Reklama

Kamanda na spoczynku

18/08/2019 07:00

Ileż to artykułów w ostatnim czasie poświęcono wskrzeszonemu „Gołębnikowi”. Anonsy w większości pochwalne, bo i są ku temu słuszne powody. Jednak dzisiejsze moje pisanie nie będzie poświęcone uciesze podniebienia, jaką możemy doświadczyć pod adresem Górnośląska 71, lecz samej historii budynku, z którym nieomalże się pożegnaliśmy. Wracamy do czasów, w których rządzili tutaj „kamandiry”

Żelazne koleje losu
 W tę stronę miasto rozbudowało się za sprawą węzła kolejowego Kolei Warszawsko-Kaliskiej. Zajrzyjmy na moment w treść najsławniejszego dzieła Marii Dąbrowskiej „Noce i dnie”: Anzelm – syn Michaliny i Daniela Ostrzeńskich, podsuwa Niechcicom pomysł zakupu placów otaczających dworzec, na których ma być zbudowana kolej, gdy Barbara dziedziczy znaczną sumę - sześć tysięcy rubli. (…) Bratanek obiecuje, że w miarę rozbudowy miasta ich wartość będzie rosła. (…) Odkupuje je od Niechcica, planując budowę fabryki maszyn młyńskich. Tą transakcją potwierdza zmysł przedsiębiorczości, ponieważ wiele na niej zyskuje (odsprzedaje tereny dużej firmie). Faktem, zawartym w książce Dąbrowskiej, pozostaje swoisty boom budowlany na zachodnich przedmieściach Kalisza w końcu XIX wieku, do jakiego przyczyniła się budowa dworca kolejowego w Kaliszu, co znamienne - jeszcze w czasie, kiedy dworzec oglądać można było tylko na desce projektanta, a nawet wcześniej, gdy dworzec wybłagała delegacja kaliszan w Sankt Petersburgu. W ten sposób rozpoczęła się znamienna w dziejach naszego miasta urbanizacja, w następstwie której powstały dzisiejsze osiedla Adama Asnyka, Marii Dąbrowskiej, Czaszki, Serbinów, czy Kaliniec. Wraz z budową węzła kolejowego do Kalisza przeprowadziło się szereg wykwalifikowanych pracowników kolei, jak również spore grono pracowników urzędów, poczty oraz urzędu celnego. W 4 lata od gwizdu pierwszej lokomotywy w Kaliszu, w pobliskich Nowych Skalmierzycach, wybudowano graniczny dworzec, co dało kolejny impuls dla rozwoju naszego miasta, z którego bliżej niż dotąd było już nie tylko do Łodzi i Warszawy, ale także do Poznania i Wrocławia. Wraz z budową królewskiej granicznej stacji, w Nowych Skalmierzycach znacznie rozbudowo istniejącą nieopodal w Szczypiornie komorę celną, która stała się częścią największego przejścia granicznego między Imperium Rosyjskim i Królestwem Prus. A ponieważ armia celników, jaka przybyła na granicę prusko-rosyjską, musiała mieć zapewnione godne miejsce do zamieszkania. Wtedy też, pomiędzy 1908 a 1912 rokiem, zapadły zapewne na szczeblu wyższym niż kaliski samorząd decyzje o budowie dla nich domu. Tak powstała kamienica, dziś znana spod znaku gołębia. 

Carskie M-2
Kamandę, czyli dom dla „kamandirów” - jak zwyczajowo tytułuje się carskich oficerów z komory celnej, wybudowano przy najbardziej uczęszczanej ulicy w ówczesnym Kaliszu, wtedy Wrocławskiej, dziś Górnośląskiej, gdzie wiódł główny trakt z centrum na dworzec. Wtedy była to średnio zurbanizowana okolica, gdzie pomiędzy pojedynczymi, raczej biednymi niż bogatymi kamienicami, wciąż istniały zagajniki i łąki.  Pobudowano w tych okolicach kilka niedużych pałacyków (m.in. Muellerów, Fibigerów), które wraz z przylegającymi do nich ogrodami przekonywały przyjezdnych, że to dalekie przedmieścia miasta. Gołębnik wybudowano na wprost ulicy dworcowej,  co, będąc zapewne zrządzeniem losu, podkreślało powiązania zawodowe jego mieszkańców. Budynek przypomina bardziej pałacyk niż kamienicę. Nieznany z nazwiska architekt, w dość powszechnej wtedy manierze przetworzonej stylistyki barokowej, zaprojektował kryty mansardowym dachem obszerny budynek dla kilkunastu rodzin oficerskich. Nie były to duże mieszkania, najwięcej dwupokojowe, ale za to z łazienkami, co nie było aż tak powszechne w ówczesnym Kaliszu. Z racji położenia na „dziewiczym” terenie, znalazło się sporo miejsca na nieistniejące dziś powozownie, garaże, magazyny czy drwalniki tuż obok kamienicy. Panująca wówczas zasada, mówiąca o fundowaniu żeliwnych i stalowych poręczy klatek schodowych wyłącznie w domach o wysokim standardzie, także stanowi o historii tego domu, jeśli przypomnimy, z czego opróżniono wnętrza „Gołębnika” przed dwoma laty. Kute poręcze z motywami girland i wieńców laurowych powtarzały wzór szczęśliwie zachowanych poręczy balkonowych. Armiści carscy wypoczywający pod tym adresem, zajmowali go do 1914 roku, kiedy front wojenny odmienił sytuację geopolityczną w Europie, a Kalisz zamienił w gruzowisko. 

Czas odmienił los
Począwszy od pierwszych lat II RP budynek przy ulicy już wówczas noszącej nazwę Górnośląskiej – na cześć wygranych plebiscytów na Górnym Śląsku, zmieniał się na zwykłą czynszówkę. Pierwsza fotografia popularnego „Gołębnika” pochodzi z przełomu lat 50. i 60. Budynek już wtedy był w opłakanym stanie. Jednak to, co szczególnie powinno zainteresować w prezentowany obok zdjęciu, to tło budynku tworzone przez… las. Tam gdzie dzisiaj 10-piętrowe wieżowce osiedla Serbinów, tam do wczesnych lat 70. rosły świerki i sosny. „Starości” jest więcej – przy Serbinowskiej widzimy drewniane chaty i prawdopodobnie zabudowania tartaku, funkcjonującego tutaj od przedwojnia. Wszystko to nie oparło się sile wielkiej płyty i zniknęło 50 lat temu. Dawna kamanda została zewsząd otoczona gierkowską budowlanką i prawie zniknęła z krajobrazu miasta. 
Pierwsze prace przy Górnośląskiej 71, rozpoczęte trzy lata temu, ukazały specyfikę budowlaną domu oficerskiego. Dla ekip pracujących na budynku kolejne etapy przygotowań do całkowitego przebudowania budynku wewnątrz, jak i renowacji jego elewacji, odkrywały coraz to nowe mankamenty. Cegły dziurawki, izolacja ze skręconego sznura, fatalnie zachowana konstrukcja dachu oraz okien wystawowych czy skorodowane ankrowanie budynku, nie wróżyły szybkiego zakończenia prac; co więcej - zastanawiano się nad faktycznym koniecznym zakresem prac, by obiekt po zdjęciu dachu nie złożył się jak domek z kart. Z powodu powyższych, konieczna była częściowa rozbiórka murów, które odbudowano przez obecnego właściciela budynku z solidnym ich wzmocnieniem za pomocą stalowych opasek. 

Kurtyna
Dłużył się czas, nim spod kurtyny rusztowań, wyłoniła się sylweta odbudowanego „Gołębnika” Jest rzeczą oczywistą, że uratowano nie tylko zabytek, ale część tożsamości miasta - przypominającej o okresie, kiedy Kalisz chciał być wielkomiejski. Smaczny dziś adres spod znaku najlepszej włoskiej pizzy w mieście może urzec jeszcze z jednego powodu. Raczej pejoratywnie kojarząca się nazwa „Gołębnik” została w sposób bardzo zgrabny odczarowana. Dla zachodzących tutaj smakoszy włoskiego ciasta niech nie umknie uwadze znak tego miejsca. W okulusie - czyli owalnym okienku ponad wejściem głównym, właściciel wstawił witraż z wizerunkiem …gołębia. Dystans do źle kojarzonego przezwiska pomógł wielu i jestem przekonany, że będzie on dobrą wróżbą dla gospodarzy nowego „Gołębnika”. To się nazywa odrodzenie! 

Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2019-09-09 16:27:06

    Budynek z zewnątrz wygląda wspaniale.Uznanie dla projektanta.Myślałem że w środku będzie podobnie,tzn w podobnym stylu co fasada.Bardzo się rozczarowałem.Wygląd jak jadłodajnia na dworcu za czasów PRL.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do