
Potrzeba jest w Kaliszu stworzenia magazynu dla ginącego detalu architektonicznego. Stolarki okiennej i drzwiowej, detalu z elewacji – gzymsów, zworników, naczółków, bordiur okiennych, żeliwnych elementów wystroju – balustrad, odbojników, lamp czy ozdobnych krat wentylacyjnych. To nie firmament gwiazd. Tutaj nie trzeba chronić gotyckich, czy barokowych dekorów. To dedykacja dla detalu chociażby z pierwszej połowy XX wieku. Z dzielnic biednych, z ulic których nawierzchnia pamięta epokę pierwszych sekretarzy, z kamienic warstwy robotniczej, rzadziej mieszczańskiej; absolutnie nie z pałaców, kościołów czy zamków. Z miejsc, gdzie ochrona konserwatorska rozpostarta jest szczątkowo. Takie miejsce mogłoby stać się unikalną przestrzenią oferującą wyjątkową podróż w dzieje miasta.
Nowoczesny lamus
Detal architektoniczny to najbardziej nietrwały, ulotny element tkanki obiektu – najbardziej zagrożony, narażony na zniszczenie, często tracony lub nieodpowiednio przekształcany np. podczas remontu zabytku. Prace budowlane na tkance zabytkowej bardzo często doprowadzają do ogołocenia budynków z estetycznych niuansów czy filigranowych ozdób. To wynik coraz częściej braku świadomości ekip remontowych ale również samych inwestorów. Edukacja w sferze estetyki i historii sztuki byłaby pewnym rozwiązaniem tego problemu, nawet jeśli nie zupełnie to przynajmniej pomogłaby odwrócić fatalny trend obserwowany w całej Polsce. Praktykę ogałacania zabytków z architektonicznej biżuterii.
Choć w najogólniejszej świadomości, lapidarium kojarzymy z cmentarzami i przykościelnymi murami gdzie eksponowane są fragmenty nagrobków, to jednak do tej encyklopedycznej funkcji lapidariów, dodawane są kolejne. Czasem zaskakujące, ale wszystkie – po równo – ważne. W Łodzi, niedawno założono lapidarium detalu architektonicznego. Miejsce gdzie obejrzymy między innymi rzeźby, sztukaterie elewacyjne i wnętrz budynków, fragmenty balustrad schodów, kafle, ozdobne drzwiczki piecowe, grzejniki. Do zakresu działania „instytucji” lapidarium należy gromadzenie i prezentowanie detali architektonicznych oraz elementów wyposażenia lub wykończenia wnętrz, ze szczególnym uwzględnieniem obiektów pochodzących z historycznych kamienic, pałaców, willi i fabryk z terenu Łodzi, oraz promowanie wiedzy na temat historii łódzkiej urbanistyki i architektury. To miejsce ważne dla lokalnej tożsamości oraz kultury; na takie przynajmniej wyrosło przez stosunkowo krótki czasu. To z kolei jednoznaczny wniosek jak potrzebna była to inwestycja.
Zmierzcha
Nie wszystkie obiekty podlegające służbom ochrony zabytków otoczone są jednakową ochroną. W legislacji na której swoje kompetencji opierają organy konserwatorskie, mamy do czynienia z różnymi rodzajami ochrony zabytków. Wpis do rejestru gwarantuje wszechstronną ochronę zarówno warstwy zewnętrznej gmachu jak i jego interioru wraz ze wszystkim, co zostało zakwalifikowane jako integralna część zabytku. Tutaj o wiele trudniej o niechybne „zagubienie” tego czy innego detalu i dekoru z wnętrz; a pomoc w tym zniknięciu może być przez służby konserwatorskie silnie egzekwowana, co bardzo często kończy się karami administracyjnymi. Zgoła inaczej sytuacja przedstawia się w stosunku do obiektów nie figurujących w rejestrze a jedynie w ewidencji zabytków – gminnej lub wojewódzkiej. Przykładem tej ostatniej grupy jest kamienica pod numerem 46 na rogu ulic: Asnyka i Polnej.
Ponad stuletni budynek (wybudowany zapewne po podłączeniu Kalisza do systemu kolei pruskiej po 1906 roku), niebawem zniknie z przestrzeni osiedla Adama Asnyka. Informacja o planowanej rozbiórce czynszowej kamienicy znalazła tyle samo zwolenników co przeciwników z których jedni upatrują w dwukondygnacyjnej kamienicy obiekt zabytkowy i wartościowy z tych i innych względów, zaś drudzy wyraźnie akcentują swoje poparcie wyburzenia obiektu przez względy bezpieczeństwa przechodniów i transportu, a także z uwagi na wciąż obecny w murach margines społeczny, który zresztą krok po kroku przyczynia się do dalszej jego dewastacji. Nie bez znaczenia w grupie „za wyburzeniem” są też względy estetyczne; tynki na kamienicy, a właściwiej rzec to co z nich zostało, wyglądają jak po ostrzale artylerii i faktycznie co rusz, kolejne fragmenty sztukaterii czy gzymsów lądują na chodniku. Cud, że na skrzyżowaniu Polnej z Adama Asnyka, nie doszło do tej pory do tragedii.
Trudno w powszechnej świadomości zakategoryzować wzmiankowany budynek do „zabytkowej rodziny”. Ma to swoje podłoże oczywiście w braku edukacji ale też powodem tego stanu rzeczy jest paradoksalnie to co stało się w jego otoczeniu. W świadomości większości za zabytkowe uznaje się reprezentacyjne budowle związane z warstwami uprzywilejowanymi – pałace, kościoły lub kamienice bogatego mieszczaństwa. Jeśli jednak historia w większym stopniu jest również nauką o dziejach „zwykłego człowieka”, to tak samo godne ochrony jest dziedzictwo po tych ludziach. Może to być dziewiętnastowieczny chłop, rzemieślnik czy robotnik. – Przecież to oni, a nie książęta i królowie, są przodkami większości z nas – dzieli się ze mną spostrzeżeniami Maciej Błachowicz. Czynszówka przy ulicy Asnyka to ostaniec dawnego Kalisza. Tego przed zburzeniem w roku 1914. W ciągu ulic równoległych do dzisiejszej Górnośląskiej – w zamiarach ojców międzywojennego Kalisza – bulwaru łączącego centrum z dworcem kolejowym, znajdziemy nadal kilkanaście większych i mniej okazałych kamienic. Te wyznaczają dawną linię zabudowy, z której w PRL-u zrezygnowano a w Polsce kapitalistycznej po roku 1989 potęgując to zerwanie. Urbanista by zapłakał – parafrazując popularne porzekadło. W finale, tak katastroficznie niespójną przestrzeń miejską tworzą budynki o różnych wysokościach, oparte o różne linie zabudowy, zorientowane dowolnie, w makijażu diskopolowym i częściowo rozpadające się ze starości. W takim otoczeniu, ewidencyjnym zabytkom, jest trudniej przetrwać. Miano ruder zyskuje się tutaj bardzo szybko a cudowny bezsens trwa gdzieniegdzie już kilkadziesiąt lat. Na rozważne, cierpliwe studia co zrobić z kamienicami z podobnych do osiedla Asnyka dzielnic brakuje i czasu i chęci. Brutalna ekonomia triumfuje. Zamiast adoptować z pozostawieniem ścian elewacyjnych jako świadków historii, stawia się nowe maszynki do mieszkania, często z usługowymi parterami.
Gdy ciężki sprzęt wjedzie na opisywaną nieruchomość, będzie to oznaczało koniec budynku ze wszystkimi jego detalami. Chyba, że… się mylę i przewidziane jest uratowanie np. kutych kratownic wraz z furtą bramną, balustrad w klatce schodowej, kafli z pieców czy ażurowych żeliwnych wywietrzników. Mimo, iż w budynku nie zachowała się oryginalna stolarka, to ta obecna w parterze także jest pewnym świadectwem przeszłej epoki i właściwej dla niej kultury budowlanej. W Kaliszu, tak jak i w innych miastach Polski, w ciągu ostatnich 3 dekad od upadku PRL-u roku praktycznie zniknęła większość dawnych ram okiennych od XVIII do pocz. XX w. Ocalały jedynie te okna, których właścicieli nie stać na wymianę na plastikowe. Bieda konserwuje – jakie to prawdziwe.
I rozumiem podstawową rzecz, że nikt nie chce mieszkać w zimnym pomieszczeniu. Ale przy odrobinie dobrej woli, można pogodzić różne interesy. Dawne, zawsze skrzynkowe okna, są wyrzucane, podczas gdy można pozostawić skrzydła od ulicy (ozdobne – wartościowe) i zamontować nowe skrzydła od wnętrza mieszkania. To jednak raczkujące na polskim gruncie podejście do substancji zabytkowej. Najpierw trzeba odczarować podłe uwagi do kamienic takich jak przy ulicy Asnyka. Pejoratywne myślenie o mieszkańcach kamienic odciska piętno na ogólnym zdaniu o tych budynkach. Na zszarganej opinii, bardzo trudno kreować uznanie. Może dlatego częściej burzy się i stawia nowe, niż remontuje stare? Szalenie trudne dywagacje. Konkludując je, magazyn, nazywając go ładniej – lapidarium, jest potrzebny, by nie ginął detal „gorszej” architektury. Ważne jest, byśmy zachowywali przeszłość dla przyszłości. To pewnego rodzaju miara człowieczeństwa.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie