
Poczet artystów kaliskich tworzących w XX wieku jest zacny. Słownik malarzy, rzeźbiarzy i innych, jak mniemam poukładałby i skoncentrowałby wiedzę o twórcach, spośród których o wielu z nich świadomość ich talentu przebywa obecnie na emigracji. Dość przypomnieć tutaj bardzo wartościową wystawę o Alinie Szapocznikow, otwartą w ubiegłym tygodniu w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej. O Szapocznikow, która do tej pory znana i doceniana była głównie we Francji. O Alinie z Kalisza w kolejnym artykule. A dziś o Zygmuncie Miszczyku. Mistrzu nie ulegania modom i trendom. (…) Miał zawsze świetne wyczucie formy i koloru” – dokonania swojego przyjaciela oceniał po latach prof. Andrzej Niekrasz. Na warsztat historyczny bierzemy dziś jesienny obraz Zygmunta Miszczyka z sylwetą znanej wszystkim kaliszanom, bibliotece asnykowskiej przy ulicy Legionów.
Pałac jak z bajki
Do gubernialnego Kalisza pierwszych lat XX wieku chętnie zajeżdżały wielkie nazwiska dające początek wielu zacnym firmom a więc i fortunom. W pierwszej dekadzie ubiegłego stulecia dało się zaobserwować w Kaliszu pomyślny rozwój przemysłu. W 1902 r., a następnie w 1907 r., nastąpiły najpoważniejsze impulsy przyczyniające się do zintensyfikowania inicjatyw gospodarczych. W 1902 r. uruchomiono kolej kalisko-warszawską jako odnogę linii Warszawsko-Wiedeńskiej, zaś w w 1907 r. nastąpiło połączenie torów z Kalisza do stolicy z niemieckim systemem kolejowym poprzez budowę węzła kolejowego w Nowych Skalmierzycach. Te dwa wydarzenia umożliwiły Kaliszowi włączenie się w proces wymiany ekonomicznej i finansowej z rynkami rosyjskimi i zachodnioeuropejskimi. Fortuny bez przeszkód toczyły się nad Prosnę po drodze żelaznej zarówno ze wschodu jak i zachodu. O tamtym okresie w dziejach naszego grodu, zupełnie bez przesady można powiedzieć, że był to okres złoty. Powstała wtedy ulica K. Pułaskiego z najpiękniejszymi i największymi w mieście pałacami mieszczańskimi. Słowem – działo się!
Na szczęście dla Kalisza, terenami inwestycyjnymi nad Prosną i chęcią pomnożenia kapitału zainteresowali się bracia Wilhelm, Ludwik i Hugo Müllerowie. Byli oni synami Lebrechta Müllera, fabrykanta, który w Nowym Rokiciu i w Chojnach (dziś dzielnice Łodzi) prowadził dobrze znane zakłady bielarskie. Muller „senior” pozostawiwszy w 1902 roku aż 12 spadkobierców swojej fortuny spod znaku bielenia włókna, spowodował rozdrobnienie udziałów fabryki. Wtedy też trójka Müllerów zaczęła szukać nowych możliwości na rozwój i bogacenie się. Zrządzeniem losu (zdecydowanie szczęśliwym) nawiązali z nimi kontakt kaliscy producenci haftów szukający w okolicy nowoczesnego zakładu do bielenia. Słowem – zwabili do Kalisza Muellerów dając rękojmie współpracy. Bracia Muller odrobiwszy lekcje przy ojcu z kontaktów z zachodem w praktyce sprowadzania maszyn przemysłowych, sprowadzili do Kalisza techniki bielenia włókna na poziomie podpatrzonym w Szwajcarii. W 1907 r. wspólnie ze szwagrami Robertem Raffelem i P. Hausmanem kupili obiekty przy ul. Chopina od rodziny Fritschów i rozpoczęli nowy rozdział w historii kaliskiego przemysłu zakładając Pluszownię – późniejszy Runotex. W 1912 r. dwójka z braci: Wilhelm i Hugo przejęli powstały w 1911 r. przy ul. Majkowskiej bielnik i farbiarnię od Beniamina Liebicha, Rudolfa Brückerta i Bronisława Pladeka. Rozpoczęli następnie żmudny etap rozwoju i rozbudowy swoich inicjatyw, które z powodzeniem trwały do końca okresu międzywojennego.
Pałac książki
Któż nie zna „Łódzkiego Luwru”, czyli pałacu Poznańskiego – nieskromnego domu największego łódzkiego przemysłowca? Miejskie pałace rodzin fabrykanckich stały się na początku XX wieku coraz powszechniejszą zabudową także i w Kaliszu, a w miarę rosnących fortun tychże rodzin, budowano także czynszowe kamienice w których „piano nobile” czyli pierwsze piętro było mieszkaniem właścicieli. Nie inaczej było w przypadku Mullerów, którzy wpisali w krajobraz Kalisza kilka willi, spośród których, dziś najbardziej interesuje nas willa miejska Teo Mullera przy dzisiejszej ulicy Legionów – siedziba Biblioteki Głównej – Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Adama Asnyka.
Zgrabny budynek skąpany w bujnym królestwie bogini flory, to zarówno architektoniczny jak i urbanistyczny ewenement w tych okolicach, mocno urbanizowanych od l. 70. XX wieku przy pomocy „wielkiej płyty”. W panoramie osiedla Adama Asnyka, którego jest częścią, stanowi enklawę zieleni i przykład (jeden z niewielu w Kaliszu) budownictwa podmiejskiego z początków XX wieku, kiedy opisywany teren wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj. Gdy budowano opisywany pałacyk z bajeczną półokrągłą werandą, Kalisz dopiero co zaczynał istnieć na tych terenach. Szybko po budowie węzła kolejowego, sielskie krajobrazy dzisiejszego osiedla Adama Asnyka z polami zbóż i sadami po horyzont, zaczęły być zabudowywane dworkami, pałacykami i kamienicami czynszowymi. Dobrze ten stan rzeczy oddaje mapa Bronisława Bukowińskiego z 1910 roku, gdzie widać pojedyncze „wycięte” z pól działki pod budowę domów. Z tamtego czasu pochodzi większość ulic biegnących z północnego wschodu ku południowemu zachodowi na mapie miasta: Adama Asnyka, Legionów, Ostrowska i Skalmierzycka.
Dzisiejszy kaganek wiedzy jakim jest biblioteka przy ulicy Legionów, służył rodzinie Mullerów do 1939 roku. Jak ukazują jego sylwetkę nieliczne zachowane fotografie z lat II wojny światowej, pałacyk w bliżej nie rozpoznanych przeze mnie okolicznościach, zaczął służyć... Werhmachtowi, czego świadectwo daje kadr z żołnierzem prężącym się na symbolu budynku – balkonie ponad werandą. Po zagładzie całego mieszczańskiego świata na terenie Polski przez władzę z Moskwy, dawna siedziba zacnej familii, po 1945 roku stała się łakomym kąskiem w przydziałach mieszkaniowych.
Wśród wyposażenia Biblioteki Głównej przy ulicy Legionów, znajdziemy przykurzony nieco obraz Zygmunta Miszczyka o nastroju wybitnie jesiennym. I podobnie jak u Maryli Rodowicz, tak i na tym kaliskim portrecie: światem zaczęła rządzić jesień, topi go w żółci i czerwieni (…) W jesiennym entourag’u okolicy na obrazie, nawet przechodnie „ubrali” się w jesień. Obraz tchnie melancholią, może nawet smutkiem – ktoś z powodzeniem mógłby wtrącić. Bryła naszego pałacu książki jest dobrze widoczna przez rozebrane ze swoich „sukien” drzewa liściaste. Miszczyk sportretował książnicę w latach 80-tych, o czym świadczy postępująca budowa kościoła Miłosierdzia Bożego przy ulicy Adama Asnyka (po prawej stronie obrazu). Biała hiperboidalna sylweta świątyni jest na ukończeniu. Na pierwszym planie widzimy uliczkę, w późniejszym czasie przeobrażoną w chodnik. To pamiątką po pierwotnie planowanym tutaj połączeniu ulicy Górnośląskiej z ulicą Adama Asnyka. Kolorowe tłumy na tle szarych murów budynku to chyba pozytywne przesłanie artysty. Nawet w najbardziej zaniedbanych ścianach, człowiek jest w stanie stworzyć sobą coś pięknego. Budynki tworzą ludzie – zajrzyjcie do przybytku książki spod znaku Asnyka by się o tym przekonać. Aura na zewnątrz potrafi w tym roku zmylić, ni to jesień, ni późne lato. Mimozy już przekwitły, a więc nie nabierzemy się na ciepłe promienie słońca! Zygmunt Miszczyk uprawiał drobiazgowe zapisy dotyczące światła i koloru, przełamywał szary PRL. Najbardziej kolorowy akcent na wielu jego obrazach tworzą ludzie. To trochę wiara w ludzkie możliwości.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie