Reklama

Nadsekwańczyk w gościnie

26/10/2019 07:00

207 lat temu, prefekt podprefektów w naszym mieście miał rzec na wieść o nagłym przybyciu Hieronima Bonaparte do Kalisza, aby bez straty jednej chwili z co majętniejszych domów Kalisza i okolic zarekwirować: po jednej kołdrze, po 9 becików, 25 poduszek, 10 prześcieradeł – wszystko dla uposażenia świty króla Westfalskiego zmierzającego na wielką wojnę z Rosją. A działo się to 10 kwietnia 1812 roku, po doręczeniu zawiadamiającego telegramu od dworu króla do władz ówczesnego departamentu kaliskiego. W Kaliszu zapanował wtedy niezły mętlik…

A więc, wojna!
   W kwietniu 1812 roku, Europa szykowała się do kolejnego niepospolitego konfliktu między dwoma największymi mocarstwami na kontynencie. Jak napisał Adam Chodyński – „dzieje Księstwa Warszawskiego w tamtym czasie, przedstawiają jedno z majestatyczno – smutnych widowisk historycznych. (…) Na piorunowy głos napoleona Bonaparte, którego szczęście i geniusz wywiodły na olbrzymie pola walk, pobiegło tysiące synów z dalekiej ojczyzny wielkiego niegdyś kraju – mowa o dawnej I Rzeczypospolitej.  (…)  Wołając jak rzymscy szermierze: „Cesar, morituri te salutant”, dla ambitnych jego widoków, nieśli mu życie, byt swój i rodzin oraz ich przyszłość w ofierze. Błąd to był wielki, że tak zawodnej szukano pomocy. Ze smutkiem i boleścią czyta się pamiętniki z tamtych czasów. My Polacy „papuga narodów”, jak z gorzką lecz zasłużoną ironią powiedział Juliusz Słowacki, mieliśmy zawsze szczególny pociąg do „Nadsekwańczyków” – Francuzów  - przyp. red. Była to plaga nasza, bo przynosiła nam złudzenia, a za niemi klęski kosztujące morze krwi i łez (…)”. 
W tym tyglu, jaki rozgorzał na starym kontynencie na początku XIX wieku, jak to bywało wcześniej, i jak pokazała przyszłość, także w późniejszych wiekach miało miejsce, Polska szukała sposobności by wydrzeć swoją niepodległość z kajdan zaborczych. Gwiazda Napoleona olśniła Polaków i dała nadzieję na upragnioną wolność …pod złotym jabłkiem francuskiego imperatora. 

Przystanek Kalisz
  Hieronim Bonaparte, jako wódz dywizji Westfalsko – Saskiej idącej do Rosji za innymi już będącymi w pochodzie korpusami Wielkiej Armii, ma niebawem przybyć do Kalisza, i na czas jakiś ze świtą swoją w nim się zatrzymać – tak brzmiała treść listu do prefekta kaliskiego departamentu – niejakiego Garczyńskiego. Wówczas 28-letni król Hieronim, w czasie wielkiego najazdu na carską Rosję, stał na czele pewnej części olbrzymiej arii Napoleona, składającej się z rozmaitych narodowości, bądź z własnej woli, bądź z interesu, bądź z musu łączących swe losy dla wykonania ambitnego planu niewysokiego cesarza Francuzów. W tym korowodzie piechoty – bynajmniej nie szarej, „kroczyły” też nadzieje Polaków, by pokonać cara i utworzyć przy cudownym władcy znad Sekwany, nową Rzeczpospolitą w granicach sprzed 1772 roku – czyli pierwszego jej rozbioru. 
Doniesienie o przybyciu świty króla Bonaparte, cytując za Adamem Chodyńskim: „całą maszynerię urzędową wprawiło w ruch gorączkowy.” Doniesiono komendantowi kaliskiego korpusu kadetów (Pułkownikowi Podczaskiemu), że dla tegoż monarchy ma odstąpić wszystkie swe pokoje w domu prefekturalnym i nie mając nigdzie miejsca, prosi aby ten rozkazał przyszykować w korpusie kadetów co najmniej 20 pokoi, usunąwszy z nich bezzwłocznie guwernerów i kadetów, ”którzy powinni się ścieśnić jak tylko można”. W podobnym tonie, przywoływany już wcześniej Antoni Garczyński, występujący w imieniu kaliskiego departamentu, wystosował apel do księży zajmujących kolegium oraz do prezesa Trybunału , czyli sądu w Kaliszu.  Domagano się w rozkazie, aby natychmiast wyprzątnięto wszystkie sale i pokoje dla dworu z wyjątkiem tego adaptowanego na kasę. Oczywiście, wobec zapowiedzi tak dostojnego gościa, Kalisz zwrócił się o pomoc finansową do Warszawy, a konkretnie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W korespondencji skierowanej do stolicy, w raporcie stwierdzono, iż by zorganizować przyjęcie króla Westfalii, zmuszony jest zwrócić się o wyasygnowanie odpowiedniej kwoty pieniężnej, której skromny budżet magistratu kaliskiego nie posiada i „na opędzanie kosztów nie ma najmniejszego funduszu”. W treści pierwszych listów skierowanych do władz Kalisza informujących o przybyciu nad Prosnę króla,  rozwiano nadzieje na choć częściowe porycie kosztów jego pobytu w naszym mieście. Nieco zuchwale napisano, że: „Wszelkie potrzeby do stołu i kuchni monarszej winny być dostarczone w miejscu.” Kasa królewska nie była więc skora dzielić się pieniędzmi z władzami Kalisza. Tymczasem przygotowania zataczały coraz szersze kręgi a głowy odpowiedzialne za przyjęcie króla, z pewnością nie korzystały ze świętego spokoju. Nadleśniczy generalny departamentu, otrzymał wezwanie aby natychmiast dla mieszkania i kuchni królewskiej przysłał do Kalisza za pośrednictwem furmanek z najbliższych majątków ziemskich 20 sążni drzewa suchego sosnowego i drugie tyle leśnego – mieszanego z borów narodowych (pozostających w Skarbie Państwa). Dodatkowo, ten sam nadleśniczy zobowiązany został do dostarczania rozmaitej dzikiej zwierzyny -  „najmniej przez dni osiem lub i dalej, jeżeli król dłużej bawić będzie (…).” 

Nim zjechał Hieronim, wpierw już przybyli do Kalisza jego generałowie: Regnier i Lehog, żądając w trybie pilnym rozmaitych dostaw zarówno dla siebie jak i dla sasko – westfalskiego wojska pod sztandarem Bonapartego. Trudnawą sytuację miejskiej kasy w obliczu przypływu nagłych wydatków w bardzo wymowny sposób opisał ówczesny prezydent miasta – Jan Karol Horning: „W kasie miejskiej jest tylko 140 talarów, które są funduszem aż nadto niedostatecznym na wymagane dla króla dostawy, zwłaszcza, iż nikt najmniejszej nawet rzeczy bez pieniędzy dać nie chce.” W rozpaczliwym tłumaczeniu w kolejnych listach do prefekta kaliskiego departamentu, Horning pisał: „Wczoraj zapłaciłem za mięso i inne rekwizyta, więc już mało pieniędzy zostało, a jednak byłoby dobrze abym jutro na targu: masło, jaja kury i inne rzecz mógł kupić.” Ten nieco żałośnie brzmiący argument przyniósł jednak wymierne efekty. Przedniczący kasy departamentowej, wypłacił miastu Kalisz ze specjalnego funduszu ponad 4 tysiące złotych, by można było godnie przyjąć i ugościć rodzinę wielkiego cesarza.

Król Hieronim zajechał do Kalisza 13 kwietnia 1812 roku o godzinie 22.00, przed tym mijając Wschowę, Leszno, Rawicz, Zduny i Ostrów Wielkopolski. Jak tylko nadeszła wiadomość, że orszak królewski mija pola Dobrzeca, zapalono z rozkazu prefekta we wszystkich domach a w szczególności przy główniejszych ulicach „woskowe iluminacje”. Bratu Wskrzeszyciela ojczyzny Polaków – jak nakazano wiwatować Bonapartemu, okazano iście cesarski szacunek. Tak to jest przy nadziei na lepsze jutro, które w tym przypadku tak szybko jak zakładano, miało nie nadejść.

Mateusz Halak

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do