Reklama

Mąż swojej żony?

25/11/2023 06:00

W gawędzie sprzed dwóch tygodni broniłem jak lew postaci dwóch sióstr Chrzanowskich – kaliskich społeczniczek sprzed wieku. Broniłem przed ostrzem satyry nie byle kogo, bo samej Marii Dąbrowskiej, która, zdaniem niektórych, w tym samych zainteresowanych: Marii z męża Gałczyńskiej a zwłaszcza Emilii Bohowiczowej ukazała je w „Nocach i dniach” (pod postaciami profesorowej Michaliny Ostrzeńskiej i rejentowej Stefani Holszańskiej), w nie do końca prawdziwym świetle. Ale, prawdę powiedziawszy, jeszcze bardziej w powieści dostaje się mężom tych pań a szczególnie panu Bronisławowi Gałczyńskiemu – czyli powieściowemu Danielowi Ostrzeńskiemu. W powieści Daniel jest bratem Barbary („w realu” – bratem matki Marii Dąbrowskiej – Ludomiry z męża Szumskiej). Powstaniec styczniowy, ukończywszy warszawską uczelnię, powraca do Kalińca. Żeni się z eksplodującą energią i optymizmem siedemnastoletnią Michaliną i wkrótce chowa się w cień tej zażywnej jejmości. Dziwak, trochę egocentryk, „powalony siłą osobowości swojej żony”. W filmie Antczaka jego postać doskonale (i wiarygodnie) odtwarza Jerzy Kamas. Gdyby w Kaliszu powstał klub pantoflarzy (do członkostwa w którym osobiście aspirowałbym) to jego patronem z pewnością mógłby zostać pan Daniel Ostrzeński. Czy taką bezbarwną niezgułą rzeczywiście był Bronisław Gałczyński? Przyjrzyjmy się tej postaci.

Urodził się w lipcu 1846 w Czołnowie, brał – jak jego literacki odpowiednik – udział w powstaniu styczniowym. Był absolwentem Szkoły Głównej, gdzie ukończył fakultet nauk przyrodniczych. Przez pewien czas pracował jako robotnik w hucie szkła, od 1872 zatrudniony w wydziale administracyjnym kaliskiego urzędu gubernialnego. Później został nauczycielem w prywatnej szkole realnej Edwarda  Pawłowicza a po przejściu do Męskiego Gimnazjum Klasycznego uczył tam geografii, matematyki i języka polskiego. Od 1874 r. żonaty z siedemnastoletnią wówczas Marią z Chrzanowskich. Czyli – jak do tej pory – prawie wszystko (analiza porównawcza z powieściowym Danielem Ostrzeńskim) się zgadza. I dalej – po wejściu w życie zarządzenia uprawniającego do nauczania geografii tylko Rosjan, Gałczyński uczył języka polskiego. Przez wiele lat organizował koncerty i stojące na wysokim poziomie przedstawienia amatorskie (pełnił w nich rolę organizatora, reżysera i kasjera jednocześnie), z których dochód przeznaczano na rzecz niezamożnych uczniów gimnazjum. Ich liczba przez jednych liczona jest w dziesiątkach, a przez innych nawet w setkach. Był popularyzatorem nauki, wygłaszał odczyty z zakresu geografii, biologii , pedagogiki, m.in. Rzut oka na świat zwierzęcy i roślinny w pasie zwrotnikowym, Czynniki geograficzne i ich wzajemny stosunek, O Ziemi, O wychowaniu dzieci. Tym wystąpieniom „Kaliszanin” wystawiał nad wyraz pochlebne recenzje: „Prelegent świetnie wywiązał się z zadania, o czym świadczyła ta uroczysta cisza, to naprężenie uwagi wszystkich bez wyjątku słuchaczy płci obojej, aby nie stracić ani jednego słowa, ani jednego nie pominąć szczegółu. Głos czytającego silny (…) znakomicie podnosił wartość czytanego przedmiotu. Grzmiący oklask był nagrodą trudów p. Gałczyńskiego”. W 1883 r. Gałczyński został mianowany członkiem korespondentem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, w 1907 był współorganizatorem konferencji pedagogicznej, włączył się też do organizacji Kursów Popularnych im. A. Asnyka, stając się szybko jednym z filarów tego stowarzyszenia. Napisał, w języku rosyjskim, podręcznik do geografii pt. Ucebnik geografii. Evropa w fiziceskom, politiceskom i etnograficeskom otnosenijach. Kurs III-go klassa, Ucebnik geografii. Azija, Afrika, Amerika i Avstralija w fiziceskom... Kurs II-go klassa. 

Na łamach „Gazety Kaliskiej” publikował, m.in. artykuły geograficzne (Montebello i Merango, Hohenlinden). Zmarł w 1918 r. w Petersburgu. Z Marią mieli pięciu synów, z których najmłodszemu Tadeuszowi – w powieści Bodziowi – Dąbrowska poświęciła w „Nocach i dniach” sporo uwagi.
No i w ten sposób doszliśmy też do wątku zachowań rodzinnych pana Bronisława. Czytamy oto taką oto opinię: „Cały ciężar wychowania dzieci i prowadzenia domu spoczywał na głowie Marii z Chrzanowswkich, kobiety odznaczającej się nie tylko urodą, ale i nieprzeciętnymi zaletami charakteru i umysłu”. Wychodziłoby więc, że pan Bronisław do obowiązków wychowawczych i domowych miał – że się tak wyrażę – spory dystans a swoje wsparcie dla żony okazywał (tak jak w powieści) jedynie (?!) wyrazami bezgranicznej, chorobliwej wręcz miłości. Może jednak wynikało to trochę i z despotycznego nieco charakteru żony, będącej wulkanem energii i ekspresji i wzorem przedsiębiorczości ale i wybujałej osobowości i skłonności do przewodzenia. Kobiety, której sprzeciwianie się mogło się wiązać z „poważnymi” skutkami w postaci awantur i skazanych na niepowodzenie prób przekonania do swoich racji. Nie miał na to szans szacowny, introwertyczny z natury małżonek, który stojąc – jak, nie ukrywajmy tego, wielu współczesnych małżonków – przed wyborem: mieć (w małżeństwie) rację czy mieć święty spokój – wybierał drugą opcję. Choć porównywanie go do innej postaci literackiej – pana Felicjana Dulskiego nie byłoby chyba sprawiedliwe. Ale to chyba jednak sprawiło, że Dąbrowska, kreśląc wizerunek Daniela Ostrzeńskiego oparty na autentycznej przecież postaci jej wuja, pozwoliła sobie na większą dawkę ironii (dobra: satyry) niż w przypadku jego żony Michaliny. Tak ich pisarka postrzegała – a pole do obserwacji miała obszerne. Z wujostwem Gałczyńskimi Szumscy wraz z córką Marysią (której przydarzyło się później zostać Marią Dąbrowską) spotykali się przecież dość często. Tak jak powieściowi Niechcicowie wespół z córcią Agnisią (alter ego pisarki – gdyby ktoś jeszcze nie kojarzył) często odwiedzali Ostrzeńskich w Kalińcu. 

A poza tym (do nas „piję” – kaliscy regionaliści, publicyści i przewodnicy turystyczni) uderzmy się w pierś. My też znacznie częściej, żeby nie powiedzieć niemal wyłącznie, piszemy czy opowiadamy o tym, że Maria Gałczyńska to, że tamto, że „Bazar Szkolny”, że ikonostas z cerkwi itd. itp. A o szacownej i – jak się okazuje – w dziejach Kalisza znaczącej postaci jej męża – ni du du. Musimy nad tym popracować 
Tyle z dywagacji około literackich z lokalnym patriotyzmem w tle, do których zainspirowały mnie artykuły mojego kolegi z redakcji „Krajoznawstwa i Turystyki” (czyli wydawanego na przełomie wieków popularnego wówczas KiT-u – biuletynu kaliskiego PTTK) – nieżyjącego już dziś niestety Mietka Krysiaka. To on, jako pewnie jeden z nielicznych amatorów regionaliów, zainteresował się przed dwudziestoma latami postacią Bronisława Gałczyńskiego. Teraz natomiast pomądruję się jeszcze nieco jako wybitny kaliski przewodnik (i już pewno mniej wybitny publicysta popularny), dla którego miejsca związane z rodziną Gałczyńskich nie są anonimowe i który niniejszym obiecuje, że przy okazji poruszania wątku Dąbrowskiej również kilka słów jej wujciowi (a nie tylko ciotce) poświęci. 
Okazji przysporzą zapewne opowiadania związane z nietuzinkowymi przecież „asnykowskimi” nauczycielami sprzed lat, okazją będzie wizyta na Rynku i gawęda o wspomnianym „Bazarze Szkolnym” pani Gałczyńskiej (mieszczącym się na rogu z Piekarską – małżonek w drodze z pracy na Grodzkiej zapewne tam zaglądał – choć wiedział biedaczysko czym to „grozi”) no i wreszcie pretekstem może okazać się wizyta w Alei Wolności – a trasy kaliskich przewodników prowadzą przecież tamtędy często. Maria Szumska mieszkała u wujostwa (krótko wprawdzie) na Józefince zarówno jako uczennica jak i  później jako początkująca nauczycielka. Mieszkanie Gałczyńskich znajdowało się w pobliżu kamienicy (dziś nr 17) z bramą przejściową z Alei w kierunku kina Oaza (że użyję starej nomenklatury). Cioteczka „szalała” całe dnie w firmie, można sądzić, że młoda Maria sporo czasu mogła spędzać w tym czasie na twórczych rozmowach z wujem Bronkiem. O ile nie przeszkadzali im rozbrykani kuzynowie. A poza tym – znowu trochę przewodnickiej konfabulacji – oficyna Gałczyńskich (nie istniejąca dzisiaj) znajdowała się w sąsiedztwie słynnego ogródka letniego Wypiszczyków – najpopularniejszego wówczas lokalu rozrywkowego w Kaliszu. Może więc jednak – a co tam, pofolgujmy wyobraźni i dajmy szansę stłamszonemu przez małżonkę panu Gałczyńskiemu – pod nieobecność zapracowanej żony zrzucał czasami i maskę ubezwłasnowolnionego niemal profesorka i przemykał do posesji obok by poraczyć się „czymś mocniejszym”  i pozerkać na hoże „girlaski”. Kto wie? Dajmy mu szansę, ma w nas, kaliskich pantoflarzach, duchowe wsparcie. 

Końcówka będzie już poważna, bo inaczej naczelny w ogóle mi nie puści tego artykułu i zawód dla czytelników byłby okrutny. Otóż o Gałczyńskich i Szumskich warto też wspomnieć (co uczyniliśmy na ostatnim „Kaliszobraniu”) na Cmentarzu Miejskim. Przy głównej  poprzecznej alei, już bliżej kaplicy Rymarkiewiczów i bocznego wejścia znajduje się grób Julii Heleny z Gałczyńskich Leszczyńskiej – siostry Ludgardy Szumskiej, matki pisarki. To postać Teresy Kociełło, odtwarzanej w filmie  przez Elżbietę Starostecką. Leszczyńska zmarła w 1891 r. – kilkuletnia Marysia mogła zatem z mamą (lub wujem – bohaterem dzisiejszej opowieści) przychodzić na grób cioteczki.

Piotr Sobolewski

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do