
Dwa tygodnie temu napisałem co nieco o kilku przedstawicielach związanego z Kaliszem i Ziemią Kaliską rodu Łubieńskich. No to obecnie dokończę tą opowieść.
Kolejnymi synami wspomnianego w poprzedniej części Feliksa Łubieńskiego byli urodzeni w Szczytnikach w tym samym, 1784 r. hrabiowie Franciszek Ksawery i Tomasz Andrzej Adam Łubieński. Obaj byli żołnierzami armii napoleońskiej a Tomasz – przyszedł na świat w wigilię Bożego Narodzenia – był nawet członkiem straży honorowej Cesarza. Brał udział w wielu jego bitwach, na czele szwadronu napoleońskich szwoleżerów przełamywał ostanie punkty oporu hiszpańskiej armii w wąwozie Somosierra. Chyba spisywał się na tyle dobrze, że Napoleon długo nie chciał przyjąć tomaszowej dymisji. Kiedy została mu wreszcie, po abdykacji Napoleona, przyznana, poszedł w bankowość – współtworzył Towarzystwo Kredytowe Ziemskie – i w działalność handlową. Został dyrektorem domu handlowego „Bracia Łubieńscy” . Poza tym działał w Dyrekcji Poczt i Policji Krajowych, był też nawet zastępcą ministra spraw wewnętrznych. W międzyczasie zamienił rodzinne Szczytniki wraz z Kalinową na starostwo guzowskie. Jego życie prywatne oraz działalność polityczną opisał w formie ciut zbeletryzowanej Marian Brandys w „Końcu świata szwoleżerów”. Kolejny niepospolity Łubieński to Piotr. Urodzony w Szczytnikach, karierę wojskową rozpoczął jako major Gwardii Narodowej Warszawskiej, kampanię 1812 r. odbył jako szef sztabu dywizji, kierował obroną twierdzy Modlin. W r. 1816 wycofał się z czynnej służby wojskowej, powrócił do niej w czasie powstania listopadowego – mianowany na gen. brygady i dowódcę Gwardii Narodowej, uczestniczył też wtedy w powstańczych bataliach, został też wiceprezydentem Warszawy. Już w okresie Ks. Warsz. należał do masonerii, po ustąpieniu z wojska gospodarował w dobrach żony, Barbary z Szymanowskich.
Karierę wojskową robili także kolejni familianci, jak np. hrabia Jan Łubieński który wcześniej – po wkroczeniu wojsk francuskich na ziemie polskie – jako 18-letni młodzieniec został obwołany generałem pospolitego ruszenia. Brał udział w powstaniu listopadowym. Był też hrabia Tadeusz Łubieński, który otrzymał imię na część Tadeusza Kościuszki oficerem napoleońskim a później, w Rzymie, uzyskał doktorat z teologii i prawa kanonicznego i został – wzorem przodków – biskupem włocławskim.
W poprzednim odcinku obiecałem, że wspomnę nieco więcej o potomkach Henryka (brata wyżej wymienionych). Jego dziećmi byli m.in. hrabiowie (a jakże) Edward – pisarz, działacz katolicki i pan na włościach w Kalinicy, Konstanty Ireneusz – biskup sejneński, mimo krytycznej postawy wobec powstania styczniowego deportowany w głąb Rosji i tam prawdopodobnie otruty i Julian – architekt i naukowiec (to nowy zawodowy wątek w rodzinnej sadze rodu).
Natomiast wśród wnuków Henryka znalazł się redemptorysta – hrabia Bernard Alojzy Łubieński (1846-1933) – niestrudzony kaznodzieja i misjonarz, zwany apostołem Polski. Uczestniczył w 244 misjach, podczas których przeprowadził 508 rekolekcji. Przeprowadził też 54 renowacje w kościołach na terenie całej Polski. Był też autorem dzieł literatury religijnej. Sześćdziesiąt lat jego ofiarnej i pełnej wyrzeczeń – był częściowo sparaliżowany – posługi kapłańskiej docenił nawet papież Pius XI przysyłając mu okolicznościowy list. Obecnie trwa postępowanie zmierzające do beatyfikacji ojca Bernarda.
Kolejnych niezwykłych Łubieńskich, choćby tylko tych ze swoimi biogramami w Wikipedii jest jeszcze wielu – a tu powoli pora kończyć. Wspomnę więc jeszcze tylko o urszulance Marii Cecylii Łubieńsiej która jako jedna z pierwszych zakonnic polskich uzyskała w 1910 r. doktorat. No i zajrzyjmy na dokładkę też do Stawiszyna. Na niezwykłe życie jeszcze jednego – tym razem związanego z tym miasteczkiem – pana Łubieńskiego zwróciła mi uwagę pani Marta Gołembiewska, która kilkanaście już lat bada dzieje tego rodu. Jan Hilary Łubieński herbu Pomian urodził się w 1799 r. w Chojnie. Był synem Józefa Łubieńskiego, komisarza departamentu kaliskiego, członka kaliskiej loży masońskiej „Hesperus”. Pobierał nauki w Kaliszu, później ukończył studia prawnicze we Wrocławiu, pracował w prefekturze departamentu kaliskiego. następnie w ówczesnej Komisji Wojewódzkiej Kaliskiej. Drogę do kariery prawniczej ułatwiło mu małżeństwo z Pelagią, bratanicą generała Zajączka, wcześniej rozwiedzioną ze spoczywającym na miejskim cmentarzu Rafałem Zajączkiem. Ach, te koligacje rodzinne…. No i proszę – pan Jan od 1822 r. pełnił funkcję sędziego Trybunału Cywilnego województw mazowieckiego i sandomierskiego. Zamieszkał w Warszawie podczas gdy luba żonka przebywała w Kaliszu albo w pałacu Zajączków w Opatówku. Tu zajmowała się potomstwem – Gabrielą i Alfredem Józefem. Po śmierci generała Zajączka siostra Pelagii – Gabriela Radoszewska (bratanica generała) przekazała jej na własność dobra stawiszyńskie. Odtąd Łubieńscy spędzali czas pomiędzy Warszawą – sędzia Jan Hilary został mianowany na Radcę Stanu, Tajnego Radcę i wreszcie senatora a majątkiem stawiszyńskim, gdzie wyremontowali dla siebie dwór położony w Długiej Wsi. Lecz niestety – w 1835 r. Pelagia umiera w Dreźnie ale pochowana jest w krypcie w kościele stawiszyńskim. A pogrążony w żałobie Jan kilka lat później poślubia – Konstancję z Łęckich. Ale – gdy ów dzielny mąż angażował się bez reszty sprawy polityczno-patriotycznej, społecznej i biznesowej natury – chyba nie dość starannie zajmował się żoną, która zresztą i tak – według opinii jej pierwszego męża była kobitą pełną „własnych usterków”. Zatem i ta małżeńska idylla po siedmiu latach zakończyła się rozwodem. Nawiasem – wychodzi na to, że Łubieńscy powinni byli więcej uwagi poświęcać żonom, zwłaszcza tym o wdzięcznym imieniu Konstancja. Oto inna Konstancja – małżonka hr. Józefa Łubieńskiego (który w Pudliszkach uruchomił cukrownię, a zakład dał początek znanej do dziś firmie branży spożywczej) straciła zupełnie głowę (i, zdaje się, dobre imię) dla nie byle kogo – samego Adama Mickiewicza. O ich, zapoczątkowanym w „naszym” Śmiełowie romansie napisano już wiele opracowań, dzieł i dziełek literackich a wielu jest skłonnych uznać frywolną Konstancję za pierwowzór Telimeny z Pana Tadeusza.
Wróćmy do Jana Hilarego, który nie daje za wygraną – uzyskuje dyspensę od Stolicy Apostolskiej i poślubia… siostrzenicę. W kwietnia 1860 r. w kościele św. Krzyża w Warszawie zawarty został związek małżeński sędziwego wuja z zaledwie 21-letnią siostrzenicą Kazimierą Joanną Jarmund, córką Józefy z Łubieńskich i Kazimierza. Młodziutka Kazia niezbyt długo cieszyła się jednak szczęściem małżeńskim, gdyż dwa miesiące później zostaje… wdową. Jan Hilary zostaje pochowany na Powązkach. Wychodzi na to, że w testamencie zapisuje jej chyba jednak zbyt „skromną” sumę hipotekowaną na majątku stawiszyńskim, którym zresztą zarządzał jego syn, Alfred. Rozpacz wdówki nie trwała więc długo i rychło znalazła ona pocieszenie w ramionach rosyjskiego urzędnika, którego niebawem została żoną.
I wreszcie – by zakończyć kaliskim akcentem – zapraszam do naszej pobernardyńskiej świątyni (obecnie oo. Jezuitów). Tam z przodu po lewej stronie znajdziemy wykonane jest ono z miedzianej malowanej blachy o półowalnym kształcie oryginalne epitafium. Posiada ono aż trzy portrety: Aleksandra – no, oczywiście Łubieńskiego w staropolskim stroju i z napisem „Aleksander de Łubna Łubieński Sędzia Ziemski Województwa Kaliskiego” i przy okazji kasztelana gnieźnieńskiego oraz jego dwóch (jaka harmonia!) żon. Anny i Maryanny. Spokojnie, pan Aleksander nie był bigamistą – jedna z pań zajęła miejsce pierwszej już po jej „zejściu”. Z kolei pan (też hrabia?) Aleksander zmarł w roku 1753, a portrety zaprezentowano na słynnej poznańskiej wystawie Vanitas. Portret trumienny na tle sarmackich obyczajów pogrzebowych, robiącej furorę na przełomie 1996 i 1997 roku.
Tak niezwykła rodzina aż prosi się o wnikliwe kwerendy naukowców jak i o równie niezwykłe opowieści „z fabułą”. Na szczęście powstają takowe. Publikacja Łubieńscy. Portret rodziny z czasów wielkości ma jeszcze dodatkowy atut. Jej autorem jest Maciej Łubieński – potomek bohaterów naszego dwuczęściowego artykułu. Pisarz, historyk ale i współtwórca kabaretu „Pożar w Burdelu”, stworzył pasjonującą sagę o tym jak skromna szlachta z kaliskiego wdrapała się na szczyt, i o tym, jak z niego spadła, pisze o biskupach, pisarzach, żołnierzach i powstańcach, politykach, milionerach, ale i bankrutach. Niby normalne ludzkie koleje losu tak jednak niezwykłego rodu.
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie