Reklama

Kuligiem konnym w al. Wolności

07/02/2014 10:26

Od przeszło tygodnia przyroda przypomina nam, jak wyglądać powinna polska zima. W dzisiejszym felietonie o zimach z opowiadań naszych rodziców i dziadków. O ulubionych ślizgawkach w Parku Miejskim w płaszczykach dradedamowych i futrach. I nieco później – w PRL, kiedy kulig ciągnęły konie (również mechaniczne), a ulgę od zimna znajdowano przy koksownikach. Przyjrzymy się również ówczesnemu ubiorowi, który był (i nadal jest) klasycznym przedmiotem modnych zachowań

Łyżwiarski walc
Przypominając zimową aurę w dawnym Kaliszu, nie sposób nie powołać się na słowa świadka tamtych czasów. „Kalisz z oddali” w słowach Tadeusza Pniewskiego, to miasto pełne uroku również podczas srogich zim. Źródłem radości i przyjemności dla mieszkańców miasta podczas krótkich dni i długich wieczorów pozostawała wtedy Prosna – „zamarzająca na kilka miesięcy była wspaniałym lodowiskiem”.Ulubionymi miejscami do ślizgania się, oprócz zamarzniętego koryta rzeki przy teatrze czy za basztą Dorotką, były stawy w parku. „Ślizgawkę urządzano zawsze przed teatrem. Prywatny przedsiębiorca wydzierżawiał od magistratu cały teren i ogradzał go drutem; ustawiał ławki, szatnię i bufet; organizował wypożyczalnię sprzętu, zakładał elektryczne oświetlenie i codziennie oczyszczał lodowisko. (…) W niedzielę pod kolumnadą teatru usadawiała się orkiestra i grała walca («Łyżwiarze») – było uroczyście i pięknie”. Co ciekawe – na zamarzniętej tafli rzeki spotykano również starsze osoby, często z elit mieszczańskich Kalisza. Widywano więc właściciela pałacyku znanego dziś pod nazwą Villa Calisia – mecenasa Zygmunta Jaźwińskiego, a także cenionego ginekologa Tadeusza Pawłowskiego. Przed kolumnadę teatru mieszkańcy miasta najchętniej dostawali al. Wolności (wówczas noszącą imię Aleksandry Piłsudskiej). Zaśnieżoną aleją najmłodszych ciągnięto na sankach, a tuż obok przejeżdżały konne zaprzęgi z ceniącymi wygodę spacerowiczami.
Popularną niezwykle ślizgawkę sprzed portyku teatru w latach 30. XX w. przeniesiono w nowe miejsce. Warte zaznaczenia jest, że decyzja ta, niestety, nie przysłużyła się zwiększeniu popularności jazdy na łyżwach, a to za sprawą usytuowania jej na Stadionie Miejskim. Nowa lokalizacja mogła wydawać się sztuczna, bowiem amatorzy śliskiej jazdy nie poruszali się już po malowniczym korycie rzeki, lecz po polanej wodą płycie stadionu. Na stadionie przy ulicy Łódzkiej, mimo znacznie większego sentymentu do okolic Mostu Teatralnego, ślizgano się również w Polsce Ludowej.

Za „faraonem”
panny i panie sznurem
Odbijając się w naturalnym zwierciadle, którym był wyszlifowany lód, osoby biorące udział w ślizgawce były częścią innego zwierciadła – zwierciadła epoki, którym była wówczas moda. Któż nie słyszał o modowych ekstrawagancjach między wojnami? O damskim stroju „na chłopczycę” czy o szoku, jaki wywołała kolekcja z roku 1925, odsłaniająca łydkę a nawet kolano! Jak się prezentowały okrycia wierzchnie na sezony zimowe? Pierwsze sztuczne futra, które pojawiły się w 1929 r., nie zyskały szerokiego uznania wśród Polek w dobie międzywojnia. Luksus posiadania futra z nutrii, kretów czy norek należał wówczas do nielicznych, którzy widząc sztucznie produkowane okrycia, nie szczędzili słów krytyki i ironii dla ich właścicieli. Futra i płaszcze na watolinie (i koniecznie z półjedwabną podszewką) były najbardziej popularnymi zwłaszcza dla pań. Brzydsza płeć nie poszukiwała nowinek i można rzec, że zastygła w modzie znad kanału La Manche. Londyn bezsprzecznie dawał najlepsze wzorce dla tych, którzy mogli sobie pozwolić na to drogie naśladownictwo. Zimą więc, by nie zmarznąć, przyodziewano pelisy (rodzaj palta), które podbijano futrem i zaopatrywano w futrzany, szalowy kołnierz. Nie rezygnowano też z klasycznych trenczów z impregnowanej beżowej gabardyny z odpinaną podszewką. A z domu nie wychodzono bez nałożenia kapelusza. A ostatni krzyk mody? W rok po odkryciu grobowca faraona Tutenchamona, a więc w 1922, importowane z Egiptu szale z białej lnianej siatki w geometryczne dekoracyjne wzory, bliskie estetyce art déco.

Walonki dla ludu,
Relaksy na lód
Te kultowe buty, po które moda raz po raz sięga i dziś, pomagały nie zmarznąć w tęgie mrozy w PRL. Pierwsze z nich były podarkiem ze  Wschodu, drugie zaś namiastką Zachodu. Relaksy, jak przyjęło się uważać, naśladowały kształtem buty samego Neil’a Armstronga z jego podboju księżyca. I choć ze strony osób, które je posiadały, słychać było, że są twarde, nietrwałe i niewygodne, to pośród innego obuwia wyróżniały się wprost tęczowymi barwami. Owa wyjątkowość powodowała, że w połowie lat 80. cała Polska, od Podhala, gdzie produkowano je w Nowotarskich Zakładach Przemysłu Skórzanego w Nowym Targu, aż do Bałtyku,obuwała właśnie Relaksy. Wytwarzane w przeróżnych kolorach były swego rodzaju namiastką lepszego życia. Według najbardziej oficjalnej opinii ich projektanci wzorowali się na niezwykle popularnych wówczas we Francji butach typu „apres-ski”, czyli obuwia używanego przez narciarzy po jeździe na nartach w zimowych kurortach.

Gratka dla najmłodszych
Zima obfitująca w śnieg i lód zdaje się być często nie lada problemem dla dorosłych, lecz dla dzieci od zawsze była prawdziwą gratką. Jak zatem do zimy w latach 60. przygotowywali się najmłodsi? Niezbędne okazywało się być solidne obuwie (ze specjalnie podbijanymi blaszkami), łyżwy, które na owym obuwiu montowano, a przede wszystkim sanki. Z tak przygotowanym rynsztunkiem można było spokojnie ruszać w teren w poszukiwaniu ciekawych miejsc i pomysłów na wykorzystanie warunków atmosferycznych. Prócz obowiązkowych ślizgów na zamarzniętej rzece lub (rzadziej) lodowisku i zabaw śnieżkami, zima w Kaliszu lat 60. dawała wiele ciekawych możliwości. Jeden z mieszkańców Kalisza do dziś wspomina z sentymentem:
– Pamiętam dokładnie wysokie górki przy ulicy Poznańskiej, z których razem z kolegami zjeżdżaliśmy na sankach albo, kiedy szkoda było czasu, po prostu na butach. Kaliskie ulice w latach 60., kiedy po mieście poruszano się głównie za pomocą wozów czy sań w zimie, zdawały się być bezpieczne dla bawiących się w ich pobliżu dzieci. One zaś całkowicie świadomie sytuację tę wykorzystywały, szczególnie gdy drogi o gładkiej powierzchni zamieniały się w lodowiska. – W latach mojego dzieciństwa, kiedy ul. Złota pokrywała się lodem, szybko przykręcaliśmy łyżwy do butów i rzucaliśmy się w pościgi za wozami. Jak udało się któryś dogonić, to, przy odrobinie szczęścia, trzymając się go, można było przejechać nawet od ul. Długosza aż do samego ratusza! W zimowe dni dodatkową atrakcją były oczywiście kuligi, często organizowane przez zakłady pracy dla rodzin zatrudnionych tam osób. Taka zima nie mogła się znudzić!

Modnie na śniegu
Wspomnienie zim lat 70. przynosi zazwyczaj skojarzenie z nadzwyczaj wysokim poziomem śniegu. Nawet w centrum Kalisza jego poziom sięgał czasem do 1,5 m! Mieszkańcy wspominają jednak z dumą, że dla ówczesnych nie było to problemem. – Właściciele poszczególnych posesji zawsze dbali o to, żeby chodniki były odśnieżone i odkute z lodu. Ponadto z każdej firmy wysyłane były tabory samochodowe, którymi śnieg z ulic wywożony był do koryt rzek. Mieliśmy wtedy do czynienia z prawdziwym ewenementem – mimo że śniegu napadało ponad metr, zawsze chodziło się po czystych chodnikach! – wspomina jeden z mieszkańców miasta. Jak zaś, mimo tak srogich zim, można było ubrać się modnie i wygodnie, a przede wszystkim gdzie można było zdobyć wymarzony strój? Nigdzie indziej, jak tylko w Powszechnym Domu Handlowym. To tam kaliszanie mogli się zaopatrzyć w zimowe okrycia wierzchnie i to – dodajmy – luksusowe. W popularnym PDT zakupić można było płaszcze, kożuchy czy trencze z flauszu, gabardyny, wełny oraz karakuły (tak prawdziwej, jak i sztucznej). Status towaru luksusowego karakuła zawdzięcza temu, z czego jest produkowana, a więc jagniętom jednej z najstarszej rasy owcy domowej.
Co znamienne – zdanie „modnie na śniegu” można w tym miejscu odczytywać dwojako. Odpowiadało ono bowiem nie tylko trendom w ubiorach, ale również popularności czerpania z uroków zimy na świeżym powietrzu.

Mateusz Halak, Joanna Filipczak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do