
Po filmie „Dom zły” nie potrafił wziąć do ręki siekiery. W trakcie kręcenia „Wesela” uciekł w pole, bo przestraszył się ciążącej na nim odpowiedzialności. Produkcje zostawiały ślad nie tylko na jego duszy, ale i ciele. Po jednej wrócił do domu z grzybem końskim. Sam przyznał, że to dlatego, że zbyt mocno wczuł się w rolę i zbyt często całował konie. Mówi jednak, że gdyby urodził się jeszcze raz, to i tak zostałby aktorem. Marian Dziędziel, zaproszony do Kalisza przez Miejską Bibliotekę Publiczną, oczarował swoimi opowieściami kaliszan.
Marian Dziędziel jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, docenianym nie tylko przez krytyków, ale i publiczność. Zagrał w „Weselu”, „Domu złym”, „Drogówce”. O swojej drodze do aktorstwa i przygodach związanych z teatrem i filmem opowiedział kaliszanom. Zaproszony przez Miejską Bibliotekę Publiczną, gościł w Klubie Komoda.
Jak to się zaczęło?
Myśl o aktorstwie pojawiła się, kiedy do klasy przyszedł kolega, który lepiej recytował wiersze i dostawał lepsze role w szkolnych przedstawieniach. Do tej pory należały one do Dziędziela, więc młody chłopak postanowił utrzeć wszystkim nosa. A poważnie – to zawsze o tym marzył. Na Śląsku jeśli dziadek i ojciec byli górnikami, to syn też powinien. Marian Dziędziel jednak wiedział, że to droga nie dla niego. Wystarczyło, że raz zjechał do kopalni. – Gdy ktoś zobaczy, jak to wygląda w kopalni, na dole, a nie musi tam pracować, to nie chce tam wracać. Nie interesowało mnie to – przyznał. – Kiedy tata przyjechał ze szkoły teatralnej, powiedział w domu, że dostałem się do szkoły. Wyszedł na to brat mamy i zapytał: „Kaj się dostoł?”. Tata mówi: „Za aktora”. Na to wujek: „Miałeś dać synka za farorza (za księdza – przyp. red.), a dałaś za ku…orza”. Także nie wszyscy zostawali górnikami. No niestety, takie było myślenie o tym zawodzie wtedy w pewnych grupach społecznych. Zresztą dzisiaj chyba nie jest lepiej – dodał ze śmiechem. Na początku problemem było tylko to, że mówił po śląsku. Nawet „Stepy Akermańskie” w trakcie przesłuchań do szkoły wyrecytował po śląsku. Choć członkowie komisji z rozpaczy aż położyli się na stołach, to jednak się dostał. Po polsku uczył się mówić przez pół roku.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie