Reklama

Marzą o chlebie z masłem

25/11/2011 11:31

Eli Manning JerseysO domach bez dachów, malarii i doskwierającym ludziom głodzie opowiada Honorata Wąsowska, misjonarka w Ugandzie, wolontariuszka Wielkopolskiego Stowa

Trzydziestokilkuletnia Honorata Wąsowska to niezwykle skromna, mówiąca cichutkim, ciepłym głosem ładna dziewczyna. Ta, z pozoru krucha istota, na swoje delikatnie barki wzięła tak wiele. I choć na pierwszy rzut oka zestawienie jej filigranowej postaci z brutalnym światem biedy, brudu i niedożywienia wydaje się zupełną pomyłką, Honorata Wąsowska od kilku lat niestrudzenie pracuje jako wolontariuszka w Ugandzie.

Znaleźć sens
W 2006 r. wyjechała do Australii. Mimo pobytu w bogatym kraju, miała poczucie dyskomfortu, niezadowolenia. Czuła, że jej życie się marnuje. Chciała się realizować. Zaczęła poszukiwać. – Kiedy zaczęłam się zastanawiać, co mogę zrobić, przypomniało mi się, że kiedy miałam 20 lat, chciałam wyjechać jako wolontariuszka w świat, by pomagać innym. Nic z tym wtedy nie zrobiłam – opowiada H. Wąsowska.
W lipcu 2007 r. uznała, że jest to dobry czas na podjęcie, zaprzestanych niegdyś, działań. Zdecydowała się na swój pierwszy wyjazd do Ugandy. Trafiła na organizację Bringing Hope To the Family.
 – Kiedy przyjechałam do Ugandy, nie za bardzo wiedziałam, co mogę robić. Okoliczności życia tam są tak tragiczne, że może się nam wydawać, że jesteśmy epokę do przodu. Mieszkałam w trudnych warunkach, w przepełnionym domu, bez sufitu, bez kanalizacji i prądu. Było mi się bardzo trudno przestawić – opowiada, dodając, że w nocy niejednokrotnie budziły ją szczury.

W Bogu siła
Nie poddała się jednak. Chciała działać. – Dzięki mojemu pobytowi w Ugandzie mogę świadczyć, że bez względu na wszystko i wszystkich, Bóg jest ze mną. To on mnie powołał i używa bez względu na przeciwności. Posłuchałam głosu Bożego, poddałam się Jego prowadzeniu, a Pan każdego dnia udowadniał mi, że jestem na właściwym miejscu. To Bożą wolą było, abym znalazła się tam, a nie gdzie indziej. Z ufnością uwierzyłam, że Pan jest tym, który wie, co jest dla mnie – pisze na swoim blogu.
Przebywając w Ugandzie zdecydowała się odwiedzić tamtejszy Dom Dziecka. Jak wspomina, spotkała tam dzieci bez odzieży, bez butów, śpiące po kilka na jednym łóżku. Nie miały pościeli. Na wszystkie osoby, które tam były, a było ich około 40, przypadały trzy miski i trzy ręczniki. Budynek wyglądał ja obora. – Toaleta im się zawaliła. Myli się na dworze. W porze deszczowej nie mieli warunków, by zadbać o higienę. Wśród dzieci i młodzieży, których spotykałam na swojej drodze, nie było jednak słychać żadnego narzekania, ale dużą wdzięczność za to wszystko, co mają. W innych okolicznościach byliby bezdomni, a tak mają choćby jeden posiłek dziennie i mogą chodzić do szkoły – opowiada wolontariuszka.
Na większości wsi w Ugandzie ludzie mieszkają w niewielkich, niezadaszonych domach. Nie ma w nich zbyt wielu mebli. – W końcu musiałam zdecydować, czym będę się zajmować. Na początku byli ze mną wolontariusze z Australii i Stanów Zjednoczonych. Potem zostałam sama. Jedyna biała w dużym regionie – dodaje wolontariuszka, która zdecydowała się m.in. uczyć młodzież języka angielskiego w jednej ze szkół zawodowych.

Powstał piękny dom
Podczas pobytu w Ugandzie obserwowała budowę jednego z nowych domów dziecka. Ktoś ze Stanów Zjednoczonych wysłał pieniądze na budowę sierocińca. Okazało się, że pieniędzy starczyło tylko na budowę murów. Został surowy stan. – Chciałam im pomóc. Zrobiłam listę wszystkich rzeczy, które trzeba kupić. Wyceniłam je łącznie na około 10 tys. zł, były to rzeczy podstawowego wyposażenia tego budynku. 25 tys. zł – wycena wyposażenia z baterią słoneczną i placem zabaw. Te wyceny wysłałam mailem do wszystkich osób, które miałam w liście mailingowej. Było to około 100 osób – opowiada wolontariuszka.
Szybko okazało się, że akcja przynosi efekty. Mało tego, przeszła najśmielsze oczekiwania jej pomysłodawczyni. W ciągu trzech miesięcy Polacy przesłali do Ugandy 60 tys. zł. Za te pieniądze można było pięknie wyposażyć ten Dom Dziecka.
Honorata Wąsowska czuwała nad zakupem każdej rzeczy. Zależało jej, by każdy z darczyńców zobaczył na co podarowane przez niego fundusze zostały przeznaczone. W domu zamieszkało ponad 50 osób. – Kiedy zobaczyli nowy budynek, byli pod wielkim wrażeniem. Niewiele domów na wsiach w Ugandzie ma sufity, a w tym domu był sufit. Mało tego, była posadzka i drzwi w pokojach, toalety. Zawieszono także mapę z zaznaczoną Polską – wspomina misjonarka.
Dom został tak niezwykle wyposażony, że kilka miesięcy później przyjechał tam król regionu. – Zapytałam, jak to możliwe, że król odwiedza ten Dom Dziecka? W odpowiedzi usłyszałam, że ktoś mu powiedział, że te dzieci mieszkają lepiej niż on. A ja byłam taka dumna, że to Polacy podjęli taką inicjatywę – mówiła ze wzruszeniem.
Sieroty w Ugandzie nie mają nikogo, kto mógłby się o nie zatroszczyć. Dzięki powstaniu tego domu mogły czuć się wyróżnione. – Pewnego dnia zapytałam, co dzieci chciałby dostać na Święta Bożego Narodzenia. Większość z nich powiedziała, że nie dostała nigdy żadnego prezentu. Kiedy poprosiłam, by zrobiły listę siedmiu rzeczy, które chciałby dostać, większość z nich napisała... Kiedy to przeczytałam, w oczach pojawiły mi się łzy: większość z nich chciała dostać chleb z masłem. To było ich największym marzeniem. Poza tym marzyli o odzieży, butach czy przyborach szkolnych. 

Niebezpieczna malaria
Jej pobyt w Ugandzie przerywały trudne momenty. Jak choćby wtedy, kiedy zachorowała na malarię. – Sama na własnej skórze doświadczyłam, jak bardzo niebezpieczna może być ta ciężka choroba. Ludzie średnio raz na miesiąc chorują na malarię. Nie tylko przebiega ona z wysoką gorączką, ale jest dużo więcej przykrych dolegliwości.
Kiedy wolontariuszka przyjeżdża do Polski, wciąż ma w pamięci ludzi cierpiących ubóstwo i głód. Dlatego do wszystkich, którzy narzekają na swój los, kieruje przesłanie: – Jeżeli masz jedzenie w lodówce, w miarę dobre ubranie, dach nad głową i jakie takie łóżko do spania, to jesteś bogatszy niż 75 % ludzi na świecie. Jeżeli masz pieniądze w banku, materacu, portfelu lub choćby trochę drobnych w portmonetce, to należysz do tych 8% najbogatszych ludzi w świecie. Jeżeli możesz czytać ten tekst, powinieneś czuć się szczęśliwszy niż 2 miliardy ludzi na świecie, którzy nie potrafią nawet czytać. Jeżeli nigdy nie byłeś narażony na strach w walce, na samotność w niewoli, tortury czy głód, to masz więcej szczęścia niż 500 milionów ludzi, którzy przez to wszystko przeszli.

Agnieszka Burchacka

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do