Reklama

Nie jestem szamanem muzycznym

15/10/2010 10:24

Z Adamem Klockiem, dyrygentem, dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii Kaliskiej, rozmawia Agnieszka Burchacka

– Mija dziesięć lat od kiedy ówczesny dyrektor filharmonii, Tadeusz Wicherek wprowadził Pana do występu inaugurującego sezon artystyczny 2000/2001. Pamięta Pan te kaliskie początki?
– Moje kaliskie początki są dużo starsze i sięgają 1991 r., kiedy byłem licealistą i ówczesny szef orkiestry, Krzysztof Lewandowski zabierał nas, byśmy wspomogli skład orkiestry. Pierwszy raz wystąpiłem w  Kaliszu w charakterze wiolonczelisty w orkiestrze. Graliśmy dwukrotnie. Później, kiedy wygrałem konkurs wiolonczelowy w Elblągu, pan Lewandowski zaprosił mnie na mój pierwszy koncert jako solisty z orkiestrą filharmoniczną. Grałem koncert D-dur Haydna, to był 1992 r.
Dla mnie Kalisz jest miejscem specjalnym. Jako licealista grałem tutaj jako muzyk orkiestry, zaczynałem karierę solisty z filharmonią. A później, dzięki uprzejmości kolejnych dyrektorów, kilkakrotnie miałem przyjemność gościć i jako wiolonczelista, i jako dyrygent, inaugurując m.in. jako dyrygent festiwal Chopin w Barwach Jesieni.

– Dobrze wspomina Pan te początki?
– Dla młodego człowieka początek kariery jest zawsze etapem tremującym, ale myślę, że właśnie te pierwsze występy dały mi bardzo wiele. Musiałem się zapoznać z estradą. Tu zawsze była sympatyczna publiczność i sympatyczna orkiestra, która pomagała solistom wspierając ich.

– Dlaczego spośród szerokiej gamy instrumentów, wybrał Pan wiolonczelę?
– To rodzinna specjalność. Mój tata jest wiolonczelistą. Od lat jest koncertmistrzem polskiej orkiestry kameralnej, obecnie Sinfonia Varsovia. Poza tym grał wiele jako solista (m.in. w słynnej Carnegie Hall) i kameralista, m.in. z Wandą Wiłkomirską czy Kristianem Zimermanem. Jest znaną postacią w świecie wiolonczelowym. Przyznam, że rodzice nie za bardzo pchali mnie do grania. Nie musiałem grać,  tylko naprawdę chciałem.

– Jak w takim razie przekonał Pan rodziców, że pójście w ślady taty będzie właściwe?
– Rodzice nie przeszkadzali mi w wyborze życiowej drogi. Kiedy byłem mały, nie chciało mi się ćwiczyć. To, że chce się grać nie oznacza wcale, że jest się chętnym do pracy.  Myślę, że żadne dziecko tak naprawdę nie lubi ćwiczyć i to jest zupełnie normalne. Dopiero w liceum przyszedł moment, kiedy wiedziałem, że chcę się zająć na poważnie muzyką. Zabrałem się do pracy. Końcówka liceum to były pierwsze sukcesy konkursowe, potem studia. Wszedłem w rynek muzyczny w Polsce i za granicą. Udało mi się grać w niezłych salach koncertowych. I tak do tej pory...

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo zyciekalisza.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do