
Ze znanym w całej Polsce scenografem, związanym m.in. Teatrem Komedia w Warszawie czy Teatrem Kwadrat, Wojciechem Stefaniakiem, rozmawia Agnieszka Burchacka
– Nie znudziło się już Panu ciągłe bycie w cieniu, podczas gdy aktorzy i reżyserzy wynoszeni są na piedestały?
Wojciech Stefaniak – To mój świadomy wybór. Kiedy człowiek zostaje plastykiem wie, że najważniejsza jest jego twórczość, a nie jego twarz i on sam. Malarz maluje obrazy, grafik robi grafiki, rzeźbiarz rzeźbi, a scenograf projektuje i wykonuje scenografię. Nigdy nie miałem ciągot, żeby być twarzą tabloidów czy rozpoznawalnym powszechnie człowiekiem. Znam doświadczenia sławnych aktorów. To naprawdę ciężkie życie z taką popularnością. Ich życie prywatne zamyka się w zasadzie w ich domach. Chociaż też nie zawsze te domy są odpowiednio zabezpieczone przed ciekawskimi. Nawet Allan Starski, nasz oskarowy scenograf nie jest postacią z pierwszych stron gazet i chyba dobrze mu z tym.
– Nie myślał Pan nigdy o tym, by zrezygnować z tej pracy i zająć się jednak czymś innym?
– Czasami przychodzą takie myśli. Szczególnie wtedy, kiedy jeździ się po Polsce tysiące kilometrów w ciągu roku. To jest bardzo męczące. To, że nie mieszka się w domu, że nie jest się z rodziną. To, że śpi się połowę roku w hotelach... To są uciążliwości wpisane w ten zawód. Natomiast sam proces twórczy, sama praca jest piękna i nie zamieniłbym jej na nic innego.
– W jednym z wywiadów powiedział Pan, że natchnienie spada jak grom z jasnego nieba. Rzeczywiście spada czy trzeba nieźle się głowić?
– Spada (śmiech) często po kilku dniach, czasami po kilku tygodniach, a czasami po kilku miesiącach myślenia. Ten grom to ostateczny moment, w którym mogę usiąść do przenoszenia swoich myśli na papier. Grom to jest pomysł. Jak piłeczka u Pomysłowego Dobromira , która przy ostatnim odbiciu otwierała mu umysł na nowy projekt. W scenografii oprócz wartości artystycznych wymagana jest niesamowita dyscyplina technologiczna, techniczna, a nawet ekonomiczna.
– Jak długo trwa przygotowywanie scenografii do spektaklu?
– Czasami już czytając egzemplarz sztuki widzę ją. Są takie teksty, po których odłożeniu wiem, jak będzie wyglądała scenografia. Są też i takie sztuki, które wymagają dłuższego myślenia. Nie zawsze mój pomysł jest akceptowany przez reżysera. To się rzadko zdarza, ale się zdarza. Nawet lubię takie sytuacje konfrontacji. Nigdy nie staram się iść na łatwiznę, ale kiedy dochodzi do sporu, następuje jeszcze większa mobilizacja, otwierają się kolejne szufladki i powstają nowe rozwiązania. W zasadzie większość scenografii, które lubię i uważam, że były dobre, powstało po długich dyskusjach i sporach artystycznych. Wydaje mi się, że taka dyskusja dobrze służy sztuce. Każdej i zawsze.
Więcej w Zyciu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie