Reklama

Nasz gubernator

31/01/2019 00:00

Rzecz o Michale Piotrowiczu Daraganie. Szkic do portretu

Rok 1917, może trochę później, Piotrogród. Dookoła szaleje rewolucja, a mieszkańcy oglądają dantejskie sceny. Na ławce w jednym z licznych petersburskich parków siedzi nędznie ubrany i wychudzony starzec. Jest środek zimy, a on nie ma dokąd pójść. Głodny, wyziębiony człowiek umiera. Nikt w ogarniętym chaosem mieście nie interesuje się jego losem, przecież zrewoltowane miasto nad Newą ogląda takie obrazki na co dzień. Nad ranem grabarze zabierają ciało i wrzucają do wspólnego grobu z innymi bezdomnymi. Zamarznięte ciało... Takie według legendy były ostatnie dni Jego Ekscelencji, Koniuszego Najwyższego Dworu, członka senatu i eksgubernatora kaliskiego – Michała Piotrowicza Daragana

Do Kalisza pierwszy raz przyjechał w 1879 r. Kiedy w 1882 r. otrzymał stanowisko gubernatora, było to senne nadgraniczne miasto liczące około 19 tys. mieszkańców. Martwotę popowstaniowej prowincji z rzadka przerywały urządzane w zamożnych domach bale i koncerty. Nowo mianowany gubernator przybył z Petersburga. Stan ówczesnych dróg był fatalny, kiedy więc powóz dotarł do mieszczącego się przy placu św. Józefa pałacu gubernialnego (obecnie starostwo) podróżni byli zapewne bardzo zmęczeni. Tutaj, w przebudowanym jeszcze za cara Aleksandra gmachu, czekały na nich pokoje po poprzedniku – gubernatorze Szabelskim. Następnego dnia w reprezentacyjnej sali pałacowej odbyła się prezentacja nowych władz. Licznie stawili się carscy urzędnicy oraz oficerowie 15. pułku dragonów aleksandryjskich. Przybyli też, bardziej z konieczności niż z własnej woli, przedstawiciele polskich elit miasta z prezydentem. Dla nich władza gubernatorska nie była niczym innym jak narzuconą okupacją. Wszyscy z niepokojem czekali na przybycie władz. W końcu pojawił się nowy gubernator – w paradnym mundurze pułkownika, ze szpadą u boku i błyszczącymi orderami prezentował się znakomicie. Przywitanie musiało być chłodne. Nic, nawet znakomita francuszczyzna ani kulturalny sposób bycia Jego Ekscelencji, nie mogło zmienić niechętnego stosunku Polaków do obcej zaborczej władzy.  Z czasem nieufność do Michała Piotrowicza miała się zmienić w szczere przywiązanie i wzajemny szacunek.

Prawdziwy
gospodarz miasta
Nowy gubernator zdecydowanie różnił się od swoich kolegów na stanowiskach, którzy pobyt w Królestwie Polskim traktowali jako rodzaj politycznego zesłania lub okazję do zdobycia majątku. Taki Josif Hurko, generał, gubernator warszawski (notabene nie znoszący się z Daraganem) posunął się nawet do kradzieży kosztownych posadzek w Zamku Królewskim w Warszawie. Nasz gubernator, znakomicie wykształcony absolwent Nikołajewskiej Szkoły Junkrów Kawalerii, z doświadczeniem administracyjnym zdobytym na podobnych stanowiskach, m.in. w Wołogodzie, postanowił doprowadzić powierzoną mu gubernię do rozkwitu.
Trudno wyliczyć wszystkie zasługi Michała Daragana w tym dziele. Przede wszystkim poprawiono fatalną sytuację szpitalnictwa kaliskiego. Za poparciem gubernatora w mieście powstało szereg towarzystw kulturalnych i społecznych. Dla już istniejącej Straży Pożarnej w 1887 r. wzniesiono nową siedzibę. Zbudowane gmachy ratusza (1890 r.) czy teatru (1900 r.) były wyrazem znakomitego gustu gubernatora, który walczył o jakość projektów, jak i materiałów. Dbano, aby większość prac wykonywali kaliscy fabrykanci i rzemieślnicy; tam gdzie nie byli w stanie sprostać wymaganiom, zdecydowano się zwracać do renomowanych ośrodków zagranicznych. Rozmiłowany w romantycznych ogrodach, rzeźbach i ruinach, Daragan uczynił z parku prawdziwą perłę i dumę miasta (o Parku Miejskim pisaliśmy w trzech poprzednich odcinkach). Ten Rosjanin powoli zaczął zmieniać Kalisz tak, że stał się on wkrótce zielonym miastem. Najpiękniejsze klomby zdobiły podjazd do gubernatorskiego pałacu i skwer księcia Eugeniusza na placu św. Józefa. Jego Ekscelencję można było spotkać również na uroczystych obiadach urządzanych na cześć jubileuszy zasłużonych mieszkańców miasta. Gośćmi tych przyjęć byli prócz gubernatora sami Polacy.
Nie było inicjatywy, która nie spotkałaby się z zainteresowaniem Michała Piotrowicza – czy to urządzenie wystawy w salach ratusza (1900 r.), czy założenie Towarzystwa Ratowania Tonących (1893 r). Był Daragan najprawdopodobniej pierwszym kaliszaninem, który wsiadł w 1898 r. do samochodu marki Benz i wraz z niejakim Gajewskim  przemierzył trasę z Piotrkowa do Kalisza.  W swojej działalności na rzecz dobra miasta i regionu potrafił się nawet posunąć do łamania prawa. Nie zawahał się pojechać osobiście do Petersburga z łapówką zebraną wśród okolicznego ziemiaństwa i fabrykantów. Przekupionemu przez niego ministrowi udało się przekonać cara Mikołaja II do wydania zezwolenia na budowę kolei. W 1902 r. pierwszy pociąg dotarł do stacji Kalisz.

Jeszcze Polska
nie zginęła póki... Daragan żyje
Pod jego rządami kaliszanie mogli się cieszyć dużą swobodą narodowościową. Nawet znienawidzony przez Polaków hymn państwowy „Boże, cara chrani”, którym rozpoczynało się każde przedstawienie w teatrze, odgrywano długo przed spektaklem tak, żeby Polacy nie musieli uczestniczyć w tym widowisku lojalizmu. W obecności władz gubernialnych zastępcy naczelników powiatów rozmawiali po polsku. Według jednej z opowieści przekazywanej z pokolenia na pokolenia pewnego razu Daragan podczas spaceru po parku miał spotkać ogrodnika nucącego słowa „Mazurka Dąbrowskiego”. Gubernator taktownie udał, że nie słyszy. Jakże więc też musiał się zdziwić, kiedy ogrodnik dokończył tekst patriotycznej pieśni własnymi słowami: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki Daragan żyje”. Niezależnie od tego, czy historia jest prawdziwa, czy nie, dobrze oddaje stosunek tego nietypowego carskiego urzędnika do polskości.
Niestety, zwyczaje gubernatora nie uszły uwadze policji. Tak jawnie propolska polityka stała się powodem odwołania Daragana ze stanowiska w 1902 r. Mimo powrotu do Rosji, eksgubernator nadal interesował się sprawami miasta. Jeszcze w 1905 r. próbował wybudować nad Prosną dom. Pozostawił Kalisz zeuropeizowany, zamożny i z coraz lepszymi perspektywami na przyszłość, a przecież życie osobiste nie szczędziło mu smutków. Tutaj, w Kaliszu, pozostawił grób dwóch córek, Anny i Marii. Być może ukojenia po stracie Daragan szukał w sztuce. Wśród zabytków wypożyczonych przez niego na wystawę starożytności w kaliskim ratuszu znalazły się przedmioty najwyższej klasy. Sporządzony katalog wystawy notuje m.in. piękną płaskorzeźbę przedstawiającą św. Jerzego i kryształowy puchar z wizerunkiem Marii Leszczyńskiej. Zapewne te dzieła znalazły się w petersburskim mieszkaniu polonofila, skąd na bruk wyrzuciła go bolszewicka rewolucja.
   
Portret
niejednoznaczny
Michał Piotrowicz Daragan jest postacią silnie zmitologizowaną w historii miasta. Nie wszystkie przytoczone tutaj wydarzenia mają mocne oparcie w źródłach. W obiegowej opinii Daragan był rosyjskim gubernatorem, który stał się prawie Polakiem. Bardzo chcielibyśmy w to wierzyć, ale czy za postawą „Jego Ekscelencji” nie kryła się świadoma polityka, mająca na celu uczynienia z Polaków – przy zachowaniu ich odrębności narodowej – wiernych poddanych cara? A może ten bardzo kulturalny człowiek istotnie współczuł naszemu narodowi i życzył mu jak najlepiej? Jedno jest pewne: kaliszanie szanowali i cenili jego osobę. Kiedy odchodził, mieszkańcy nadali mu tytuł honorowego obywatela miasta. Pragnęli też, aby w parku stanęło jego popiersie, a skoro nie udało się tego zrealizować, nazwali jego imieniem obecną ulicę Asnyka.
Dzieła Daragana zniszczyły wojny. Pozostał tylko grób jego córek na cmentarzu prawosławnym, portret i park daleki od dawnej piękności. Może gdyby przywrócić to ukochane zielone dzieło gubernatora do świetności, on sam, już jako romantyczny duch, przechadzałby się nadal po cienistych alejkach nocnego parku…
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do