
Każde z miast ma w swojej historii nieodkryte do dziś karty, pytania, na które odpowiedź być może nigdy nie padnie, sprawy, które, choć wydają się błahe, nie pozwalają spać wielu miłośnikom przeszłości. Kalisz również ma swoją tajemnicę, na temat której powstało wiele artykułów i prac naukowych. Dziś jest szansa, że mgła tajemnicy w końcu opadnie, bo badania georadarem przeprowadzone na Głównym Rynku „coś” wykazały. Czy to legendarne kaliskie podziemia?
Kaliszanie lubią poznawać swoje rodzinne miasto i jego burzliwą historię. Pokazuje to m.in. frekwencja na „Kaliszobraniach”. W tych spacerach po mieście bierze udział za każdym razem, bez względu na pogodę czy porę, od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Piotr Sobolewski, przewodnik PTTK, który oprowadza po najstarszym mieście żądnych wiedzy mieszkańców, nieraz już usłyszał od nich pytanie: kiedy pokaże pan kaliskie lochy?
To gdzie te lochy?
– Uczestnicy „Kaliszobrań” przemierzyli w ramach sobotnich spacerów już niemal każdy skrawek Kalisza i jego najbliższych okolic. Podzielony na fragmenty plan Kalisza, niczym w końcówce zabawy puzzlami, powoli się zapełnia. Zatem – przy ambitnym planie realizacji stu edycji tej imprezy – przyjdzie kaliszobrańcom sięgnąć nieco głębiej, do kaliskich podziemi. Tylko gdzie, u licha, się do tych lochów wchodzi? – pyta P. Sobolewski. Zresztą, nie tylko on, bo kto nie chciałby zwiedzić legendarnych podziemi? Niestety, historycy i znawcy Kalisza są w tej kwestii podzieleni. Wielu z nich mówi: „porzućcie nadzieję!”. Na szczęście nie wszyscy. – Jestem przekonany o tym, że one tam są. Wynika to choćby z praktyki tworzenia systemu obronnego średniowiecznych miast. Podziemne przejścia stanowiły prawie zawsze jego nieodłączny element – argumentuje P. Sobolewski, który podkreśla, że istnienie podziemi potwierdzają również świadectwa historyczne.
Co mówią źródła?
Źródła pisane, zwłaszcza pochodzące z czasów średniowiecza, a więc z okresu, w którym stosunkowo często budowano w różnych miastach podziemne korytarze, nic niestety o kaliskich lochach nie wspominają. Znamy tylko jeden, bardzo późny, bo pochodzący dopiero z XIX wieku, zapis na ten temat, sporządzony ręką o. Leona Norasa, franciszkanina konwentualnego, przebywającego do 1864 r. w kaliskim klasztorze: „W sierpniu 1854 r. pod klasztor OO. Franciszkanów, istniejące sklepy, piwnice i podziemia zalała woda, która przedostała się tam starożytnym korytarzem, sklepionym, wychodzącym spod refektarza klasztornego poza koryto Prosny w kierunku Rypinka i Starego Miasta. Gwardjan konwentu, O. Erazm Niedzielski, zapuściwszy się nieopatrznie w podziemia, w celu przekonania się o stanie wody, został przez cofające się fale w wymieniony korytarz porwany, gdzie też śmierć i mogiłę znalazł, ciała bowiem odszukać nie zdołano, zwłaszcza, że korytarz, podmyty przez wodę, w części zawalony został...”. Z tego fragmentu wynika, że jeśli podziemia istnieją, ich fragment musi przebiegać pod kościołem oo. Franciszkanów. – Kilka lat później kolejny gwardian kaliskiego konwentu, o. Sebastian Martyński, napisał: „...gdy klasztor cały otoczono wojskiem, w celu zaaresztowania za udział w powstaniu [styczniowym], przejście to ułatwiło mi ucieczkę z klasztoru, w następstwie czego zostało z polecenia władzy [carskiej] zasypane gruzem i zamurowane...”. Od tego też czasu przejścia podziemne biegnące pod klasztorem kaliskich franciszkanów przestały istnieć – mówi Andrzej Matysiak, kaliski przewodnik PTTK, zwracając uwagę na kolejne wspomnienie, tym razem proboszcza z kościoła w Kościelnej Wsi, ks. Józefa Dudzińskiego: „Pamiętam, że kiedy byłem małym chłopcem, wchodziliśmy do takiego tunelu wejściem znajdującym się w pobliżu kościoła OO. Franciszkanów. Gdzieś z okolicy obecnego parkingu. Przemieściliśmy się pod ziemią kilkadziesiąt metrów w stronę ratusza”. Podobne informacje można wyciągnąć z relacji przekazanej z Oświęcimia przez kaliszanina, docenta chemii fizycznej Stefana Piotra Zalwerta: „(…) 1939 r. Któregoś sierpniowego popołudnia postanowiłem udać się na ul. Św. Stanisława, gdzie trwały właśnie, dość już daleko zaawansowane, prace ziemne przy wymianie wodnego rurociągu. (...) Posuwając się teraz wolno chodnikiem, wzdłuż ulicznego krawężnika, zacząłem nieco uważniej obserwować wnętrze tamtego długiego wykopu. W pewnej chwili, a było to mniej więcej na wysokości kaplicy kościoła OO. Franciszkanów, zatrzymałem się, napotkawszy jakieś niezbyt jeszcze dość wyraźne zapadlisko. Jak się później miało okazać, powstało ono w wyniku obsunięcia się w tym miejscu grubszej warstwy gruntu. Należało teraz szybko działać, gdyż czas naglił. Można bowiem było się spodziewać, iż cały ten wykop, już w najbliższym czasie, będzie ponownie zakopany”. P. Zalwert wyraźnie wskazuje na to, że nie tylko widział wejście do podziemi, ale i tam wszedł.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie