
O współczesnej młodzieży mówi się, że jest pozbawiona zainteresowań i ideałów. Kłam tym poglądom zadają sami młodzi. Istniejący od kilku lat w naszym mieście kierunek studiów Ochrona Dóbr Kultury, jak i rosnąca fascynacja przeszłością Kalisza sprawiają, że rośnie nam nowe pokolenie osób zajmujących się historią najstarszego miasta w Polsce
O możliwościach kaliskich studentów znakomicie świadczy (niestety nieopublikowana) praca magisterska Marcina Mikołajczyka, poświęcona tzw. Grekom kaliskim, ludności zamieszkującej nasze miasto od końca XVIII w. Jak pisze autor, kiedy po raz pierwszy przeczytał na kartach „Ballad kaliskich” Bogumiła Kunickiego, że nad Prosną istniała kolonia Greków, którzy uciekli przed tureckimi represjami, poczuł niedosyt. Zafrapowany, postanowił zgromadzić wszelkie wiadomości na temat „bałkańskich przybyszów”. Cel został osiągnięty – powstała praca o wartości przewyższającej przeciętną. Młody badacz nie ograniczył się do zebrania istniejącej literatury, ale dokonał także kwerendy większości źródeł archiwalnych zachowanych w Kaliszu. Spośród wielu odkryć pana Marcina wymieńmy tylko jedno – twórcą wykonanej w 1787 r. dekoracji rzeźbiarskiej w kaplicy greckiej (nieistniejąca w rynku) był Franciszek Eytner, autor barokowych ołtarzy, ambony i chrzcielnicy w kaliskiej kolegiacie. Ustalenie znakomicie uzupełnia kwerendy największej znawczyni dzieł rzeźbiarza dr Ewy Andrzejewskiej.
W poszukiwaniu dzwonków pożarowych
Szukając cech wspólnych młodych badaczy przede wszystkim trzeba wymienić spostrzegawczość. To właśnie studenci pokazali nam mało widoczne szczegóły barokowej ambony (kościół św. Józefa) – niewielkie wyobrażenia słonia i jaszczurki. Oni też jako pierwsi zadali pytanie, dlaczego na obrazie przedstawiającym pierwszą znaną panoramę Kalisza („Św. Paschalis adorujący Matkę Boską”, 1715 r.) tłem dla grodu są niezwykle wysokie wzniesienia. Umiejętność patrzenia sprawia, że interesują ich zwłaszcza zabytki niedostrzegane przez oficjalne opracowania. Przykładem może być problematyka systemu przeciwpożarowego Kalisza z początku XX stulecia, która zainteresowała Bartosza Adamowskiego. Swoje rozważania młody autor rozpoczyna od retorycznego pytania: Czy zabytkiem nazwiemy tylko te obiekty, które posiadają wartość naukową, historyczną i artystyczną? Odpowiedź dana przez młodych brzmi: Nie, bo niemal w każdym przedmiocie z przeszłości można się tych wartości dopatrzeć. Dlatego też pan Bartosz postanowił udokumentować zachowaną na niektórych budynkach Kalisza dawną sygnalizację przeciwpożarową. Już samo działanie rejestrujące „pamiątki” tak niezwykłe, jak dzwonki pożarowe zasługiwałoby na uwagę. Badacz postanowił jednak wyjaśnić szereg tajemnic z nimi związanych. Z prowadzonej przez niego strony internetowej (http://przeciwpożarowy.blogspot.com/) można się dowiedzieć, że dzwonki zainstalowano w Kaliszu na kilka tygodni przed wybuchem I wojny światowej. Prócz fachowego wytłumaczenia ich funkcjonowania, możemy tu również odnaleźć wyszperane w starej prasie artykuły o tej tematyce. Oddajmy głos cytowanej przez pana Bartka „Gazecie Kaliskiej” z czerwca 1914 r. (nr 138): „Dowiedzieliśmy się z wiarygodnego źródła, że w tych dniach władze zatwierdziły projekt urządzenia w Kaliszu sygnalizacji elektrycznej ogniowej, którą kosztem kilku tysięcy rubli ofiarował kaliskiej Straży ogniowej jej dożywotni prezes, Emil Repphan. Instalację tej sygnalizacji wykona firma Siemens und Halske w osobie przedstawiciela inżyniera Stanisława Murzynowskiego, właściciela biura elektryczno-technicznego w Kaliszu”.
Monika i trumny
Nie mniej aktywne są panie, dla przykładu, Monika Wątrobska. Patrząc na drobną dziewczynę o jasnych kręconych włosach, wiele osób nie mogłoby uwierzyć, że jej fascynacje należą do tych popularnie klasyfikowanych jako „mroczne”. Cytowaną już na łamach „Życia Kalisza” opowieść o zjawie grasującej w XVIII w. w pewnej kaliskiej kamienicy pani Monika kwituje fachowo: Klasyczny przypadek poltergeista - złośliwego ducha przesuwającego lub w skrajnych przypadkach tłukącego przedmioty. Zainteresowania studentki oscylują wokół wszystkich spraw związanych ze śmiercią, bo jak sama tłumaczy, to co owiane tajemnicą przyciąga najbardziej. Z tej racji na uczelni można ją spotkać choćby z klasyczną już pracą Philippe Ariesa „Człowiek i śmierć”. Obecnie pani Monika rozpoczęła zbieranie materiałów do pracy licencjackiej pod roboczym tytułem „Ewolucja form artystycznych trumien, sarkofagów i urn od średniowiecza do współczesności”. Kaliszan powinien zainteresować rozdział opisujący takie zabytki w naszym mieście. Chociaż istniejące w podziemiach kościołów obiekty nie dają pełnego przeglądu mód pogrzebowych, ich analiza może przynieść materiał do szerszego opracowania zagadnienia. O konieczności udokumentowania „trumiennego zasobu” nadprośniańskiego grodu świadczy choćby to, że w krypcie Repphanów (cmentarz ewangelicki) zachowała się prawdopodobnie jedyna w Polsce stuletnia trumna z elektrycznym podświetleniem. Trzeba dodać, że wymienione obiekty coraz szybciej niszczeją, czego wspomniana pamiątka po Repphanach może być znakomitym przykładem. Nie mniej interesująca może się okazać analiza zjawisk współczesnych. Czy w kwestii pochówku kaliszanie są tradycjonalistami, czy wzorem Zachodu sięgają już po bardziej awangardowe formy ostatniego spoczynku?
Rosyjskie fascynacje
Kociewie to region etniczno-kulturowy we wschodniej części Borów Tucholskich. Z tak daleka do Kalisza na studia przyjechała Anna Gawrzyjał, która od razu odkryła urodę naszego miasta. Poznawała je nie tylko poprzez spacery i wykłady, ale również wizyty w bibliotece kaliskiego muzeum. Dzięki lekturze roczników „Kaliszanina” (1870 – 1892) i „Gazety Kaliskiej” (1893 – 1914) młoda autorka przeniosła się w czasy, kiedy nadprośniański gród rządzony był przez rosyjskich gubernatorów. Pani Anna wielką estymą darzy ostatniego cesarza Rosji Mikołaja II. Choć jego postać nie jest sympatyczna dla Polaków, przyszłą badaczkę ujął nie tylko dekadencki klimat dworu Romanowów, ale również tragiczne losy zamordowanego wraz z rodziną władcy. Zapewne w murach uczelni jeszcze długo będzie krążyła anegdota o tym, jak to pani Anna wprowadziła zakaz – dotyczący również wykładowców – mówienia o imperatorze per „car”. Być może pokłosiem jej zainteresowań okaże się praca o narzuconym kaliszanom kulcie rosyjskich cesarzy.
Okres zaboru stał się także przedmiotem studiów Mateusza Halaka. Z obszernej historii Kalisza w II połowie XIX i pocz. XX w. najbardziej zajmują go urbanistyka i architektura. Temat, mimo że mocno przebadany, nigdy nie został poddany całościowej analizie. Już pierwszy ogląd widokówek z początku XX stulecia, przedstawiających aleję Józefiny (obecnie Wolności) przyniósł interesujące odkrycie. Znajdujący się przed 1914 r. gmach rosyjskiego Banku Państwa (obecnie poczta) nosił na początku XX w. znamiona stylu nawiązującego do tradycyjnej architektury staroruskiej. Wprawne oko pozwalające dostrzec na starych fotografiach słabo widoczne szczegóły, to nie przypadek. Spod ręki pana Mateusza wyszły rysunkowe rekonstrukcje dawnych budowli ratusza i teatru oraz gmachy soboru prawosławnego i domku szwajcarskiego.
Nie zmarnujmy ich wysiłku
Skoro jest dobrze i mamy wspaniałą młodzież, to czemu jest źle? Innymi słowy, dlaczego tak niewiele słychać w Kaliszu o osiągnięciach ludzi młodych? Na tle sporej niestety liczby studentów przeciętnych, bardzo specjalistyczne zainteresowania często umykają uwadze wykładowców lub pozostają niedocenione. Tymczasem młody człowiek, co wiemy z własnych doświadczeń, nie ma odwagi i śmiałości, aby zabiegać o druk swoich badań. Często też nie jest przekonany o ich wartości. Brak zachęty do badań i pisania sprawia, że wiele ciekawych pomysłów pozostaje w sferze marzeń i projektów. Być może w akcję promowania twórczości młodych powinien się włączyć samorząd lub któreś ze stowarzyszeń o ambicjach kulturotwórczych, wspomagając publikowanie najlepszych prac licencjackich i magisterskich o naszym mieście. Dlaczego warto to robić? Zwyczajnie – będziemy wiedzieć więcej.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie