Reklama

Maszynka do śmiechu

28/04/2010 14:43

„Mayday” to sztuka z gatunku oczywistych i skazanych na sukces. Tak więc i spektakl nie mógł się nie udać, jeśli tylko przy jego konstruowaniu zachowanych zostało kilka prostych reguł. Zostało. W efekcie repertuar kaliskiego teatru wzbogacił się o kolejną farsę, przy której widownia będzie pełna, a rechot będzie szczery i donośny

W minioną sobotę Teatr im. W. Bogusławskiego zaproponował nam coś, co mu się nie zdarza:  dwie premiery w ciągu jednego dnia. Jedną z nich przezwano co prawda „pokazem przedpremierowym”, ale jak zwał, tak zwał: „Getsemani” Davida Hare’a w reżyserii Anny Augustynowicz, dzieło firmowane wspólnie przez Teatr Współczesny ze Szczecina i teatr kaliski, mieliśmy okazję oglądać po raz pierwszy. Okazało się spektaklem mądrym, interesującym i poruszającym. Przyznam, że w pierwszym odruchu chciałem pisać o „Getsemani”, a „Mayday” przełożyć sobie na później. Ostatecznie jednak uznałem, że trzeba zrobić odwrotnie. „Getsemani” zobaczymy 9 maja podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych. Będzie wtedy można, a nawet trzeba pisać o tym spektaklu. „Mayday” nie ma w programie KST, a po sobotniej premierze jest ono wydarzeniem aktualnym i dyskutowanym. Przynajmniej w Kaliszu i okolicach.
Urodzony w roku 1932 Ray Cooney jest jednym z najbardziej znanych współczesnych brytyjskich komediopisarzy. Posiadł tajemnicę sukcesu, do którego w tym gatunku droga wiedzie przez potęgujący się śmiech. Piętrzy więc kolejne szczeble sytuacyjnych i towarzyskich komplikacji, które jego bohaterów wpędzają w coraz to większe tarapaty, a u widza czy czytelnika wywołują zaskoczenie, wzmagają odczucie absurdu i zmuszają do śmiechu. Wiemy oczywiście, że znaczeniowa podszewka tego wszystkiego jest dość licha, by nie powiedzieć durna, ale w niczym nam to nie przeszkadza: chcemy się śmiać, bo jest to przyjemne i wyzwalające.
Kaliskiemu widzowi dość będzie przypomnieć „Z rączki do rączki” czy „Wszystko w rodzinie”, by zyskał jakie takie pojęcie o tym, czym jest ta farsa. Można też zdradzić, na czym polega intryga (oczywiście nie do końca, by nie psuć nikomu przyjemności oglądania i efektu zaskoczenia). Okazuje się to jasne już w pierwszych minutach spektaklu. Główny bohater John Smith (Zbigniew Antoniewicz) prowadzi podwójne życie. Ma dwa mieszkania, a w każdym z nich jedną żonę, która nic nie wie o drugiej. Doświadczeni mężczyźni mają świadomość, że już posiadanie jednej żony bywa męczące i karkołomne. Wyższy stopień trudności wiąże się z równoczesnym posiadaniem żony i kochanki. Dwie żony naraz wymagają heroicznego samozaparcia i małpiej zręczności, a do tego świetnej organizacji i zimnej krwi. Jak wiemy, karą za bigamię są dwie teściowe, ale tego akurat wątku autor nie podejmuje. Do ustalonego porządku rzeczy wprowadza natomiast inną komplikację: pewnego dnia John Smith, wskutek losowego zdarzenia, którego nie sposób było przewidzieć, wypada z narzuconego sobie rytmu naprzemiennego bywania to u jednej, to u drugiej żony. Załamuje się jego harmonogram, a jedno kłamstwo wymusza potrzebę następnego. W miarę jak kłamstw tych przybywa, podtrzymywanie iluzji jest coraz trudniejsze. W którymś momencie musi to doprowadzić do katastrofy… (kord)

Więćej w Życiu Kalisza

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Wróć do