Reklama

Most w literaturze, poezji i... brudzie

01/10/2008 12:40
W tym roku mijają 183 lata, od kiedy w dno rzeki wbito 104 dębowe pale, na których wspiera się wielka, wymurowana z piaskowcowych ciosów arkada. Ten najoryginalniejszy zabytek miasta jest tak bardzo wpisany w rzeczywistość Kalisza, że prawie go nie zauważany. Most, przez mieszkańców zwany kamiennym, mógłby być symbolem nieumiejętności dostrzegania urody miasta nad Prosną\"\"

Pewien niesmak może budzić fakt, że budowla pierwotnie nosiła imię rosyjskiego cara Aleksandra I. Do dziś postać imperatora przywołuje wykuta w kamieniu litera A i pamiątkowa inskrypcja.  Zapewne nie podzieliła ona losu innych śladów zaborczego panowania, jak cesarskie pomniki i cerkiew, bo ułożono ją po łacinie. Czy jednak różne przypadki dziejowe nie powinny nas uwolnić od czarno-białego patrzenia na historię? Na swój sposób można wierzyć zapewnieniom, że: „Obywatele kaliscy pragną, aby most ten kosztem publicznym miasta wystawiony w marcu 1824 r. rozpoczęty, a w sierpniu 1825 r.  pod imieniem Najjaśniejszego Aleksandra I cesarza i króla ojca ojczyzny i opiekuna miasta tego ukończony, był dla potomstwa wiecznym świadkiem ich wdzięczności i przywiązania”. Chociaż już wtedy przeżywano rozczarowanie unią z Cesarstwem Rosyjskim, ciągle jeszcze pamiętano, że to właśnie Aleksander przywrócił nazwę „Polska”. Dla kaliszan ważne było to, że przy jego osobistym zaangażowaniu nadprośniański gród stawał się miastem prawdziwie europejskim. Inny pozytywny fakt związany z osobą imperatora przypomina tablica z herbem Kalisza. To on zezwolił na ponowne używanie symbolu z trębaczem. Łacińska inskrypcja głosi: „Starożytny znak miasta przez\"\" najwyższe władze łaskawie przywrócony”.
Trzy miesiące po ukończeniu budowli coraz bardziej ponury i dziwaczejący car umiera w dalekim Taganrogu. Kończą się ostatnie złudzenia o możliwości porozumienia z Rosją. Upadek powstania listopadowego jest zarazem pożegnaniem marzeń o Kaliszu – drugim po Warszawie najważniejszym mieście Królestwa. Most projektu Franciszka Reinsteina to pamiątka krótkich szczęśliwych dni, kiedy wznoszono klasycystyczne budowle. Od tej pory oficjalna nazwa  „Aleksandryjski” mogła budzić już tylko odczucia negatywne. Dla XX-wiecznego poety Eligiusza Kor-Walczaka (1913 – 2000) budowla nosi w swej monumentalnej strukturze złowrogie piętno: „Cesarski most pośród bezgłośnych krzyków (...) Kamienny most – kamienny most/ Jak grozą ciąży słowo/ Tą drogą wprost cesarski cień/ Kroczy co noc na nowo”.

Pocztówka z Wenecji?
Mimo niechlubnych konotacji mieszkańcy miasta polubili ten naśladujący rzymski łuk obiekt.  Szybko, jeszcze pod zaborem postarano się przemilczeć cesarskiego patrona. Odtąd most kamienny  stał się ważnym punktem orientacyjnym na mapie miasta. Jedno z typowych dla epoki ogłoszeń podpowiada: „Sklep korzenny zaopatrzony we wszystkie produkta (...) może dostarczyć rozmaitego gatunku mąki z młyna p. Augusta Franke, z czym polecam się łaskawym względom publiczności. K. Neugebauer. Ulica Wrocławska dom p. Sztange przy kamiennym moście nr 363”  (1873 r.).  Budowla znalazła swoje miejsce w „Nocach i dniach” Marii Dąbrowskiej. Oto jeden z bohaterów książki,  „(...) Śniadowski wyruszył (...) na obejrzenie interesujących go obiektów rządowych. (...) Po drodze stanął na kamiennym, pięknej budowy moście i patrzył na rzekę. Z jednej strony domy zdawały się wyrastać z wody – z drugiej wichrzyła gąszcz parku. W zapadającym zmierzchu wyglądało to nadzwyczaj malowniczo. – Czort! Wenecja, czy co – mrugnął z odrobiną zawstydzonego wzruszenia, jakie wzbudza widok piękności własnego kraju”.
W 1920 r. most został wpisany decyzją ministerstwa do rejestru zabytków sztuki i kultury. W maju 1939 r. władze miasta przyjęły jednogłośnie plan rozbudowy obiektu. Pracami miał kierować inżynier Józef Prochaska, ten sam, pod którego kierunkiem w 1930 r. ocembrowano brzegi rzeki. Czy decyzja ta nie zachwiałaby szlachetnych proporcji zabytku?  Na skutek wybuchu wojny prace te odłożono i na szczęście ich nie zrealizowano. 

Zamiast lwów
– lamparcice
W budowlach tego typu jest fascynujące, że tutaj toczy się codzienne, ale ulotne życie miasta. Zmieniają się mody i ubiory, a most wciąż trwa. Kto dziś może sobie wyobrazić, że w XIX wieku było to miejsce wieczornej aktywności pań lekkich obyczajów? Wtedy most zyskał przydomek „kaliskiego targowiska rozpusty”. Może właśnie z powodu obecności tych, jak je nazywano, „rozbestwionych lamparcic” zrezygnowano z postawienia planowanych  kamiennych lwów? Zamiast rzeźb na przyczółkach ustawiono bardziej praktyczne latarnie. Ich oryginalne żeliwne słupki w latach 90. ubiegłego stulecia zastąpiono współczesnymi. Bezmyślna decyzja. W tym samym czasie znany konserwator Leszek Chwilczyński wykonał ostatnią dotychczas konserwację kamiennych elementów balustrady.
Jakby na pociechę po straconych zabytkach, dzięki kronikarskiemu zapisowi ocalały informacje o różnych drobnych wydarzenia. Oddajmy głos „Kaliszaninowi – Gazecie m. Kalisza i okolic”: „Dwóch robotników z browaru p. W.[eigta] zrobiło (...) zabawny zakład. Jeden z nich twierdził, że przyłoży język do żelaznej balustrady na kamiennym moście i że takowy, a było to przy 10-ciu stopniach mrozu, nie przymarznie. Jak rzekł, tak i zrobił, ale zaledwie język przytknął do żelaza, natychmiast ten przywarł, a nierozważny robotnik, ku pociesze ulicznej gawiedzi, stanął jak przykuty do mostu. Chcąc go uwolnić, musiano przynieść gorącej wody i dopiero po polaniu żelaza język odtajał” (1873 r.). Nie jest to koniec opowieści. Kiedy w wyniku I wojny światowej wszystko dookoła uległo totalnemu zniszczeniu, ocalał most i stojący obok... drewniany kiosk. Od 1922 r. na pobliskim słupie elektrycznym pyszniła się reklama Polskiej Spółki Samochodowej „Auto – Calisia”. Już w naszych czasach postacią wpisaną w pobliską przestrzeń była „wagowa”, znana kaliszanom jako Pani Maria. Jej słynna z dokładności waga stanowiła wielką atrakcję dla dzieci, a każdy klient otrzymywał uśmiech i pisemne potwierdzenie ciężaru ciała.

Wstydliwa sprawa
Czasy, kiedy uroda mostu i rzeki znajdowała swoje miejsce w poezji i literaturze, już dawno należą do przeszłości. Patrząc na zamierającą rzekę- -śmietnik, sypiące się piaskowcowe okładziny i brud, mimowolnie przypomina się wiersz Urszuli Zybury: „jestem znad ścieku prosny/ z calisii starej jak rozpacz/ leżącej na bursztynowym szlaku łez.(...) / jestem znad ścieku prosny/ za nim tym ściekiem ścieknę – ucieknę”. Zapomniana została obietnica dana królowi Kazimierzowi Wielkiemu, w której zobowiązano się „po wszech czasy” utrzymywać rzekę w stanie umożliwiającym jej spławność. Jeszcze w 1939 r. poziom wody w tym miejscu wynosił średnio 102,50 cm, a w czasach suszy 99,30 cm. Coroczne wylewy stanowiły wielkie zmartwienie władz miasta, a każda wiosna rozpoczynała się wysadzaniem lodu w Piwonicach i umacnianiem brzegu rzeki. Dziś w najgłębszym miejscu, i to podczas jesiennych opadów, woda przy moście sięga ponad kolana. Kiedy – ryzykując skręceniem nogi – zejdziemy po brzydkiej granitowej skarpie, dopiero wtedy widać majestat budowli i jej powolny upadek. Na rycinie z ok. 1840 r., wykonanej według rysunku Konstancji Raczyńskiej, dostrzec można niewielką łódkę wypływającą spod kamiennej arkady. Jeszcze w naszych czasach kamienny łuk, widziany z perspektywy rzeki, robi wrażenie tajemniczego przejścia, ale zapomnijmy o romantycznej podróży gondolą. Teraz aby dostrzec urodę miejsca, trzeba najpierw siłą woli pominąć rury przysłaniające wytworną konstrukcję i białe nacieki zagrażającej zabytkowi soli. Muliste i śmierdzące dno kryje w sobie nie tylko porozbijane butelki i wrzucane co pewien czas kosze, ale również olbrzymie ilości cegieł pokrytych brunatnymi wodorostami. Mniej więcej na środku w wodzie wystaje z mułu zagadkowy zardzewiały pręt, zakończony gałką. Czy w tym podwodnym cmentarzysku rzeczy niepotrzebnych kryją się również gruzy zniszczonego w 1914 r. Kalisza?
Miasto odwróciło się od rzeki, a ta nie ma już siły ukarać mieszkańców powodzią.  Prace prowadzone obecnie przy bruku to tylko drobny element koniecznego remontu. Przywrócony do dawnego blasku ten fragment miasta mógłby uchodzić za najpiękniejszy. Oczyszczona i pogłębiona rzeka, podświetlona nocą arkada, budziłyby prawdziwe skojarzenia z Wenecją, a najpiękniejszy most Kalisza znów mógłby gościć w literaturze, poezji i fotografii.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do