
Wojenna historia Mieczysława Wiśniewskiego
Urodził się w 1925 r. W chwili wybuchu II wojny światowej miał 14 lat. Jako syn wojskowego, powstańca wielkopolskiego sam również walczył w obronie kraju i rodziny. Dziś uczestniczy w każdej uroczystości patriotycznej, przekazuje pamiątki dla Archiwum Państwowego, jest aktywnym członkiem kilku organizacji. Gości przyjmuje zawsze w garniturze i z uśmiechem opowiada o tym, co przeżył. Chociaż jego historia, jak i wszystkich tych, którzy pamiętają wojnę, do uśmiechu wcale nie skłania.
Dla Mieczysława Wiśniewskiego wojna rozpoczęła się ewakuacją do Sambora za Lwowem. Wraz z mamą i 10-letnim bratem z dnia na dzień znaleźli się w obcym miejscu, z dala od ojca, który jako wojskowy spełniał swoje obowiązki w Warszawie. Wyjechali z myślą, by uciec od wojennej pożogi. Niestety, znaleźli się w jej centrum. Wraz z nimi w Samborze przebywało 50 kaliszan. – Najpierw przyszli Niemcy. Jako 14-letni chłopak widziałem, jaki popłoch zapanował wtedy wśród naszych żołnierzy, nie wiedzieli, dokąd uciekać. Niemcy przyszli od południa i zachodu, a już 17 września od wschodu przyszli z kolei bolszewicy. Pamiętam, że kiedy się pojawili, to dosłownie strach było patrzeć na nich. Płaszcze do kostek obszarpane, karabiny na sznurkach, zamiast plecaków worki. Dziwiliśmy się: „to jest wojsko, które przyszło nas wyzwalać?” – wspomina Mieczysław Wiśniewski. – Potem przyszli Kozacy, oni wyglądali zupełnie inaczej. My byliśmy dzieciakami ciekawymi tego, kim oni są, w dodatku częstowali nas „sacharem”, więc często się z nimi stykaliśmy. W Samborze czas upływał od jednej kostki gorzkiej czekolady do drugiej, od kromki chleba do kolejnej. Nie zawsze udawało się zdobyć jedzenie. Ale ciężko było wtedy wszystkim. Była przecież wojna.
W poszukiwaniu rodziny
Po kapitulacji Warszawy do Kalisza wrócił ojciec Mieczysława – podoficer Józef Wiśniewski. W domu rodziny jednak już nie zastał. Rozpoczęło się poszukiwanie żony i synów. Sprawę utrudniał fakt, że rodzina znajdowała się po stronie rosyjskiej, a ojciec po niemieckiej. W listopadzie z innymi wojskowymi zdobył przepustkę i ruszył po swoich bliskich. – W połowie listopada dojechali do Przemyśla. Tam przedostali się w jakiś sposób przez San i dzięki plotkom i pogłoskom trafili do nas. Wtedy też powiadomiono wszystkich, że w Przemyślu będzie otwarta granica. Udało się dzięki temu wrócić pod koniec listopada do domu. Niestety, nie na długo. 10 lutego znowu przyszli Niemcy i dali kwadrans na spakowanie dobytku. Dokąd chcieli ich zabrać? Tego nikt nie wiedział. – Ojciec się tego spodziewał. Kilku jego kolegów trafiło w tamtym czasie nawet do obozów. A on jako powstaniec wielkopolski bardzo się bał tego, co mogą zrobić z nim i z nami Niemcy. Przez dwa tygodnie wszyscy wysiedleni przebywali w szkole przy ul. 3 maja. Potem zabrano ich na kolejne dni do szkoły przy ul. Handlowej. 10 marca znów kazano się spakować i przygotować do wymarszu. Zaprowadzono wszystkich na dworzec kolejowy. – Na szczęście to były wagony osobowe. Nikt nam nie mówił, dokąd nas zabierają. W sumie jechaliśmy dwa dni i dwie noce. Okazało się, że wywieźli nas do Jasła. Tam przydzielali nas do okolicznych wsi, my trafiliśmy do Zarzecza, 7 km od Jasła. Oprócz nas miały tam być jeszcze dwie rodziny z Kalisza. Zamieszkaliśmy u gospodarza, w jednej izbie, w której stało jedno łóżko. Kolejne miesiące były czasem próby radzenia sobie z nową rzeczywistością. Młody Mieczysław, chcąc odciążyć rodziców, zatrudnił się u najbogatszego we wsi chłopa jako pastuch, jego ojciec musiał przypomnieć sobie umiejętności, które nabył jeszcze przed I wojną światową – zaczął pracować jako masarz. Wszyscy mieli jednak nadzieję, że wojna wkrótce się skończy, a oni będą mogli wrócić do „swojego” życia. Dlatego ojciec nalegał, by straszy syn poszedł znów do szkoły. Do 1942 r. Mieczysław uczył się w „handlówce”. Potem udało się zdobyć pracę w młynie. – Najpierw przyjęli mnie tam jako praktykanta, potem awansowałem na magazyniera. Tak wyglądało życie Wiśniewskich dla postronnych obserwatorów. Niewielu wiedziało, że pod tą fasadą kryła się ciągła walka o Polskę.
Więcej w Życiu Kalisza
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie