Reklama

Narodziny archeologii

03/02/2010 15:55

Zainteresowania przeszłością naszego miasta sięgają początków XIX w. Zaczęło się od śledzenia losów „starożytnych” budowli. Daleko było jeszcze tym działaniom do współczesnego profesjonalizmu. Wyobraźnię pobudzały przypadkowe odkrycia. Rodziła się nie tylko regionalna historia, ale i archeologia

 

O tym, że Kalisz może mieć ze wszystkich polskich miast najstarszą metrykę zdawano sobie sprawę już od czasów Długosza. W 1817 r. skromny profesor literatury polskiej z Korpusu Kadetów Jan Fritsche „zmierzył w sobie w krótkości i nadmienić o historii miasta” [podjął myśl krótkiego opisania historii miasta]. Stało się to z okazji „popisu publicznego uczniów” instytucji. Zebrani goście mogli przy tej okazji nabyć pamiątkowy druczek zawierający najważniejsze informacje o przebiegu uroczystości i dziejach nadprośniańskiego grodu.  Z niego to mogli się dowiedzieć, że Kalisz „(…) jest jednym z najdawniejszych miast w Oyczyźnie naszey, gdyż pominąwszy to, co Ptolemeusz Jeograf o założeniu Miasta tegoż przez Germanów powiada, daiąc mu ówczesne nazwisko Calischa, zdaje się (…) iż niedługi czas po założeniu naydawnieyszego miasta w Polsce Gniezna, został ufundowany”. Oczytany w dawnych kronikach Fritsche wiedział również, że gród został przeniesiony z innego miejsca. Potwierdzenie podanych przez Długosza i Kromera informacji, badacz znalazł w aktach kościoła kolegiackiego i z tajemniczego rękopisu napisanego „starożytnym charakterem na pergaminie” dołączonego do dokumentów. Stare kroniki przekonują nauczyciela, że pierwotny Kalisz znajdował się na Starym Mieście. Jego uwagę zwraca też Zawodzie. Według podań miejscowej ludności potężne wzgórza w pobliżu kościółka św. Wojciecha to resztki założonej przez Szwedów ziemnej reduty i ogromnej mogiły, w których pochowano poległych żołnierzy. Dociekliwy Fritsche rozpytuje o to miejsce i od „wiary- godnych” osób uzyskuje informacje, że przed założeniem szwedzkich okopów miał się tu wznosić potężny„starościński zamek”. Potwierdzeniem tej informacji mają być odkrywane przez miejscową ludność cegły i drewno. Fałszywe rewelacje Fritschego znajdą uznanie wśród miejscowej inteligencji aż do początku XX w. Będzie ona widzieć na Starym Mieście miejsce, gdzie niegdyś wznosił się „prastary” gród i kolegiata św. Pawła z grobem Mieszka III Starego. Zawodziu i znajdującym się tu „szwedzkim górom” przypadnie nie mniej zaszczytna rola. Miała się tu znajdować wspaniała rezydencja książąt kaliskich. Edward Stawecki (1829 – 1866) autor „Albumu kaliskie” poda nawet, że zamek ten wybudowano w 1108 r., a na miejscu rzekomej budowli „znajdowano oręże rdzą strawione, cegły niezwykłego kształtu, kości ludzkie i zwierzęce”. W tworzeniu legendy będzie mieć udział ks. Piotr Kobyliński (1814 – 1896), który w 1865 r. będzie poszukiwać na Starym Mieście grobu Mieszka III Starego. Uważał on, że kościół św. Pawła znajdował się na miejscu ogrodu Banaszkiewicza, gdzie duchowny dostrzegł nawet fundamenty zaginionej budowli.  

Czas przypadkowych odkryć
Przez cały XIX w. znaleziska na terenie Kalisza i okolic miały nieplanowany charakter. Około 1819 r. nieznany z imienia kapitan Heilmeir podczas budowy drogi do  Koła natrafił na pogańską urnę. Znalezisko zostaje przekazane do Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Postawa wojskowego należy do wyjątkowych, bo takie przedmioty były wówczas najczęściej niszczone. A przecież to właśnie pochodzący z Kalisza dr Teodor Tripplin przyswoił nauce polskiej (w 1844 r.) pojęcie trzech prehistorycznych epok – kamienia, brązu i żelaza. Wielkim rozczarowaniem skończyły się w 1870 r. plany archiwisty Józefa Szaniawskiego (1805 – 1879), aby stworzyć mapę topograficzno-archeologiczną guberni z zaznaczeniem zabytków i miejsc. „Półtora roku upłynęło i nikt nie nadesłał materiałów” – pisze z żalem Szaniawski. Kaliskiemu archiwiście wtórował Edmund Stawiski (1813 – 1890) z sieradzkiego, bezskutecznie nawołując w „Kaliszaninie” do nieniszczenia i nierozpraszania przypadkowych znalezisk. Prosił on o przesyłanie ich do Sieradza do miejscowego kolekcjonera dra Stanisławskiego. Zapewne i te apele pozostały bez odzewu, bo dla „odkrywców” liczy się przede wszystkim materialna wartość. Oglądany w 1871 r. przez Szaniawskiego „pogański” kociołek mosiężny jest uszkodzony „bezbożną ręką”, bo naiwny znalazca myśli, że przedmiot wykonano ze złota. Jest to rok obfitujący w różnorodne odkrycia. Znalezione przy ul. Wrocławskiej (ob. Śródmiejskiej) kości są zbierane przez dzieci i oddawane do wyrobu kleju. Odkryta na ulicy Warszawskiej wielka beczka rozpala umysły do czasu, kiedy okazuje się, że jest ona pusta. Co pewien czas pojawiają się sensacyjne plotki  o garnkach wypełnionych złotymi i srebrnymi monetami. Jednemu z miejscowych kolekcjonerów przydarza się groteskowa sytuacja: „Pewien amator numizmatów dowiedział się, że całe ich wykopalisko sprzedano jednemu złotnikowi w naszym mieście, zmęczony bieganiną za owymi numizmatami (…) wpada do złotnika. „Pan kupiłeś numizmaty”, „Ja Panie” – odpowie złotnik. „A gdzież one są?”. Jakąż minę musiał mieć nieszczęsny kolekcjoner, kiedy zamiast upragnionego znaleziska zobaczył całkiem nową sztabkę srebra. Aby zapobiec takim sytuacjom, „Kaliszanin” zamieszcza apel: „Zwracamy uwagę kierującego robotami, że w razie wykopania jakichkolwiek naczyń monet metalowych okruchów itp., należałoby zalecić ostrożność w wydobywaniu i zachowaniu do przybycia zbieraczy podobnych przedmiotów”. Jednym z takich kolekcjonerów był adwokat Seweryn Tymieniecki (1847 – 1916). Często będzie on doprowadzać do rozproszenia znalezisk, wymieniając przedmioty na inne, bardziej odpowiadające jego zainteresowaniom. Swoje własne kolekcje, wśród których będą się znajdować także „znaleziska”, będą tworzyć Alfons Parczewski (1849 – 1933) i ks. Jan Nepomucen Sobczyński (1861 – 1942). W tym czasie nie ma jeszcze oddzielnej nauki o nazwie „archeologia”, bo wszystkie zainteresowania związane z przeszłością nazywa się najczęściej „archeologicznymi”. Wystawa zabytków urządzona w 1900 r. w salach kaliskiego ratusza również zostanie nazwana „archeologiczną”. W tym też czasie „szwedzkie góry” stanowią ulubione miejsce wycieczkowe kaliszan.

Odkrycie kolegiaty
Jest rok 1903. Kaliska inteligencja w osobach Alfonsa Parczewskiego oraz księży Sobczyńskiego i Jana Szafnickiego zaprasza do Kalisza krakowskiego profesora Włodzimierza Demetrykiewicza (1859 – 1937). Uwagę naukowca zwracają  budynki na Zawodziu, w tym kościółek, wzniesione na romańskich ciosach. Ogląda on również wykonany w 1885 r. plan „szwedzkich gór”, czyli okolic za kościołem św. Wojciecha. Naukowiec bynajmniej nie wierzy w romantyczne legendy o zamkach i Szwedach. W tym czasie teren ten jest własnością „włościanina” Koryckiego, który traktuje badacza z wielką podejrzliwością. Zapewne profesor zostałby odprawiony z kwitkiem, gdyby nie towarzyszące mu osoby, które potrafiły „powagą swoją złagodzić podejrzliwość i opozycję właścicieli”. Dzięki takiej pomocy naukowiec na jednym ze wzgórz przeprowadza próbne wykopy, które od razu kończą się sukcesem: „(…) natrafiłem na głębokości 1 – 1,5 m na zwalone w nieładzie piękne obrobione i profilowane ciosy, pochodzące z średniowiecznej okazałej budowli romańskiej z XII wieku, raczej kościelnej niż świeckiej”. Swoje odkrycie Demetrykiewicz momentalnie zidentyfikował jako zaginioną kolegiatę św. Pawła. Pewna część romańskich kamieni stanie się ozdobą kolekcji wspomnianych wyżej kaliszan. Odkrycia są na tyle obiecujące, że wiosną 1904 r. Demetrykiewicz kieruje do Komisji Antropologicznej Akademii Umiejętności w Krakowie memoriał w sprawie finansowania dalszych wykopalisk. Najpierw spotyka go niepowodzenie, a sprawa zostaje przesunięta do Komisji Historii Sztuki. W kwietniu tego samego roku badacz w imieniu jej przewodniczącego prof. Mariana Sokołowskiego zwraca się ponownie do mecenasa Parczewskiego o umożliwienie badań na już zidentyfikowanym grodzisku: „W interesie powodzenia tego naukowego przedsięwzięcia pragniemy z wielu ważnych powodów przyspieszenia zamierzonej ekspedycji na koniec kwietnia lub początek maja bieżącego roku”. Niestety komisja z powodu wykorzystania funduszy postanawia przesunąć badania na rok 1905. Data jest wyjątkowo niefortunna – na terenie Królestwa Polskiego i samego Kalisza wybucha rewolucja. Nikt już nie myśli o archeologii, a Zawodzie staje się świadkiem burzliwych demonstracji. Badania zostają przerwane na prawie pół wieku, a ich wyniki tych pierwotnych będą powoli zapomniane. Myśli o przeprowadzeniu prac archeologicznych powróci w okresie międzywojennym, ale na przeszkodzie ponownie stanie brak środków. Pieniędzy zabraknie nie tylko na wykopaliska, ale również na wykupienie terenu z rąk prywatnych właścicieli. Mimo połowicznego powodzenia rok 1904 wyznacza czas odkrycia fundamentów kolegiaty św. Pawła i początek nowoczesnej archeologii na terenie Kalisza.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do