
Kilka super zimnych dni (choć bez przesady: panie, kiedyś to były mrozy) sprawiły, że trochę zamarzło, trochę oszroniło… I właśnie te zawiązki lodu na rzekach (broń Boże – nie wchodzić) i szadź na drzewach pochylających się nad nimi sprawił, że, dla stojącego na mostach Bernardynki, wrażliwego na piękno widza (w tej roli obsadziłem nieskromnie siebie) zrobiło się malowniczo i… cudownie. No, ale ta szpalta w „Życiu Kalisza” niekoniecznie ma być poświęcona poezji i odczuciom natury estetycznej i metafizycznej – zatem – pozostając jednak przy (nad) Bernardynce przejdę do bardziej konkretnych i związanych z nią rzeczy.
Ten dziś prosty kanał zastąpił bardziej dziką odnogę – zwaną wtedy „starą rzeką” w czasie, przeprowadzonej rękoma robotników sprowadzonych (po dobroci?) z Rosji, regulacji w latach 1841-43. Przyczyną podjęcia tych prac były kłopotliwe wezbrania głównego koryta Prosny skutkujące przykrymi a czasem nawet tragicznymi w skutkach powodziami. Tak wyregulowaną Bernardynkę oraz utworzony po drugiej stronie miasta Kanał Rypinkowski określono wręcz terminami: „kanały ulgi”.
Bernardynka pogniewała się na Prosnę jeszcze przed miastem i parkiem, na wysokości łęgów tynieckich wykazując cokolwiek prawicowe (topograficznie rzecz jasna) odchylenie. W ramach wspomnianych prac regulacyjnych zaraz niemal na początku utworzonego kanału wybudowano kamienny jaz, nazwany później przewałem lub wodospadem. Nieco później pojawiła się tam nie za szeroka drewniana kładka. Niepozorny ale ważny obiekt. Nie dość, że prowadził, jeszcze po II wojnie, złaknionych kąpieli do odkrytego basenu a mieszkańców Tyńca i Rajskowa do domów, to jeszcze umożliwiał romantykom lubiącym wpatrywać się w szparko przepływającą przez kamienie „wodospadu” wodę kontemplacje życia i – niespełnione póki co – marzenia o wyprawach w góry. W latach 70. XX w. tak kładka jak i „wodospad” zostały zlikwidowane, kilkadziesiąt metrów niżej pojawił się za to tzw. jaz klapowy. Zapewne bardziej doskonały pod względem technologicznym ale… romantyki to w nim nie ma za grosz. Na tym odcinku Bernardynka „wciska się” między Park a Stadion Miejski, na który prowadzi betonowy mostek, który przed pół wiekiem zastąpił tam swego drewnianego poprzednika. Prace z tym związane pamiętają pewno starsi kaliszanie a ja dostaję gęsiej skórki na samo wspomnienie, co my wtedy – jako 9-10 latkowie – skacząc po na wpół zmurszałych belkach częściowo rozebranej starej przeprawy – wyrabialiśmy.
Nie obroniła się także przed kolejnymi atakami rzeki niziutko nad wodą zawieszona dwieście metrów niżej kładka dla kibiców zmierzających tędy na kolejne mecze niezłej w swoim czasie piłkarskiej drużyny Calisii. Wcześniej był tam przerzucony most Środkowy zwany też Tynieckim. Rytmiczne stukanie kibicowskich nóg już kilkakrotnie nadwyrężało ten mostek. No i w końcu ten zniknął był a fakt, że na wyczyny kopaczy na nowy stadion ponownie ciągną czasami tłumy nie determinuje potrzeby budowania ponownie w tym miejscu mostowej przeprawy. Dzisiaj na mecze na Łódzką jeździ się przecież samochodami, kto by tam się fatygował pieszkom.
Następnym zatem mostem do obejrzenia jest most prowadzący od strony bazyliki i miasta – z parku ku Tyńcowi. Poprzednik dzisiejszego wybudowany został pod koniec XIX w. i nazwany został przez Chodyńskiego – od koloru farby, jaką był pomalowany – „czerwonym”. Ktoś próbuje tą nazwę uzasadnić inaczej – w pobliżu tegoż miało jakoby zbierać się nasze „czerwone harcerstwo”. Bliższych szczegółów o działalności takiegoż – brak. Tędy, po przerzuceniu przez saperów Armii Czerwonej przeprawy (bo Niemcy, wycofując się w styczniu 1945 r. uszkodzili na Bernardynce wszystkie mosty) wkraczali do Kalisza Rosjanie (czołgi i większe ciężarówki przeprawiały się też brodem na Majkowie). Stąd aleja wiodąca przez most do Łódzkiej nosi nazwę Alei Walecznych (co w sytuacji, gdy prowadzi ona do… gmachu kaliskiego więzienia brzmi nieco przewrotnie). To widoki na park z tego właśnie mostu natchnęły mnie tak sentymentalnie (patrz wstęp) – i Wam, drodzy czytelnicy ŻK, radzę się czasami na nim w celach kontemplacyjnych dłużej zatrzymać.
Kolejny most swymi wysokimi łukami spina brzegi Prosny na wysokości ulicy Warszawskiej. W latach dwudziestych XIX w. w związku z budową tzw. traktu fabrycznego, czyli dzisiejszej ul. Łódzkiej do obecnego placu Kilińskiego, przewieszono nad wtedy jeszcze nieokiełzaną Bernardynką most prowadzący na Tyniec. Nazwano go „nowowarszawskim”. (nazwa „warszawski” była przynależna innemu mosteczkowi, przerzuconemu przez Babinkę) na Warszawskim Przedmieściu. Prawdopodobnie do czasów II wojny był mostem drewnianym. Częściowo zniszczony przez wycofujące się we wrześniu 1939 r. polskie wojska Niemcy dość szybko wyremontowali (wymurowali), by go… kilka lat później, w styczniu 1945 r. ponownie wysadzić – w pośpiechu, nie oszczędzając przy tym znajdującego się jeszcze na nim własnego wozu pancernego. Do zatopionego wraku tego pojazdu okoliczni odważniacy nurkowali jeszcze przez całe lato. Odbudowany został po wojnie – jako pierwszy na Bernardynce – w latach 1946-47. Jego konstruktorem był prof. Lucjan Ballenstaedt. W obecnej postaci most – zauważmy, że to pierwsza przeprawa na Bernardynce, po której pomykają także samochody – ma więc prawie siedemdziesiąt lat i jest obecnie chyba najwyżej położonym w stosunku do lustra wody mostem kaliskim. Jego krawędzie z każdej strony znajdują się na innej wysokości, stąd powierzchnia mostu – jakby tu rzec – „przestronna” – jest pochyła. Wrażenie robią też jego półkoliste podpory – łuki oglądane spod mostu.
Kolejny most to kolejny rarytas. Wniesiono go (może znowu trzeba by rzec – jego wcześniejszą postać) w 1866 r., uchodzi za najstarszą przeprawę żelazną zbudowaną przez Polaków. Stąd, obok zwyczajowej nazwy „stawiszyński” (a czasami też „bernardyński”) pojawia się również określenie – „żelazny” (choć to nazwanie zarezerwowano w Kaliszu właściwie dla innej budowli). Wprawdzie dwa lata wcześniej na Wiśle pod Warszawą powstał słynny most Kierbedzia, w tym przypadku jednak stalowe części konstrukcji (do dziś niezachowane zresztą) wykonali i zmontowali na miejscu Francuzi. Na stołecznej budowie zdobywał doświadczenie Julian Majewski, przyszły twórca mostu w Kaliszu. Żelazna konstrukcja wznosiła się na drewnianych palach wbitych w dno za pomocą kafarów. Przyczółki i filar do poziomu wody zbudowano z kamieni (według plotki – z rozebranej szubienicy z sąsiedztwa). Granit pochodził ze Śląska, cement portlandzki ze Szczecina. Powyżej zastosowano cegłę. którą dostarczył miejscowy zakład Augusta Repphana. Żelazo – poprzez porty w Antwerpii i Gdańsku a dalej Wisłą w górę – sprowadzono z belgijskich hut. W warszawskich warsztatach żeglugi parowej na Solcu przekuto je następnie w kratownicę. Dopiero w tej postaci konstrukcja została przewieziona do Kalisza. Most liczył 32 metry długości a pan Majewski, z umiarkowaną skromnością – ocenił swe dzieło: „(…) Most nowo zbudowany, mimo subtelnych wymiarów, użytego żelaza, posiada jednak odpowiednią wytrzymałość, co przypisać należy doborowemu materiałowi i dokładnej robocie, głównie zaś temu, że projekt sam w najdrobniejszych szczegółach zaś ze znajomością sztuki inżynierskiej został obrachowany. Piaskowcowa płyta erekcyjna umieszczona na przyczółku mostu od strony ul. Garncarskiej podaje zresztą – obok składu komitetu budowy – jego nazwisko. A dodać jeszcze należy, że drewniany poprzednik mostu, o którym piszemy, o długości 44 łokci stał już przy klasztorze bernardyńskim w XVIII w. – wszak tędy odbywał się wówczas jedyny od tej strony wjazd do miasta. Most Stawiszyński, który nie był jednak zniszczony w takim stopniu jak ten 100 metrów wyżej, odbudowano dopiero w latach 50-tych. I choć to, co oglądamy teraz na jego powierzchni nie powala pięknem – warto i na nim się chwilę zatrzymać, by popatrzeć sobie na kompleks kościelno-klasztorny jezuitów. Od XVI do połowy XIX wieku gospodarzami obiektów byli bernardyni – i tak, przy okazji, wyjaśnia się nam pochodzenie nazwy rzeki, którą dzisiaj „płyniemy”.
No i zostały nam jeszcze dwie przeprawy przez kanał – młodsze mosty na kaliskich obwodnicach (w tym przypadku to już nieco archaiczne określenia): Alei Wojska Polskiego (lata 70. XX w.) i Trasie Piłsudskiego (przełom stuleci). Katalog mostów Kalisza zamyka, wyznaczający administracyjny koniec miasta, most na Bernardynce w Warszówce (jego poprzednikiem uciekały tłumy kaliszan w tragicznym sierpniu 1914 r.), za którą, po następnych kilku kilometrach autonomii, Bernardynka łaskawie oddaje z powrotem swe wody Prośnie. Być może w najbliższych latach pojawi się w tych okolicach jeszcze jeden most z wybudowanej wreszcie i prowadzącej tamtędy wielkiej obwodnicy miasta. Serial: kiedy powstanie i którędy poprowadzi owe dobrodziejstwo komunikacyjne trwa sobie w najlepsze od wielu lat ale przecież w przededniu nowego roku trochę optymizmu nie zaszkodzi. Wszystkiego najlepszego…
Piotr Sobolewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Miłe wspomnienia. Kladka w parku była na wysokości boiska Prosny a zanim powstała Aleja Wojska Polskiego i most na Bernardynce w tym miejscu też była drewniana kładka. Pozdrawiam Pana Piotra.