Działo się to w czasach, gdy na pierwszych stronach gazet dominowały sprawozdania z kolejnych plenów partii, a życiorysy państwowych dygnitarzy ograniczały się do przytaczania ich politycznych karier. Wtedy właśnie, gdy społeczeństwo „ochoczo” przystępowało do kolejnych czynów majowych, w Kaliszu naprawdę zaczęło się coś dziać. Na tle starej parkowej zieleni i nowych blokowisk stanęły rzeźby
Było szaro; nie srebrzyście, niebiesko, tylko szaro. Taki obraz wyłania się z ówczesnych gazet. Siermięga, życie społeczne zdegradowane do relacji z fabryk, placów budów i pól. Jeżeli historia, to ruchu komunistycznego i wyzwoleńczej kampanii Armii Czerwonej. Trochę doniesień sądowych, trochę porad. Na okrasę strona rozrywki; standard – horoskop, moda (pretekst do pokazywania ładnych buzi i figur modelek), krzyżówka, kilka „dziwów” ze świata w rodzaju zniesienia nakazu dokarmiania słodyczami kobiet w jednym ze wschodnich krajów. Na tym tle informacje, dzisiaj nazywane kulturalnymi, przypominały wielobarwnego ptaka, który kroczy z przeświadczeniem swojej inności i urody. Prym bezwzględnie wiódł teatr z długą tradycją, ale z czasem coraz częściej pojawiały się nowe zjawiska.
O, roku ów!…
Tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty czwarty nie zaczął się ani od przelotu komety, ani żadnym innym nadzwyczajnym wydarzeniem. Jak wszystkie lata przed nim w peerelowskiej rzeczywistości, zaczął się od planu. Państwo planowało, a kraj miał rosnąć. Nic nie zapowiadało, że w Kaliszu, mieście – jak usilnie lansowano – najstarszym w Polsce, jesienią powstanie orkiestra symfoniczna, a w grudniu rozpocznie się Konkurs Pianistów Jazzowych im. Mieczysława Kosza, wydarzenie, które dało początek międzynarodowemu festiwalowi. Wśród wykonawców pierwszej edycji znaleźli się Adam Makowicz, Jan Ptaszyn Wróblewski, Zbigniew Namysłowski. Prawdziwy podmuch świeżości. W tym samym roku ogłoszono I Ogólnopolski Plener Rzeźby w Kaliszu. Prastary gród, szykujący się do roli miasta wojewódzkiego, otwierał drzwi przed artystami.
Plastycznie
Pomysł pleneru był jednak starszy. Jak można się dowiedzieć z lakonicznej noty dziennikarskiej, dziesięć lat wcześniej kaliskie spotkanie rzeźbiarzy wymyślił pisarz Bohdan Adamczak, ówczesny redaktor lokalnego pisma, inicjator działalności salonu plastycznego – pierwszej stałej przestrzeni prezentacji twórczości malarzy, grafików i rzeźbiarzy. Dla życia kulturalnego miasta był to ważny impuls, znak ambicji środowiska. Niebawem w Kaliszu powstaje oddział Związku Polskich Artystów Plastyków, muzeum zyska nową część gmachu z przeznaczeniem na galerię, w końcu swoją działalność zainauguruje BWA, instytucja powołana dla promocji sztuki współczesnej, w tym kaliskiej. Wszystko dzieje się w ciągu zaledwie trzech lat, od 1974 do 1977 r. Głęboki lifting przechodzi miejski krajobraz. Kalisz połyka dawne wsie: Winiary, Rajsków, Majków, Piwonice, Nosków, Szczypiorno. Jednocześnie powstaje plan rewaloryzacji starówki, ostatni drobiazgowy projekt ochrony i mądrego zagospodarowania zabytkowego centrum. A obok blokowisk nowych osiedli, na skwerach, ale także w starym parku, stają nowoczesne rzeźby. Tak wygląda stolica nowo utworzonego województwa.
Konkurs
W pierwszym spotkaniu plenerowiczów wzięło udział szesnastu plastyków, głównie z Poznania. Projekty zgłoszono także z Warszawy, Katowic i Bydgoszczy. Kalisz prezentował znany dzisiaj twórca Wiesław Andrzej Oźmina (w gazecie: Wiesław Ozimina). Artystom pokazano miasto, wskazując planowane miejsca ekspozycji rzeźbiarskich form. Wycieczkę poprowadzono aleją Wolności, parkiem, plantami koło komitetu miejskiego i powiatowego partii (dzisiaj bank WBK), Domu Technika (wtedy jeszcze rudery), nowego dworca PKS. Obejrzano stadion Calisię, tereny przy zakładach Polo, Runoteksie oraz nowe osiedla: Kaliniec i Widok. Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli zgłosił oryginalną propozycję otwarcia „metodycznej” galerii sztuki przy swojej placówce. Rzeźby miały zatem połączyć stare z nowym. Troskę o poziom realizacji powierzono komisji złożonej z przedstawicieli największych środowisk twórczych. Jury w składzie: Jerzy Boroń (Wrocław), Adam Smolana (Gdańsk), Stanisław Słonina (Warszawa), Michał Gałkiewicz (Łódź) oraz trzech reprezentantów Kalisza (m.in. Bohdan Adamczak) ostatecznie wybrało osiem projektów. Wszystkie można było obejrzeć na wystawie otwartej 20 lutego 1975 r. w salach Muzeum Ziemi Kaliskiej. Wśród nich znalazł się także „Ikar” Józefa Petruka z Poznania.
Ikar z załogą
Rzeźby zadeklarowało się kupić Miasto. Zobowiązania zobowiązaniami, a o pieniądze nie było łatwo, skoro zdecydowano się na wypróbowany w czasach peerelu sposób – sięgnięto po pieniądze z kas fabryk. „Zakłady pracy zobowiązały się przekazać na konto Kaliskiego Towarzystwa Kulturalnego [Towarzystwo nieodnotowywane przez „Kronikę miasta Kalisza” Władysława Kościelniaka i Krzysztofa Walczaka. Czyżby twór-efemeryda powstał tylko w jednym celu, żeby znaleźć pieniądze na rzeźby?] fundusz na wystrój plastyczny miasta, a realizację rzeźb powierzono Pracowni Sztuk Plastycznych w Poznaniu” – odnotowuje gazeta. Po roku można przeczytać: „Mimo szeregu trudności technicznych artyści już rozpoczęli realizację przyjętych projektów. Z pomocą przyszły kaliskie zakłady pracy”. Jednym z nich był Metalplast, który użyczył miejsca i materiału na rzeźbę Józefa Petruka. Na bardzo nieczytelnym, „ziarnistym” zdjęciu z tamtych lat widać artystę stojącego nad dopiero formowanym, potężnym skrzydłem „Ikara”. Cenzura nie śpi, nawet relacja z placu twórczego boju musiała być przeprowadzona w duchu przyjętej poprawności: „Niedługo Ikar (…) stanie na nogi. Na ten moment wszyscy czekają z niecierpliwością, zarówno sam twórca, jak i cała załoga zakładu”. W listopadzie 1976 r. rzeźbę, zgodnie z planowanym usytuowaniem, wzniesiono na skwerze niedaleko dworca PKS przy zbiegu ul. Dworcowej i Górnośląskiej. Jednocześnie przy Podmiejskiej (zbieg z Wojska Polskiego) na tle bloków stanęły „Ptaki” Jerzego Sobocińskiego, a niedaleko Browarnej, w zieleni, „Eurydyki tańczące” Augustyny Dyrdy. W pejzażu pojawiły się ponadto „Spoczywająca” Benedykta Kaszni oraz „Muzykanci” (obie rzeźby w parku) i „Kształty” (przed siedzibą NOT-u) Mariana Banasiewicza. Co się stało z formą Oźminy? Projekt pokazywany w gazecie jest podobny do realizacji autora, która stanęła, ale zupełnie gdzie indziej, i już w zupełnie innych okolicznościach. Przypomina pomnik partnerstwa miast, odsłonięty sześć lat temu w Heerhugowaard.
Lot
Kaliszanie, przyzwyczajeni do dziewiętnastowiecznych rozwiązań, których ikoną została parkowa „Flora”, z nowym oswajali się długo. Po latach najważniejsze wydaje się to, że rzeźby wpływają na nasze patrzenie, przyzwyczajają oczy do innej estetyki, a przez to otwierają głowy. Z dbałości o urodę miasta warto je oczyścić i ponownie zastanawiać się nad ich usytuowaniem.
Rzeźby weszły w krajobraz lub… przetrwały zamaskowane. Tak się stało z „Ikarem”, który długie lata przestał prawie niezauważany, ukryty między wybujałymi drzewami zarastającymi skwer koło PKS-u. Metalowa konstrukcja pokryta warstwą tworzyw sztucznych ma 6,5 m wysokości, waży 4 tony. Istotniejsza wydaje się jej niepretensjonalna forma, niemal zanikająca u dołu, ale zaskakująco odważna, zdecydowana w partii skrzydeł. Dzięki temu zabiegowi wzrok skupia się na górnej części figury, na jej treści – skrzydłach, które swoją siłą zdają się obracać wokół osi postaci, przy okazji zagarniając krajobraz wokół. Rzeźba piękna, mądrze (celowo) skomponowana, prosi się o równie mądre (celowe) usytuowanie. Przez lata o „Ikarze” zapomnieliśmy, pozwalając mu trwać między coraz wyżej górującymi gałęziami. Teraz, gdy zielony placyk ma wchłonąć rondo, trzeba zmierzyć się z problemem, gdzie chcemy oglądać „Ikara” i z pytaniem, dlaczego najłatwiej jest nam go wyrzucić poza obręb zabytkowego centrum. Dzięki skrzydłom można lecieć wysoko i patrzeć szerzej. Pokazał to także plener sprzed trzydziestu lat.
Komentarze opinie