
Dla współczesnych kaliszan spory ruch na ul. 3 Maja – głównie samochodowy ale, zwłaszcza w targowe wtorki i piątki tudzież giełdowe niedziele, także pieszy – jest oczywistą oczywistością. Tymczasem kiedyś...
Projekt wytyczenia ulicy łączącej Przedmieście z istniejącym już od 40 lat placem św. Mikołaja (Nowym Rynkiem) powstał dopiero w 1911 r. a liczącą około pół kilometra ulicę wytyczono tuż przed I wojną. Powstała ona kosztem części pobernardyńskich ogrodów i prywatnych pól i posesji. Na ten ogród (a nie na fabrykę Repphana – jak czasami fantazjujemy my – przewodnicy) miała widok z okien bocznego, nieistniejącego dziś, skrzydła „pałacu” Puchalskiego panna Marysia Wasiłowska, czyli późniejsza Maria Konopnicka. Decyzja o wytyczeniu ulicy, zwanej na samym początku Nowo-Babiną rodziła się w bólach. Kwestionował ją m.in. anonimowy felietonista Gazety Kaliskiej (cykl tych felietonów nosił ciekawy tytuł: Wczasy kaliskie 1911-1913; obrazy z czasów transformacji) wytaczając argumenty w postaci sporych kosztów – wybrukowania, oświetlenia, odszkodowań dla wywłaszczanych właścicieli okolicznych nieruchomości (przymusowo wywłaszczono z 350 sążni) itp. Protestował też oczywiście dozór kościelny (zabrany Ogrójec i część ogrodu) choć nawiasem – gospodarzami kompleksu kościelno-klasztornego nie byli wtedy już bernardyni a jeszcze nie jezuici.
Ale daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Zaprojektowany „skrót” przebito, nadając mu w konsekwencji, jeszcze przed zakończeniem wojny, nawiązującą do naszej Konstytucji, nazwę 3 Maja (o przychylność próbującego zjednać sobie wtedy Polaków niemieckiego okupanta do tego rodzaju nazywniczych inicjatyw było wtedy łatwiej – na tej zasadzie w 1917 r przemianowano, w obecności kosynierów z konnej banderii z Majkowa nazwę ulicy Nowoogrodowskiej na Kościuszki).
„Konstytucyjna” ulica stopniowo się zabudowywała, obsadzono ją drzewami i oświetlono a w 1926 r. przystąpiono do jej brukowania. Ale wcześniej (3 maja 1919 r.) położono kamień węgielny pod budowane w latach 1920-22 przez Zarząd Miasta przy wsparciu Skarbu Państwa dwie szkoły, jak je wówczas nazywano, powszechne. Jedna, przeznaczona dla chłopców, otrzymała imię Konstytucji 3 Maja (oczywiste nawiązanie do nazwy ulicy), druga, dla dziewcząt – Konstytucji Marcowej (a może było odwrotnie? – czy ktoś z Sz. Czytelników mógłby to doprecyzować?). Po obu ich stronach postawiono też (myślenie holistyczne) dwa domy dla nauczycieli. W tym czasie był to największy zespół budynków szkolnictwa powszechnego (bo jest jeszcze wspólna sala gimnastyczna jako łącznik) w Kaliszu. W czasie II wojny w jednym ze wspomnianych domów znajdował się, otoczony złą sławą, niemiecki urząd pracy (Arbeitsamt), w którym zapadały decyzje o wywozie kaliszan „na roboty” do Niemiec. Aby tym „szczęśliwcom” nie przyszło do głowy wycofać się z tak za nich zaprogramowanej zawodowej kariery, zatrzymywano ich w pobliskiej olejarni. Budynek ten (z adresem 3 Maja 10) był wcześniej częścią, sięgającego aż do Babinej, kompleksu młynarskiego Hamburgera.
Jeszcze bardziej tragiczne perspektywy mieli Polacy (głównie kaliszanie) aresztowani między marcem a majem 1941 r. i przetrzymywani wtedy we wspomnianej sali gimnastycznej. Większość z nich trafiła do obozów koncentracyjnych, w których przecież zdecydowanie nie wszystkim udało się przeżyć do końca wojny. Z liczby 254 wówczas wywiezionych, po zakończeniu wojny powróciło zaledwie 50 osób, w tej grupie znajdował się m.in. artysta grafik Mieczysław Kościelniak. Budynek olejarni – obozu przejściowego jest dzisiaj opuszczony i nieco straszy, natomiast radosny gwar dochodzi – no dobra, dochodziłby gdyby nie restrykcje pandemiczne – z budynków szkolnych. Od 1 września 1951 r. pierwszy (idąc od Nowego Rynku) stał się ponownie siedzibą podstawówki (im. Janka Krasickiego – do dawnej nazwy Konstytucji 3-Maja szkoła wróciła w kwietniu 1991) w drugim zaś w Technikum Samochodowym (patronem Stanisław Staszic) zaczęto kształcić przyszłych speców od naszych Rolls-Roysów i Lexusów.
A naprzeciwko budynków szkolnych stanął, pochodzący z tego samego okresu, budynek parafialny parafii św. Mikołaja. Stawiany był (może nie dosłownie) przez jednego z wikarych proboszcza Sobczyńskiego a listę sponsorów budowli możemy odczytać na cegłach przy wejściu. Był czas kiedy w dużej sali obiektu odbywały się „nieprawomyślne” spotkania z przedstawicielami opozycji antykomunistycznej i dystrybuowano zagraniczne dary, ale były też czasy (i chyba są do tej pory), gdy w domu parafialnym organizowano karnawałowe bale dla dzieci, itp. Dom ten był też ostatnim adresem wielce zasłużonego dla parafii, harcerstwa, Kościoła i Kalisza księdza infułata Stanisława Piotrowskiego.
Warto jeszcze wspomnieć o trzech obiektach wieńczących jakby ulicę od strony Nowego Rynku. O pierwszym z nich – hali targowej – późniejszej Tęczy już na łamach ŻK – zarówno ja jak i moi zacni poprzednicy – opowiadaliśmy sporo. Sukcesorką tamtej hali jest obecna galeria handlowa (też warto by sięgnąć do numerów archiwalnych „Życia…”), za to po kolejnych dwóch obiektach, rozebranych w latach 70. XX w., nie ma już nawet śladu (i następcy). Słynna „koza” czyli, zaprojektowany – podobnie jak i stojąca onegdaj po drugiej stronie placu remiza – przez Józefa Chrzanowskiego, carski areszt postawiono na samym początku dwudziestego stulecia a jego pseudogotycka sylwetka mocno wrosła w ówczesny krajobraz tej części miasta. Sporo młodszy i mniej jakby fotogeniczny był natomiast stojący nieopodal kozy budynek z adresem 3-go Maja 2. Na jego parterze, na kilka lat przed rozbiórką, funkcjonował bodaj sklep mięsny, czyli tzw. rzeźnik. Między odwachem i tym budynkiem istniała, prowadząca w kierunku Majkowskiej, uliczka Taborowa. Nie mam pojęcia jakie tamtędy wędrowały tabory, pamiętam natomiast organizowane pod drewnianym płotem (gazowni?) „kramy”, czyli stoiska na rozkładanych na ziemi gazetach i tekturach, z przeróżnymi starociami. Pewno wśród z nich znajdowały się czasem wartościowe cacka ale do dziś zachodzę w głowę na jakiego nabywcę liczyli sprzedawcy np. przerdzewiałych „fajerek” do pieca (młodsi – marsz do babci dowiedzieć się co to było), nadtłuczonych kafli, kołnierzy z wyleniałego lisa czy dziurawych (ale tylko trochę) garnków. Taka typowa „starówka” czy – bardziej światowo – kaliski pchli targ.
Narożny budynek jak i sama ulica – a co za tym idzie i nasza „starówka” zniknęły w związku z realizacją śmiałego rozwiązania komunikacyjnego, jakim była rozbudowa ulicy Majkowskiej i połączenie Nowego Rynku (wtedy placu 1 Maja) z powstałą dopiero co Aleją Wojska Polskiego. Wtedy też, przy okazji, 3-go Maja stała się nowym, istotnym ciągiem komunikacyjnym, którym pozostaje – jak się rzekło – do dziś. A tak przy okazji – kaliszanie dowcipkowali, że mieli w swoim mieście „narożnik zgody”. Wspomniana hala targowa – stara Tęcza – stała bowiem na rogu ulicy 3-go Maja i Placu 1-Maja. Nazwy nawiązywały do dwóch dat wprawdzie bardzo nieodległych w kalendarzu ale za to bardzo odległych od siebie w znaczeniu – jak by tu rzec – ideowym. Koncyliacyjny narożnik „zniknął” wraz ze zmianą nazwy placu.
Za to handlowanie ma wciąż miejsce na sporym placu za ogrodem jezuickim (żeby go zorganizować – ponownie uszczuplono nieco dobra kościelne). We wtorki i piątki odbywa się tam targ wiktuałowy (przynajmniej w założeniu, bo obecnie można tam kupić prawie wszystko) w niedzielę natomiast… no właśnie – prawie wszystko. Pozostałą przestrzeń ulicy 3 Maja zaczęły wypełniać nowe bloki – począwszy od tych po nieparzystej stronie ulicy a skończywszy na najmłodszym z nich – sporym „apartamentowcu” z licznymi lokalami handlowo-biurowymi na parterze – na rogu z Majkowską. W jednym z pierwszych takich bloków (bodaj trzecim „nieparzystym” od strony pl. Kilińskiego) znalazł swoją siedzibę kaliski Peweks (drugi, większy i bardziej znany, był na Górnośląskiej), między kolejnymi zaradni kaliszanie wypracowali sobie skrót, którym, będąc obładowanym targowymi zakupami, przedostają się w stronę Babinki i plant no i dalej do centrum miasta. I tak, mimo, że na rozciągającym się za ulicą 3-go Maja Piskorzewiu dawno już umilkły, wyjące niegdyś mniej lub bardziej zgodnym chórem syreny fabryczne, to nazwanie tej arterii zaciszną i spokojną, zdecydowanie mijałoby się z prawdą.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ciekawe historie. Tyle razy przechodziło się koło tej olejarni, ale niestety któż wie, że tam byli przetrzymywani ludzie przed wywiezieniem na roboty. Przydałaby się jakaś tablica pamiątkowa/informacyjna. Niestety decydenci w tym mieście nie o tym myślą. Historia dla nich jest ważna, ale przyszła raczej...