Reklama

Macochy Babilonu

12/11/2022 06:00

Starożytna romanza – pałac z zielonymi tarasami podarowany przez męża w prezencie żonie. Królowa Amytis musiała być uraczona tym gestem. To historia jednego z siedmiu starożytnych cudów świata – wiszących ogrodów Semiramidy. W ten sposób powstał mit budynku z zielonymi dachami; swoisty archetyp wszystkich podziwianych dzisiaj zielonych drapaczy chmur z luksusowym miejscem na spotkania biznesowe na odpowiednim poziomie, lunche w chmurach i wystawne bale dla współczesnych królów życia. Z pradawnego Babilonu, do współczesnych wież pieniądza daleko na osi czasu, ale znacznie bliżej jeśli rozpatrywać ideę wznoszenia ogrodów na dachach. Władza absolutna nad światem flory, w ramach technologii danej epoki, każdorazowo będzie się podobać. A gdy roślinność zaczniemy uprawiać na dachu – miejscu z gruntu rzeczy nie podobnym do miejsca wegetacji roślin – będzie to prawdziwa bombonierka z mocno trzymającymi się niej komplementami. Luksus, prestiż, fantastyczność. Nie ma jak pompa! Cytując Marylę Rodowicz. 

Architektura niepodległa
 Każda architektura jest wyrazem i świadectwem czasów, w których powstała. Polskiej architekturze modernistycznej doby dwudziestolecia międzywojennego przypadła rola szczególna. Opowiada ona o niezwykłej woli i sile narodu, który, mimo wyczerpania gospodarczego spowodowanego latami zaborów, aspirował do utworzenia nowoczesnego, prężnego organizmu państwowego. Stojąc u progu odzyskanej wolności, młode państwo polskie wkroczyło w obiecujące jutro, obierając kierunek rozwoju i postępu. W nurt dokonujących się wówczas historycznych przeobrażeń gospodarczych, ekonomicznych i społecznych włączony był również Kalisz. Dzięki zapadłym na szczeblu państwowym, decyzjom o odbudowie zrujnowanego w 1914 roku śródmieścia naszego miasta, odzyskaliśmy w końcu lat 30 XX wieku substancję miejską wypełniającą historyczne centrum; dzięki zaś gospodarności i wielu prywatnym inicjatywom mieszkańców Kalisza, powstało sporo nowoczesnych zakładów pracy „żywiących” po wojnie miasto i jego mieszkańców. Nie bez znaczenia dla historyka miasta i jego architektury pozostaje powstała wówczas nowoczesna architektura będąca językiem przemian modernizującego się społeczeństwa. Urzeczywistnieniem tych trendów, jest kilkadziesiąt modernistycznych willi i kamienic powstałych głównie na ówczesnych przedmieściach Kalisza – przy ul. Pułaskiego, Częstochowskiej, Adama Asnyka, Polnej, Staszica, Dobrzeckiej, czy Granicznej. Tej samej klasy dobrem architektury międzywojennej, a w subiektywnej opinii piszącego ten felieton – najlepszym kaliskim przykładem, jest budynek Poczty Polskiej przy ulicy Zamkowej . 

Zdobienia i ornamentyka były „wrogiem numer jeden” nowych modernistycznych trendów. Chętnie natomiast korzystano z gładkich, klarownych powierzchni, gry symetrii i rytmu a także często stosowano okna o silnej ekspozycji światła, otwierając niejako budynek na rytm zewnętrznego życia, jednocześnie zachowując jego autonomię. Ruch  modernistyczny  w  architekturze  był  odpowiedzią  na  nasilające  się  problemy  mieszkaniowe w  miastach,  związane  z  rozwojem  przemysłu  na początku  XX  w. Moderna, co istotne, nie służyła tylko mieszkaniówce, ale także użyteczności publicznej. Ta potrzebowała nowoczesności, gdyż stanowiła ona jeden z wielu nośników tożsamości miast. To z kolei składało się z obraz państwa. II Rzeczypospolitej zależało, by architektura podkreślała jej ambicje i poziom kulturowy. W Kaliszu na Zamkowej, jeden z najbardziej renomowanych w latach międzywojennych urzędów – wówczas Ministerstwo Poczt i Telegrafu, sięgnęło po projekt europejskiej klasy. Budynek, uroczyście otwarty w 1930 roku, można śmiało nazwać najbardziej wielkomiejskim projektem w historii XX wiecznego Kalisza. O pardon. Był nim.

„Nie ma jak pompa, marmury, wielki dzwon”
Budynek posiadał centralne ogrzewanie i wyposażenie o bardzo wysokim standardzie, z motywami art deco. Wewnątrz blichtr marmuru. Wtedy materiału na topie. Projekt Juliana Putermana Sadłowskiego manifestował nowoczesność i funkcjonalność. Oraz luksus. Budynek wypełnił ostatnią wolną działkę w zachodniej pierzei ulicy Zamkowej (wtedy 15 sierpnia). Ale nie była to zwykła, podręcznikowa kamienica. Architektoniczny akcent przybytku pocztyliona polegał na prostej szlachetnej bryle i zielonym tarasie – miejscu skąd rozciągać się musiał bajeczny widok na czerwoną połać dachową staromiejskiego centrum. Miejsce wypoczynku, przerwy na kawę i lunch, bal pocztowców, a może także punkt widokowy – zachęta dla ruchu turystycznego. Burżuazyjna przestrzeń dla celebracji życia i pracy była znakiem rozpoznawalnym budynku i łykiem wielkomiejskiego życia wprost z wielkich stolic europejskich. O losach zielonego dachu poczty już nie w drugiej, a w ludowej Rzeczypospolitej, pewną informację przekazuje Pan Robert Ciesielski: Jak mieszkałem naprzeciw, pod numerem 13, często widywałem na dachu pracowników biurowych (…). Przedwojenne budynki w stylu modernistycznym, w mniejszym lub w większym stopniu miały przypominać „zacumowane” przy ulicach luksusowe statki. Nie inaczej było w zamyśle przybytku kaliskiego pocztyliona. „Morskie mody” z Gdyni, są przy Zamkowej wyraźnie zaznaczone. Wielka szkoda, że symbolu transportu wodnego – balustrad na pokładach spacerowych statków,  dziś już na omawianym budynku nie ma. Taras odszedł do lamusa w późnych latach 60-tych XX wieku

Propaganda i demolka
Joseph Goebbles mawiał, że „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. Co łączy pierwszego propagandzistę III Rzeszy z numerem 18 przy ulicy Zamkowej? Cóż, w warsztacie historyka sztuki tropy skojarzeń bywają bardzo niepospolite. Ceglany transatlantyk, bardzo dobrze zniósł niespokojną toń II wojny światowej. Co ciekawe, zarówno przed jak i po konflikcie światowym, pełnił on tę samą funkcję okna na świat dla piszących listy. Dopiero bliskie spotkanie z młodą III Rzecząpospolitą spowodowało tragedię …Posejdona. Katastrofa na morzu wolnego rynku młodej kapitalistycznej Polski przebiegła drastycznie. Tutaj faktycznie wywrócono (modernistyczny) świat do góry nogami – niczym w sławnym filmie katastroficznym z udziałem luksusowego transatlantyku. Pierwszy akt tragedii to zniszczenie oryginalnej artykulacji okien fasady. Pierwotne założenie projektowe polegało no poziomo-pasowym podziale elewacji z rzędami tzw. „leżących” okien. Wyraźnie ciemniejsze od lica ścian, łączniki między oknami i czarne przestrzenie otworów (brak firan i co za tym idzie lepsze doświetlenie biur), tworzyły elegancki rytm białych i ciemnych pasów wszystkich kondygnacji, spośród których delikatnie cofnięto piętro pierwsze i nieco głębiej parter. Transformacja z lat 90. ubiegłego wieku zakłamała pierwotny podział fasady. Zlikwidowanie pasowanie elewacji w zamian wprowadzając trywialne kwadratowe okna jak z dobrzeckiej deweloperki, ewentualnie z projektu domu z klocków lego autorstwa 12 latka. Ofiarą padł również oryginalny przedwojenny tynk. Jego szlachetną gładź wprost zmasakrowano, dodając mu fakturowaną warstwę, idealnie zbierającą wszelkie zanieczyszczenia z powietrza. O zgrozo, tynk typu baranek przybrał w części elewacji czerwonawy kolor (powinien to zrobić ze wstydu, a nie z upartego charakteru). Rumieniec pojawił się też w parterze, gdzie zupełnie ahistorycznie obłożono lico ściany czerwonymi płytkami. Nakłamano tak, że projektantowi tej tandety winien wyrosnąć nos jak literackiemu chłopakowi z drewna. 

92 urodziny to wiek mocno dojrzały, ale trzeba przyznać, że fason wielu podobnych do kaliskiej poczty gmachów w Polsce i w Europie (zachowanych w oryginalnym kształcie) nie zestarzał się i prezentuje się wciąż niezwykle trendy. Piękno prostoty nie wychodzi z mody, tak jak legendarna „mała czarna”. I chciałoby się wierzyć w to podejście, patrząc na efekty niedawnego kolejnego liftingu elewacji budynku, ale w ostatecznym rozrachunku to niestety kolejny fałsz. Poczta Polska, urząd państwowy, nie stanął na wysokości zadania. Zadania naprawy błędów lat 90. Wymierzonych w przedwojenny modernizm. Zaprzepaszczono szansę na choć częściowe odzyskanie zatraconej szlachetnej postaci architektury. 1:0 dla dykty i chińskiego granitu. Ubolewam, bo wybitny projekt Sadłowskiego traktuje się po macoszemu kolejny raz.
Mateusz Halak
     

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do