Reklama

Królewska patronka kaliskiej szkoły

29/06/2024 05:29

 W „Kalendarium” z ubiegłego tygodnia wspomnieliśmy o okrągłej - dziesiątej już rocznicy odsłonięcia popiersia wcześniejszej patronki kaliskiego III liceum - Anny Jagiellonki. W latach 50. zastąpił ją w tej roli Mikołaj Kopernik ale to nie znaczy, że mimo tej formalnej i – co tu dużo mówić – narzuconej zmiany patrona pamięć o zacnej królowej zginęła gdzieś w mrokach dziejów. Kultywuje ją młodzież szacownej szkoły – nie zaszkodzi też chyba, byśmy przypomnieli tą postać i Szanownym Czytelnikom „Ż K”. Nim jednak napiszemy o samej królowej najpierw kilka słów o początkach szkoły (momentami nieco wstydliwie przemilczanych) tudzież kilkanaście kolejnych o okolicznościach „rezygnacji” z patrona w osobie zacnej  Jagiellonki  (przemilczanych w swoim czasie tym bardziej).

Otóż w 1873 r. powstała w Kaliszu prywatna Szkoła Realna Edwarda Pawłowicza działająca najpierw przy ul. Nadwodnej (obecnie Wodna) a następnie w kamienicy na rogu Wrocławskiej i Nowoogrodowskiej (dla tych co nie pamiętają tamtych czasów tłumaczę: Śródmiejskiej i Kościuszki). W szkole tej, której kierowanie po Pawłowiczu przejął Konstanty Jerzykowicz, nauczycielami byli Polacy. Mimo ambitnego i wymagającego programu, który obejmował m.in. język rosyjski, polski, francuski i niemiecki oraz łacinę i grekę a także arytmetykę i algebrę atmosfera była życzliwa. Ona to i propolski charakter placówki sprawiły, że stała się ona solą w oku władz rosyjskich, które w końcu, w 1893 r. ją zamknęły. Ale w zamian „wspaniałomyślnie” zaoferowały kaliskiej młodzieży żeńskiej (męska miała swoją Szkołę Realną – dzisiejszego Asnyka) Rządową Szkołę Realną, którą w  1893 r. przeniosły były z Włocławka do Kalisza . Doskonałe warunki lokalowe – placówkę ulokowano w nowym, zaprojektowanym przez Józefa Chrzanowskiego położonym nieopodal szkoły Pawłowicza budynku  nie zmieniało faktu, że była to szkoła prorządowa o programie i postawie nauczycieli serwilistycznej wobec zaborcy. I takie były początki nauczania w budynku przy dzisiejszej ulicy Kościuszki. Szkoła po odzyskaniu niepodległości wnet otrzymała imię Anny Jagiellonki i od tej pory stała się chlubą Kalisza.

Dalsze losy tej szkoły z okresu międzywojennego i kilku pierwszych lat po II wojnie to temat niezwykle ciekawy – ale już godzien innej opowieści. My teraz przejdźmy już do lat stanowiących  apogeum ponurych czasów terroru stalinowskiego. Ówcześni aparatczycy nie stanowili może elity intelektualnej i trudno było nazwać ich skarbnicą wiedzy historycznej ale jakoś zorientowali się jednak, że patronka kaliskiej szkoły reprezentowała sfery niezbyt akceptowane w ich pojmowaniu świata a postawa w sferze religii w zasadzie dyskwalifikowały ją jako wzorzec wychowania młodzieży w duchu jedynym właściwym wówczas – socjalistycznym. O tych „nagannych” (jak i kilku innych) szczegółach życiorysu Jagiellonki za chwilę szerzej – póki co dość powiedzieć, że królową z funkcji patrona szkoły „zdymisjonowano”. Przebieg tej operacji ocierał się jednak czasem o groteskę. Choć sprawa była odgórnie przesądzona to usunięciu imienia Jagiellonki władze starały się nadać pozory spontanicznej inicjatywy oddolnej – uczniowskiej. Wzywano do jednego ze szkolnych gabinetów kolejne grupki uczennic a zaproszeni mili panowie reprezentujący de facto komitet partii słusznej i urząd dbający jakoby o nasze bezpieczeństwo (w tej roli jeden ze znanych później aktorów) w „życzliwej” rozmowie z zastraszonymi pannami cierpliwie wyjaśniali, że imię pobożnej królowej z czasów wyzysku feudalnego chluby szkole nie przynosi. Zgadzacie się chyba dziewczęta z tym, prawda? – padało pytanie. Większość dziewcząt zgadzała się zatem co zostało zaprotokółowane jako uczniowska wola rezygnacji z patronki. Jako ciekawostkę należy postrzegać fakt, że na nowego patrona Szkoła czekała dwie dekady – z bliżej nieznanych powodów przepadła nawet kandydatura Marii Dąbrowskiej – i dopiero w 1971 r. stał się nim Mikołaj Kopernik. Być może decydenci byli już wtedy bardziej tolerancyjni a może nie zorientowali się, że nasz – w rzeczy samej wielki – astronom był też kanonikiem. Kopernik pozostał patronem jednego z najlepszych obecnie kaliskich liceów choć chwalebną jest praktyka mówienia o nim jako „Szkole dwojga imion”.

No, ale miało być o Annie Jagiellonce. O jej karierze politycznej zainteresowani przeczytają w opracowaniach historycznych. Króciutko więc – urodzona w 1523 r. w Krakowie, była córką Zygmunta Starego i Bony Sforzy a los sprawił, że została drugą (po Jadwidze sprzed dwóch wieków) kobietą samodzielnie przez pewien czas zasiadającą na polskim tronie. I zarazem ostatnią polska monarchinią z dynastii Jagiellonów - jej braciszek Zygmunt Augusta - jak wiadomo - zmarł bezpotomnie.  Nawiasem – tenże Zygmunt unieszczęśliwił ją w pewnym sensie gdyż – gdy była jeszcze młodszą i – powiedzmy – powabną odrzucił konkury do jej ręki księcia Danii Magnusa  gdy ten zażądał w posagu oddania kilku zamków. Anna z kolei nie bardzo akceptowała związek braciszka z Barbarą Radziwiłówną zarzucając mu  degrengoladę psychiczną i moralną. Ale – co ważna – w sensie politycznym była zasadniczo do końca jego dni lojalna (co – jak wiemy - nie zawsze było regułą wśród władców). Bona była – mimo wielu przypisywanych jej wad - wierną żoną i troskliwą matką, rozumiejącą powinność księżniczki jako zachowanie czystości do dnia ślubu zawartego zgodnie z interesem politycznym i wychowała Annę i jej siostry tak – by nikt w przyszłości nie mógł zakwestionować ich cnót (rozumianych również dosłownie), tak ważnych dla prawomocności małżeństwa i sojuszu.

No, ale lata leciały a męża jak nie było tak nie było. Po „niewypale” z Duńczykiem kolejna szansa pojawiła się, kiedy w wyniku postanowień umowy zawartej z Henrykiem Walezym warunkiem otrzymania przez niego elekcyjnej korony miało być małżeństwo z Anną. Walezy królem – wprawdzie na krótko i „bez sukcesów” (to eufemizm) – został, ale do małżeństwa z Jagiellonką jakoś nie doszło. Czy na przeszkodzie stanęły zdecydowane przeciwieństwa charakterów narzeczonych (i prawdopodobnie preferencje Francuza w dziedzinie alkowianych igraszek) czy być może  - cokolwiek wątpliwa uroda kandydatki? Lepiej (ale tylko trochę) poszło z następnym królem elektem – księciem siedmiogrodzkim Stefanem Batorym. Najpierw nieoczekiwany obrót rzeczy uczynił infantkę Annę  jedną z faworytek drugiej elekcji. Nim wybrano mężczyznę mającego rządzić Rzeczpospolitą, w grudniu 1575 r. to Annę okrzyknięto nawet nie królową, ale kobietą-królem Polski. Pół roku później poślubiła na Wawelu  Stefana Batorego, a następnie została wraz z nim koronowana w katedrze. I tu pojawia się jakby wątek kaliski – koronującym był „nasz” biskup Stanisław Karnkowski, który zresztą był przez długie lata współpracownikiem królowej. To na nią głównie mógł liczyć Karnkowski, kiedy sprawował urząd interreksa już po śmierci Batorego. Zaraz do tego wrócimy, najpierw jednak zerknijmy na czasy, gdy Batory miał się jeszcze dobrze  a biedna Anna robiła wiele, by miał się jeszcze lepiej. Najpierw zauważmy, że był to jeden z ostatnich bardzo dobrych dla Polski okresów – ostatnie lata  naszego „złotego wieku”. Batory był wybitnym dowódcą wojskowym (trzy zwycięskie kampanie przeciw Moskwie, opanowanie Inflantów), Anna próbowała się zająć finansami państwa – m.in. odzyskała spore sumy pożyczone jeszcze przez jej matkę Bonę królowi Filipowi, była też mecenasem kultury – doprowadziła do premiery (na weselu podkanclerza Jana Zamoyskiego) „Odprawy posłów greckich” Jana Kochanowskiego. Była osobą niezwykle energiczną, dążącą do realizacji swoich zamierzeń ale z czasem jej osoba była coraz bardziej marginalizowana. Batory –mimo, że nie mógłby zostać polskim królem, gdyby nie zgodził się poślubić królewny (tzw. iure uxoris) - nie bardzo pozwalał żonie mieszać się do polityki. Dość szybko wszyscy zapomnieli, że to on miał być małżonkiem, a Anna – królem. Również ich stosunki wewnątrzmałżeńskie układały się źle. W chwili ślubu Anna była już niemłoda (miała wówczas 53 lata), do tego uznawano ją za osobę nieumiejącą wzbudzić zainteresowania, zarówno wskutek jej negatywnych cech charakteru (w opinii współczesnych była nudną i pełną dewocji starą panną), jak i wyglądu (uchodziła za brzydką – choć z tym będziemy za chwilę polemizować). O nocy poślubnej Anny i dziesięć lat od niej młodszego Stefana wiemy głównie tyle, że… tradycji stało się zadość. Król dzieląc łoże z królową, dokonał ślubowanego małżeństwa – podsumował ówczesny kronikarz. Nazajutrz Anna otrzymała należne dary, wręczane zawsze pannom młodym w dzień po dopełnieniu związku - drogocenne bransolety, naszyjniki, napierśniki oraz puchar wypełniony monetami. Poza tym król przekazał (przez pośredników!) swoje wyrazy zadowolenia z przebiegu nocy poślubnej i nadzieje na dalsze udane pożycie. To by jednak było na tyle. Anna łudziła się jeszcze długo, zachowały się przekazy, że potrafiła spędzać u drzwi do komnaty męża całą noc w oczekiwaniu na jego nadejście. Ale jakoby w łożu z mężem była raptem…trzy razy. Próbowała przygotowywać dla Batorego bale i ciągłe rozrywki” ale król jako urodzony żołnierz nudził się na dworze, a wydawanie pieniędzy na organizację hucznych zabaw uważał za marnotrawstwo. Kilka razy po prostu nie stawił się na bankiecie. Dworzanie śmiali się więc z królowej, która  - jak chyba brzydko i niesłusznie mówili - odkąd chłopa dopadła, gębę nosi wysoko i hardo. „Chłop” unikał jej z jak mógł a trudności w dogadywaniu się nie wynikały przecież li tylko z tego, że Batory po polsku prawie w ogóle nie potrafił mówić. Ale czy tylko królowa była tu winna - możliwości Stefana chyba też były ograniczone - cierpiał na uremię, obniżającą jego sprawność małżeńską. No a kwestia urody Anny? Na portretach widzimy szczupłą młodą krasawicę, jej włosy mienią się złociście, a migdałowe oczy patrzą odważnie spod subtelnych brwi. No, ale z drugiej strony wiemy przecież o malarzach, którzy ”malowali piękne a nie prawdziwe twarze’ i dobrze na tym wychodzili. Sam już nie wiem…


Anna owdowiała w 1586 r., teoretycznie mogła jeszcze sama objąć rządy ze względu na fakt ogłoszenia jej „królem” jedenaście lat wcześniej ale nie skorzystała z tej możliwości i  zrzekła się praw do korony popierając kandydaturę siostrzeńca, królewicza szwedzkiego Zygmunta, który w efekcie zasiadł na  tronie Polski. Ostatnie lata życia spędziła Warszawie, gdzie też zmarła 9 września 1596 na rękach Zygmunta III. Została pochowana w kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu  (której budowę dokończyła w 1584) u boku ojca i brata.
Dodać jeszcze należy, że była kobietą bardzo pobożną, co chyba definitywnie pogrzebało jej szanse na pozostanie patronem kaliskiej szkoły w latach stalinowskich. Sama kapłanom warszawskim za biskupa i wizytatora stała – opiniował ksiądz Skarga, który dedykował jej swoje „Żywoty świętych” a w mowie pogrzebowej stwierdził, że  dała piękny koniec i zamknięcie domowi Jagiellońskiemu.

Piotr Sobolewski

Aktualizacja: 29/06/2024 12:03
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do