnia podsycana rozmowami dorosłych. Z magicznej krainy dzieciństwa pozostało też wspomnienie jasełek w dworze Karśnickich. Janka gra śmierć, a siostra Helenka – anioła. Pani dziedziczka bardzo się denerwuje, kiedy młody aktor grający diabła wskakuje butami na ozdobny fotel. Atrakcją tych lat są kąpiele w stawach położonych obok cmentarza żołnierskiego i… sam cmentarz. Dzieje się zresztą tyle ciekawych rzeczy. Kiedy w Majkowie pojawia się nigdy nieoglądane tu auto, dzieci i starcy myślą, że to sam czort we własnej osobie wybrał się na przejażdżkę! Innym razem dziewczynka znajduje portmonetkę z banknotami. Ich niezwykły rozmiar określany jako „wielkie płachty” znowu jest wskazówką. Tak wyglądały używane od 1918 r. marki polskie. Janka myśli, że znalazła olbrzymią sumę pieniędzy. Myli się. Szalejąca inflacja czyni z nich prawie bezwartościowe kartki papieru. Właścicielka zguby – wiejska kobieta dziękuje i ku rozczarowaniu małego znalazcy nie daje nawet grosika nagrody.
Małżeństwo i wojna
Czas beztroskich dni kończy się szybko. Najpierw gruźlica zabiera ojca Tomasza (1921 r.), a potem ukochanego brata Edwarda (1927 r.). Umierający chłopiec prosi o to, aby zawsze ozdabiać jego grób polnymi kwiatami. Nie dla tej rodziny biegną szalone lata dwudzieste. Samotnej wdowie sen z powiek spędza brak środków do życia oraz przyszłość córek. Wtedy w domu Augustyniaków pojawia się starszy kuzyn Józef Nowakowski. Urodzony w 1905 r. w chłopskiej rodzinie z Kokanina, dzięki pomocy proboszcza uczy się w krakowskim seminarium. Myli się jednak ksiądz dobrodziej, sądząc, że wychowanek pójdzie w jego ślady. Józef z sukcesem oświadcza się Jance. Czy za zgodą dziewczyny kryje się rzeczywiste uczucie? Można wątpić. Starszy kuzyn imponuje jej zapewne i jak każda ówczesna panienka marzy o ślubie. Szybkie małżeństwo jest szansą na jakąś stabilizację i odciążenie biednej rodziny. Pojawia się jednak poważna przeszkoda – zbyt bliskie pokrewieństwo; obydwoje mieli wspólną babkę! Zdeterminowany Józef pisze do władz kościelnych, od biskupa aż do Watykanu. Dopiero druga prośba odnosi skutek. Zgodę wyraża sam papież. Skromna ceremonia odbywa się w kościele św. Mikołaja.
Józef pracuje w Urzędzie Skarbowym przy ul. Kościuszki. Rodzi się pierwsze dziecko pary – Danusia. We wrześniu 1939 r. Janina ma ponury sen. Przed łóżkiem widzi ukrzyżowanego Chrystusa z biczem. Proroctwo spełnia się – wojna rozdziela małżeństwo. Józef zostaje powołany do wojska, a jego żona próbuje wydostać się z zagrożonego z Kalisza. Pod Zduńską Wolą pociąg zostaje zbombardowany, wśród rzeczy płonie pieczołowicie przechowywany dokument od papieża. Kiedy mężczyzna wraca do Kalisza, czeka na niego informacja, że najbliżsi nie żyją. Podobno ktoś, kto jechał tym samym pociągiem, widział ciała bez głów. Na szczęście pogłoska jest fałszywa i wszyscy spotykają się ponownie. Szybko muszą jednak wyjechać z rodzinnego miasta. Zaprzyjaźniony naczelnik poczty ostrzega, że grozi im aresztowanie. Wśród korespondencji znajdują się donosy. Jakiś volksdeutsch informuje hitlerowców o złośliwym antyniemieckim wierszyku napisanym przez „Herr Nowakowskiego”. Resztę okupacji spędzą w Generalnej Guberni we wsi Kliny. Mimo grozy wojny i śmierci drugiej córeczki, Grażynki, dla Janiny nie były to złe lata. Spełni swoje marzenie, które będzie jej towarzyszyć przez całe życie: we wsi prowadzi niewielki sklepik spożywczy.
Życia blaski i więcej cieni
W 1945 r. przed Józefem pojawia się życiowa szansa. Chłopskie pochodzenie ułatwia inteligencką karierę. Decyduje się to wykorzystać. Nowy ustrój umożliwia mu ukończenie studiów i wykonywanie zawodu prawnika. Otrzymuje też ładne pożydowskie mieszkanie przy pl. 11 Listopada 14 (obecnie Główny Rynek). Jeśli miał jakieś złudzenia co do polskiej rzeczywistości, to szybko zostaje wyprowadzony z błędu. Odtąd skupiając się wyłącznie na pracy, nie będzie brać udziału w życiu publicznym. Dla Janiny początkowe lata też są chyba udane, mimo że walka z „prywatną inicjatywą” unicestwia otwarty przez nią sklep przy ul. Babinej. Rekompensatą jest świeżo uzyskany status „mecenasowej”. W tym czasie przyjaźni się z żoną prawosławnego księdza, panią Niną Malutczyk. Dzięki niej chodzi do cerkwi, gdzie z zachwytem odkrywa piękno liturgicznych pieśni. Sama uczy się grać na fortepianie, muzyczną edukację stara się zapewnić również swoim córkom. Lubi rysować i talent ten przekazuje dzieciom.
Idylla nie trwa wiecznie. Czy skupienie się na domu i dzieciach sprawiło, że Janina przestała rozumieć swego robiącego karierę męża? W 1969 r. umiera na gruźlicę najstarsza córka Danuta. Ta śmierć jest końcem rodziny. Małżeństwo przestaje mieć sobie cokolwiek do powiedzenia i nieodwołalnie się rozpada. Ona ucieka w rozpacz, on w ramiona innych kobiet. Całość dramatu kończy wymuszony rozwód. Coś się w tym życiu nieodwołalnie załamało, chociaż Janina jeszcze raz podejmuje próbę zmiany. Chce wyjechać do rodziny do Francji, uczy się języka. Niestety nie udaje się. Tymczasem życie męża też się gmatwa, drugie małżeństwo nie przynosi ukojenia, stopniowa utrata słuchu uniemożliwia wykonywanie zawodu. Choruje, topią się pieniądze. Podczas odwiedzin w domu eksżony Józef słabnie i upada. Ma już 77 lat. To początek ostatniej choroby, w której Janina będzie się nim opiekować, chociaż z dawnych uczuć nic już chyba nie pozostało prócz poczucia krzywdy. Józef umiera w 1980 r., a ona poświęca się pozostałej rodzinie. Dlatego też odrzuca propozycję powtórnego małżeństwa i wyjazdu do Łodzi. Sympatyczny starszy pan, określony z humorem jako „kawaler marcowy”, wraca z kwitkiem. Ważniejsza jest opieka nad domem, grobem córki, stworzenie pozorów normalności. Mijają kolejne lata, a ona pracuje ponad miarę. Wielkie 100–metrowe mieszkanie wyczerpuje powoli jej siły. Tyle jest przecież do zrobienia, a w tej smutnej namiastce domu muszą być przecież zawsze świeże kwiaty w wazonach i czysta podłoga. Prawdopodobnie przechodzi zawał, coraz rzadziej wychodzi na zewnątrz, coraz rzadziej gra swój ulubiony polonez Ogińskiego „Pożegnanie ojczyzny”. Świat zewnętrzny jej obojętnieje, gdzieś za murami, w których mieszka, upada komunizm, a ona wciąż chce żyć i być pomocą dla najbliższych. W wieku osiemdziesięciu trzech lat nawet lekkie zaziębienie okazuje się śmiertelną chorobą. Majaczy i czas w jej umyśle zatacza koło; jest ponownie małą dziewczynką. Znowu powraca tam, gdzie wszystko się zaczęło, między Majkowem a Kaliszem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie