
207 lat temu, prefekt podprefektów w naszym mieście miał rzec na wieść o nagłym przybyciu Hieronima Bonaparte do Kalisza, aby bez straty jednej chwili z co majętniejszych domów Kalisza i okolic zarekwirować: po jednej kołdrze, po 9 becików, 25 poduszek, 10 prześcieradeł – wszystko dla uposażenia świty króla Westfalskiego zmierzającego na wielką wojnę z Rosją. A działo się to 10 kwietnia 1812 roku, po doręczeniu zawiadamiającego telegramu od dworu króla do władz ówczesnego departamentu kaliskiego. W Kaliszu zapanował wtedy niezły mętlik…
A więc, wojna!
W kwietniu 1812 roku, Europa szykowała się do kolejnego niepospolitego konfliktu między dwoma największymi mocarstwami na kontynencie. Jak napisał Adam Chodyński – „dzieje Księstwa Warszawskiego w tamtym czasie, przedstawiają jedno z majestatyczno – smutnych widowisk historycznych. (…) Na piorunowy głos napoleona Bonaparte, którego szczęście i geniusz wywiodły na olbrzymie pola walk, pobiegło tysiące synów z dalekiej ojczyzny wielkiego niegdyś kraju – mowa o dawnej I Rzeczypospolitej. (…) Wołając jak rzymscy szermierze: „Cesar, morituri te salutant”, dla ambitnych jego widoków, nieśli mu życie, byt swój i rodzin oraz ich przyszłość w ofierze. Błąd to był wielki, że tak zawodnej szukano pomocy. Ze smutkiem i boleścią czyta się pamiętniki z tamtych czasów. My Polacy „papuga narodów”, jak z gorzką lecz zasłużoną ironią powiedział Juliusz Słowacki, mieliśmy zawsze szczególny pociąg do „Nadsekwańczyków” – Francuzów - przyp. red. Była to plaga nasza, bo przynosiła nam złudzenia, a za niemi klęski kosztujące morze krwi i łez (…)”.
W tym tyglu, jaki rozgorzał na starym kontynencie na początku XIX wieku, jak to bywało wcześniej, i jak pokazała przyszłość, także w późniejszych wiekach miało miejsce, Polska szukała sposobności by wydrzeć swoją niepodległość z kajdan zaborczych. Gwiazda Napoleona olśniła Polaków i dała nadzieję na upragnioną wolność …pod złotym jabłkiem francuskiego imperatora.
Przystanek Kalisz
Hieronim Bonaparte, jako wódz dywizji Westfalsko – Saskiej idącej do Rosji za innymi już będącymi w pochodzie korpusami Wielkiej Armii, ma niebawem przybyć do Kalisza, i na czas jakiś ze świtą swoją w nim się zatrzymać – tak brzmiała treść listu do prefekta kaliskiego departamentu – niejakiego Garczyńskiego. Wówczas 28-letni król Hieronim, w czasie wielkiego najazdu na carską Rosję, stał na czele pewnej części olbrzymiej arii Napoleona, składającej się z rozmaitych narodowości, bądź z własnej woli, bądź z interesu, bądź z musu łączących swe losy dla wykonania ambitnego planu niewysokiego cesarza Francuzów. W tym korowodzie piechoty – bynajmniej nie szarej, „kroczyły” też nadzieje Polaków, by pokonać cara i utworzyć przy cudownym władcy znad Sekwany, nową Rzeczpospolitą w granicach sprzed 1772 roku – czyli pierwszego jej rozbioru.
Doniesienie o przybyciu świty króla Bonaparte, cytując za Adamem Chodyńskim: „całą maszynerię urzędową wprawiło w ruch gorączkowy.” Doniesiono komendantowi kaliskiego korpusu kadetów (Pułkownikowi Podczaskiemu), że dla tegoż monarchy ma odstąpić wszystkie swe pokoje w domu prefekturalnym i nie mając nigdzie miejsca, prosi aby ten rozkazał przyszykować w korpusie kadetów co najmniej 20 pokoi, usunąwszy z nich bezzwłocznie guwernerów i kadetów, ”którzy powinni się ścieśnić jak tylko można”. W podobnym tonie, przywoływany już wcześniej Antoni Garczyński, występujący w imieniu kaliskiego departamentu, wystosował apel do księży zajmujących kolegium oraz do prezesa Trybunału , czyli sądu w Kaliszu. Domagano się w rozkazie, aby natychmiast wyprzątnięto wszystkie sale i pokoje dla dworu z wyjątkiem tego adaptowanego na kasę. Oczywiście, wobec zapowiedzi tak dostojnego gościa, Kalisz zwrócił się o pomoc finansową do Warszawy, a konkretnie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W korespondencji skierowanej do stolicy, w raporcie stwierdzono, iż by zorganizować przyjęcie króla Westfalii, zmuszony jest zwrócić się o wyasygnowanie odpowiedniej kwoty pieniężnej, której skromny budżet magistratu kaliskiego nie posiada i „na opędzanie kosztów nie ma najmniejszego funduszu”. W treści pierwszych listów skierowanych do władz Kalisza informujących o przybyciu nad Prosnę króla, rozwiano nadzieje na choć częściowe porycie kosztów jego pobytu w naszym mieście. Nieco zuchwale napisano, że: „Wszelkie potrzeby do stołu i kuchni monarszej winny być dostarczone w miejscu.” Kasa królewska nie była więc skora dzielić się pieniędzmi z władzami Kalisza. Tymczasem przygotowania zataczały coraz szersze kręgi a głowy odpowiedzialne za przyjęcie króla, z pewnością nie korzystały ze świętego spokoju. Nadleśniczy generalny departamentu, otrzymał wezwanie aby natychmiast dla mieszkania i kuchni królewskiej przysłał do Kalisza za pośrednictwem furmanek z najbliższych majątków ziemskich 20 sążni drzewa suchego sosnowego i drugie tyle leśnego – mieszanego z borów narodowych (pozostających w Skarbie Państwa). Dodatkowo, ten sam nadleśniczy zobowiązany został do dostarczania rozmaitej dzikiej zwierzyny - „najmniej przez dni osiem lub i dalej, jeżeli król dłużej bawić będzie (…).”
Nim zjechał Hieronim, wpierw już przybyli do Kalisza jego generałowie: Regnier i Lehog, żądając w trybie pilnym rozmaitych dostaw zarówno dla siebie jak i dla sasko – westfalskiego wojska pod sztandarem Bonapartego. Trudnawą sytuację miejskiej kasy w obliczu przypływu nagłych wydatków w bardzo wymowny sposób opisał ówczesny prezydent miasta – Jan Karol Horning: „W kasie miejskiej jest tylko 140 talarów, które są funduszem aż nadto niedostatecznym na wymagane dla króla dostawy, zwłaszcza, iż nikt najmniejszej nawet rzeczy bez pieniędzy dać nie chce.” W rozpaczliwym tłumaczeniu w kolejnych listach do prefekta kaliskiego departamentu, Horning pisał: „Wczoraj zapłaciłem za mięso i inne rekwizyta, więc już mało pieniędzy zostało, a jednak byłoby dobrze abym jutro na targu: masło, jaja kury i inne rzecz mógł kupić.” Ten nieco żałośnie brzmiący argument przyniósł jednak wymierne efekty. Przedniczący kasy departamentowej, wypłacił miastu Kalisz ze specjalnego funduszu ponad 4 tysiące złotych, by można było godnie przyjąć i ugościć rodzinę wielkiego cesarza.
Król Hieronim zajechał do Kalisza 13 kwietnia 1812 roku o godzinie 22.00, przed tym mijając Wschowę, Leszno, Rawicz, Zduny i Ostrów Wielkopolski. Jak tylko nadeszła wiadomość, że orszak królewski mija pola Dobrzeca, zapalono z rozkazu prefekta we wszystkich domach a w szczególności przy główniejszych ulicach „woskowe iluminacje”. Bratu Wskrzeszyciela ojczyzny Polaków – jak nakazano wiwatować Bonapartemu, okazano iście cesarski szacunek. Tak to jest przy nadziei na lepsze jutro, które w tym przypadku tak szybko jak zakładano, miało nie nadejść.
Mateusz Halak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie